Mam 43 lata.
Pracuję od 18 lat, gdy tylko skończyłem studia.
Do emerytury pozostało mi 24 lata biorąc pod uwagę właśnie przegłosowaną ustawę.
Wracając wczoraj autem z pracy, usłyszałem w radio głos słuchacza, który zadał pytanie, dlaczego przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego protestują głównie ludzie starsi, których ta reforma już i tak nie obejmuje. Odpowiedź nasunęła mi się jakby automatycznie: bo Ci których temat dotyczy w tym czasie są w pracy.
Tak, ktoś musi zarabiać i na rząd, który reformę przygotował, i na sejm, który ustawę przegłosował, i na związkowców, którzy licznie zgromadzili się w Warszawie.
Wracając do mojej powyższej wyliczanki, muszę powiedzieć, że z obecnej perspektywy nie ma dla mnie większego znaczenia, czy będę musiał pracować jeszcze 22 lata, czy 24 lata, a może nawet więcej (bo jestem prawie pewien, że podwyższanie wieku emerytalnego zanim go osiągnę będzie jeszcze nie raz przedmiotem dalszego majstrowania).
Dziś oczywiście nie mam pojęcia, czy w ogóle do emerytury dożyję. A może wręcz przeciwnie będę żył, jak moja śp. babcia do 97 roku i na emeryturze spędzę, po przepracowaniu 42 lat, jeszcze pełne 30 lat.
Wiem, wiem nie chodzi tu o moją skromną osobę, tylko o średnią statystyczną. System emerytalny bankrutuje, bo coraz więcej ludzi, na coraz dłuższy okres czasu, chce emeryturę pobierać, a coraz mniej ludzi pracując, do wspólnego worka się dokłada.
Powyższe dotyczy nie tylko systemu emerytalnego, niestety. Mam wrażenie, że w ogóle coraz mniej ludzi chce pracować: wytwarzać dobra, dążyć do prawdy, tworzyć piękno. Boję się, że coraz więcej ludzi chce korzystać, z tego co wypracowali inni, ale sami nie przyczyniają się do wzrostu, który tylko konsumują.
Podam dwa przykłady pozytywne. Może to w jakiś sposób zachęci tych, wychowanych jedynie na "mnie się należy".
Poseł Marek Plura. Znam go z czasów, gdy jeszcze nam się demokracja nawet nie śniła. Człowiek od strony fizycznej absolutnie niepełnosprawny. Jak pisał wczoraj na FB: "Ja bez pomocy innych nawet
wysikać się sam nie mogę, ale pracuję już ponad 15 lat żeby żyć za swoje,
a nie za cudze z pomocy społecznej, choć żyłem z niej w latach 1991-95 w
DPS Caritasu w Mikołowie." I jeszcze: "Nikt mi nie podarował żony i
dzieci w prezencie, nie wygrałem pracy w LOTTO, to co mam wypracowałem
sam i będę pracował z chęcią do 67, jak Bóg da zdrowie, a jak nie da to
pójdę na rentę jak każdy płacący na ZUS".
Drugi przykład: Monika. Nie znam jej osobiście. "Spotkaliśmy się" w internecie. Też osoba z silną niepełnosprawnością i często z codziennym bólem. Podobnie jak Marek, mogłaby spokojnie powiedzieć innym: nic nie jestem w stanie wam dać. A jednak, Monika poza ogromem modlitwy i ofiary ze swojego cierpienia, pisze artykuły i maluje obrazy. Maluje ustami, bo ręce nie działają. Jak maluje? Proszę bardzo:
Kryzys systemu emerytalnego, moim zdaniem, jest nie tylko kryzysem finansowania systemu. To jest kryzys wynikający z egoizmu. Z myślenia tylko o tym, jak wyszarpać dla siebie, jak najwięcej.
Oby takich ludzi, jak Marek i Monika było jak najwięcej. Oni uczą nas wszystkich przełamywać bariery: bariery swojego egoizmu, bariery niemocy, bariery zamykania się w sobie. Uczą nas jak dawać z siebie innym jak najwięcej.
Z taką postawą żaden kryzys nie byłby nam straszny.
Pozdrawiam