Pisząc te słowa siedzę w samochodzie i czekam na Łukasza. Przed chwilą sędziował mecz footballu amerykańskiego w ... Suchej Beskidzkiej.
Po porannej mszy pojechaliśmy na męską wycieczkę.
Męską, bo w Dzień Ojca. Męską, bo z dorosłym już prawie synem. Męską, bo na mecz w dyscyplinie, której męskości z pewnością nie można odmówić.
Było to pierwsze spotkanie, które oglądałem z moim synem w charakterze sędziego.
O idzie, muszę kończyć.
Teraz już piszę z domu.
Na miejsce dojechaliśmy o 12. Mecz miał się rozpocząć o 14. Łukasz poszedł na odprawę sędziów, a ja musiałem sobie czas zagospodarować.
Wcześniej nie byłem w Suchej Beskidzkiej, ale chwila w internecie i już wiedziałem, gdzie trzeba się pokręcić. Zwiedziłem zamek,
zjadłem obiad w sławnej Karczmie Rzym
i obejrzałem (z zewnątrz, bo było zamknięte) budynki kościelno-klasztorne.
Na football trochę się spóźniłem, ale i tak mogłem przez 2 godziny podziwiać zmagania drużyny miejscowej z zespołem z Rzeszowa. No a przede wszystkim obserwowałem mojego syna w pasiastej koszuli używającego gwizdka, rzucającego flagę i wykonującego różne sędziowskie gesty. Dobra robota!
Po meczu głodnego jak wilk sędziego zabrałem jeszcze na obiad do najsłynniejszej w Polsce karczmy, a ja napiłem się kawy.
Tak to dziś świętowaliśmy Dzień Ojca - było super!
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz