wtorek, 30 lipca 2019

Malta - katastrofy c.d.

Dziś wybraliśmy się śladami św. Pawła.

Jak wiadomo, św. Paweł rozpoczął swoją wizytę na Malcie od katastrofy statku, którym podróżował.

My, wzorem Apostoła Narodów, naszą dzisiejszą eskapadę też rozpoczęliśmy katastrofą. Spóźniliśmy się na autobus, gdyż... przyjechał niespodziewanie punktualnie. Poszliśmy więc na drugi przystanek, gdzie autobusy jeżdżą co pół godziny i spędziliśmy na nim... pełną godzinę.

Godzina na przystanku

Można ewentualnie iść dalej pieszo ok. 1 km, ale droga jest wąska, kręta i przez to niebezpieczna.

Niebezpiecznie, szczególnie dla pieszych

Umęczeni słońcem i bezsensownym wyczekiwaniem, wsiedliśmy w końcu do busa, by dojechać na przesiadkę do Mosta. Znów czekamy. Przyjeżdżają wszelkie możliwe numery, z wyjątkiem naszego. W końcu jest: 186. Machamy (bo tu tak trzeba, to już wiemy). Widzi nas... i nie zatrzymał się. Pojechał dalej. Wkurzyliśmy się nie na żarty.

Po kolejnych może 10 min. przyjechał jeszcze jeden 186 i wsiadła Ela, a ja za nią. Przy kasowaniu biletu, kierowca dał mi kilka euro i poprosił, bym mu kupił coś w barze przy przystanku. Ku przerażeniu żony, wysiadłem, podbiegłem do baru i próbowałem powtórzyć wyrażenie szofera. Po drobnych perturbacjach okazało się, że chodzi o jakiś napój. Kupiłem, a kierowca na mnie poczekał. Widać, chciało mu się pić.

Tym sposobem, po 2,5h podróży, przebyliśmy odległość ok. 10km, by znaleźć się w Rabacie i Mdinie.

Jednym z celów była dziś Grota św. Pawła, gdzie podobno przebywał, po jego maltańskiej katastrofie.

Grota św. Pawła w Rabacie

C.d.n



Pozdrawiamy z Malty







poniedziałek, 29 lipca 2019

Malta - adaptacja

Zaczynamy się adaptować do lokalnych warunków.

Jak to się robi?

Po prostu, chcąc dzisiaj gdzieś pojechać, wyszliśmy z naszego domu 5 min. po rozkładowym czasie odjazdu autobusu. Poczekaliśmy jeszcze z 10 min. i nasz bus się pojawił. Nie zdziwiło nas też, że na kolejnym przystanku wszyscy musieli wysiąść, by kilka minut później tym samym pojazdem dostać się do miasteczka Mosta. Tu znajduje się piękna bazylika, z podobno czwartą na świecie kopułą o średnicy 37,2 m.

Kościół Wniebowzięcia NMP w Mosta

Nie mogłem nie wejść na wieżę.

Schody. Windy nie ma

Warto było, by podziwiać świątynię z góry.

Ołtarz główny (i dwa boczne)

Trochę sobie przypomniałem wrażenia z Bazyliki Św. Piotra w Rzymie. To pewnie jedna z tych większych budowli.


Rozeta na posadzce pod kopułą

Z dołu kopuła prezentowała się imponująco.

Wnętrze kopuły

Kościół miał swój niepowtarzalny klimat.

Miejsce modlitwy

Zwiedziliśmy też zakrystię.

Zakrystia

Gdy uznaliśmy, że trzeba wracać, znów w ramach adaptowania się do lokalnych zwyczajów, przyjęliśmy następujące założenie: jeśli bus wjedzie do naszej miejscowości, wysiadamy i zjemy kolację u siebie. Jeśli, jak w sobotę z bagażami, dojedzie tylko nad plażę, pójdziemy zjeść do restauracji. Okazało się, że tym razem oszczędzono nam trudnego i niebezpiecznego marszu.



Pozdrawiamy z Malty

















Malta - próba rehabilitacji

Bywa tu pięknie:

Panorama w Mellieha

Ale po kolei:

Dobrze, że w miejscowości, gdzie mieszkamy jest kościół. Mogliśmy wczoraj bez problemu uczestniczyć we Mszy Św. Nie szkodzi, że była odprawiana po maltańsku.

Kościół Św. Józefa

Potem wybraliśmy się autobusem do wioski Popeye'a. Tu właśnie kręcono wersję z aktorami popularnej kreskówki Disney'a. Ciekawa rzecz, nie tylko dla dzieci.

Popeye village

Zatrzymaliśmy się jeszcze w mieście Mellieha z piękną bazyliką.

Sanktuarium Matki Bożej

Na tyłach bazyliki, obok cmentarza, usiedliśmy na lodach i przepysznej, a przede wszystkim zimnej lemoniadzie z arbuza.

Stąd mogliśmy podziwiać fantastyczne widoki.

Błękitna Laguna

Z bajkowego nastroju wybudziła nas lokalna komunikacja. Nasz autobus, który jeździ co godzinę, miał dokładnie pół godziny opóźnienia (lub następny przyjechał przed czasem?)


Pozdrawiamy z Malty












niedziela, 28 lipca 2019

Wanielijo po ślōnku #107

Podług Łukasza:

Jezus, jak kajś boł, to rzykoł, a jak skōńczōł, to jedyn s Jego uczniōw Mu padoł: "Pōnie naucz nos rzykać tak, jak Jōn tuż nauczył swojich uczniōw".

Przi kościele Pater Noster we Jerozolimie 


Toż Ôn im rzek: "Jak bydziecie rzykać, to gŏdejcie tak:

Ōjcze, niych się świynci Twoje miano; niych przidzie Twoje krōlestwo! Chlebiczka naszego powszedniego nōm dŏwej, na kożdy dziyń i przebŏcz nōm nasze grzychy, bo i my przebŏczōmy tym kerzy nōm zawiniyli. I niy dej, coby nos pokusa przełōnaczyła".

Dalij do nich gŏdoł: "Kery s wos, jak mŏ kamrata, pōdzie do niego w środku nocy i mu powiy: Kamracie, pożycej mi trzi bochynki chleba, bo mōj pszociel prawie przijechoł na byzuch, a jŏ niy mōm nic w chałpie. A tamtyn ôdrzeknie ze środka: dej mi świynty spokōj. Dźwiyrza mōm już zawarte i śpia s dzieckami w jednym łōżku. Niy moga wstać i ci dać. Dyć wōm godom, choby niy wstoł skuli tego, że je jego kamratym, to skuli tego, że je zmierzły, do mu to, czego mu trza.

I Jŏ wōm godom: proście, a bydzie wōm dane; szukejcie, a znojdziecie; klupejcie, a wōm ôtworzōm. Dyć kożdy, fto prosi, dostŏwŏ, fto szukŏ, znojduje, a tymu, kery klupie, ôtworzōm. Jak keregoś z wos, ôjcōw, syn poprosi ô chlyb, czy do mu puta? Abo ô fisza, czy do mu wynża? Abo jak poprosi ô jajco, do mu skorpiona? Dyć jak wy, pomimo, iście som źli, poradzicie dŏwać swojim dzieckōm dobre dary,  to co dopiyrŏ Ôjciec s nieba, kery do Ducha Świyntego tym, co Go proszōm.



Ôstōńcie s Bogiym





Maltańska katastrofa

To, że trzeba było wstać przed 3 w nocy, by zdążyć na samolot, to jest pikuś. Dolecieliśmy spokojnie i na czas.

Jeszcze na lotnisku kupiliśmy bilety 7 dniowe na tutejszą komunikację publiczną po 21 euro i możemy jeździć do woli. Wsiedliśmy do X4 i bez problemów dotarliśmy do Valletty. Mogliśmy już zacząć podziwiać ciekawą zabudowę tego miasta. Na końcowym przystanku szukaliśmy postoju autobusu nr 44, bo taki miał nas zawieść do miejsca naszego pobytu. Gdy wszystkie stanowiska postojowe się skończyły, a 44 nie było, zapytaliśmy tubylca. Okazało się, że za rogiem są kolejne przystanki. Prawie na samym końcu znaleźliśmy nasz.

Autobus podjechał bardzo punktualnie. Dalej podziwialiśmy ciągle miejską, głównie historyczną zabudowę. Wszystko tu jeździ po lewej stronie, nawet na rondach :) Dobrze, że nie wypożyczyliśmy swojego auta. 

Mieliśmy wysiąść na przystanku Manikata. Niestety, z nieznanego nam powodu, autobus dojechał w okolice Golden Bay i kierowca stwierdził, że to już koniec.

Wypakowaliśmy się z naszymi bagażami i zastanawialiśmy się, co dalej. Komórka pokazywała, że mamy "tylko" 950 m. To ruszyliśmy pieszo, ciągnąc za sobą torby. Komórka niestety nie pokazała, że będzie ostro pod górę. Nie pokazała też, że kluczowy, najbardziej stromy odcinek drogi jest właśnie w przebudowie. W pyle, kurzu, po żwirze, w żarze lejącym się z nieba, jakoś wdrapaliśmy się w okolice naszego hoteliku. Musieliśmy wyglądać dość nędznie, bo zatrzymał się samochód i miły kierowca pomógł nam się odnaleźć - zadzwoniłem do naszego gospodarza, a on z nim pogadał po maltańsku. Robert wyszedł na główną drogę i zaprowadził nas do siebie. Bez tego, w wąskich i pogmatwanych uliczkach miasteczka, mogliśmy jeszcze krążyć z godzinę.

Warunki mamy dobre: pokój z łazienką i wspólna z sąsiadami kuchnia z salonem. Minusy to wifi nie sięga do pokoju, a widok z okna niezbyt romantyczny

Pozdrowienia z Malty


Dużym minusem jest też niestety jednak spora odległość do morza po, jak się okazuje, wąskiej i niebezpiecznej dla pieszych drodze i brak czegokolwiek na miejscu. Jedynie mały sklepik czynny wczoraj do 13 uratował nas przed śmiercią z głodu i pragnienia.

Teraz już może być tylko lepiej.




Pozdrawiamy z Malty







czwartek, 25 lipca 2019

Propaganda

Kiedyś wnp był serwisem gospodarczym, dość fachowym.

Dziś atakują brutalną propagandą.


Polskiej rodzinie PiS niczego nie ofiarował. Raczej zabiera w różnorakich podatkach, by potem część zwrócić, krzycząc przy tym wniebogłosy.

Nawet złotówka nie pochodzi od rządu, a co dopiero miliard. To są pieniądze podatników.


Powyższe trzeba powtarzać w nieskończoność. Szczególnie przy tak zmasowanej rządowej propagandzie.



Pozdrawiam






środa, 24 lipca 2019

Polska dobrze działa

Wbrew powszechnemu narzekaniu (w tym mojemu) są takie obszary naszego państwa, które działają wzorowo.

Właśnie kończy mi się ważność dowodu osobistego. Zdopingowany przez żonę, po pracy szybko podjechałem do fotografa, który odpowiednie zdjęcie zgrał mi na pendrive'a.

Po powrocie do domu wszedłem na ePUAP, gdzie mam założony profil zaufany...




...i wniosek o nowy dowód złożyłem w ciągu 3 minut.

Już się nowy dowód osobisty produkuje. Super!


Oby wszystko w Polsce tak dobrze działało!



Pozdrawiam




poniedziałek, 22 lipca 2019

Jak kochać?

Jak kochać

  • narodowca, który w koszulce "Armia Boga" zionie nienawiścią?


  • homoseksualistę, który publicznie demoralizuje nasze dzieci?
  • dziennikarza Radia Maryja uporczywie promującego polityków skłócających ludzi?
  • niefrasobliwego biskupa zagrzewającego do walki, gdy nic nie jest nam tak potrzebne, jak pokój?
  • polityka, który nawet Boga chce wykorzystać do swoich podłych celów?
  • samego siebie, gdy widzę własną małość?

Nie da się inaczej niż patrząc oczami Jezusa, który za wszystkich oddał życie
Dla Niego każdy z nas jest absolutnie najważniejszy: narodowiec, homoseksualista, dziennikarz, biskup, polityk i ja sam. 




Pozdrawiam




niedziela, 21 lipca 2019

Wanielijo po ślōnsku #106

Podug Łukasza:

Jezus prziszli do jednyj wsi. Tam jedna baba, kero miała na miano Marta, przijyna Go we swojij chałpie. Jejij siostra, na kero wołali Maria, zicła sie przi Pōnie i suchała, jak ôsprawio.

A dyć Marta porzōnd lŏtała, coby wszyjskim dogodzić. W końcu sztopła przi Nim i pedziała: "Pōnie, czy je Ci to jedno, że jŏ sama lotom, a moja siostra sie ino siedzi. Weź ij powiydz, coby mi pomogła".

A Pōn tak ij pedzioł: "Marto, Marto, starŏsz sie i nerwujesz ô roztōmajte rzeczy, a trza ino trocha abo ino jednego. Maria ôbsztalowała sie nojlepszy kōnsek, kerego żŏdyn ij niy weźnie."

Moziaka z kościoła w Betanii w miejscu domu Marii i Marty




Ôstōńcie z Bogym





sobota, 20 lipca 2019

Polska w Europie? Patriotyzm?

Zrobiliśmy z bratem w zeszłym tygodniu ponad 3000 km europejskimi drogami.

Zapłaciliśmy 36,5 euro za roczną winietkę na Szwajcarię i 9,20 euro za 10 dniową na Austrię.

Właściwie całą drogę pokonaliśmy bez przeszkód. Korek zafundowała nam dopiero Polska na bramkach w Gliwicach, gdzie winniśmy byli uiścić opłatę w wysokości 16,20 zł.

Zdjęcie archiwalne (bo tu korki od lat takie same)

Muszę powiedzieć, że znów dopadła mnie myśl, że Polska to jednak mentalnie z Europą nie ma zbyt dużo wspólnego. Ciągle trwamy na dzikich stepach Wschodu (i chyba się w tych warunkach coraz bardziej ugruntowujemy).


Polityku (z dowolnej opcji), chcesz mi tłumaczyć coś o patriotyzmie w wielkich słowach, z powiewającymi sztandarami i mazurkiem w tyle?

Jeśli faktycznie, jak mówisz, kochasz Polskę i Polaków, przestań pieprzyć, weź się do roboty i zmień system poboru opłat na polskich autostradach, by po kilkunastu godzinach jazdy, nie trzeba było stać w kolejce kilka kilometrów od domu. To naprawdę nie jest takie trudne. Trzeba tylko rzeczywiście chcieć coś dla ludzi zrobić.



Pozdrawiam






czwartek, 18 lipca 2019

Szwajcarskie ostrzeżenie

Proponuję dziś jeszcze jedną kwestię związaną ze Szwajcarią.

Być może będzie ona dla kogoś ostrzeżeniem i pozwoli mu uniknąć mojej wpadki.

Chur - Szwajcaria

Nie miałem pojęcia. Nie doczytałem. Tak, wiem, Szwajcaria nie jest członkiem Unii Europejskiej. Jednak leży w Europie, w strefie Schengen i ma pewnie wiele praw podobnych, jak w pozostałej części naszego kontynentu. Spodziewałem się, że telefonia komórkowa będzie tam droższa, ale to co się stało, przekroczyło moją wyobraźnię.

Było tak:
Gdy wjechaliśmy na teren Szwajcarii, akurat ja prowadziłem samochód. Moja komórka leżała nieużywana. Po wyjściu z auta odczytałem 3 sms-y:
  • 18:44 - Rozpocząłeś transmisję danych w roamingu...
  • 19:56 - Wartość transmisji danych w roamingu przekroczyła 192 zł...
  • 20:06 - Zablokowaliśmy transmisję danych w roamingu w związku z przekroczeniem 240 zł...

Tak więc, każdemu dobrze radzę: 
Zanim wjedziesz na teren Szwajcarii wyłącz transmisję danych w swoim telefonie!



Pozdrawiam





wtorek, 16 lipca 2019

Szwajcarskie Msze

Mój wyjazd do Szwajcarii miał jeszcze jeden niesamowity aspekt. Już wspominałem, że byłem na tygodniowym wypadzie z moim bratem. Wielu z Was wie, że Kazik jest księdzem. Mało tego, gościliśmy u naszego znajomego, też księdza, który od wielu lat posługuje w tym alpejskim kraju.

Oznaczało to, że codziennie miałem okazję uczestniczyć w Eucharystii i to w dość niecodziennych okolicznościach.

W dniu wyjazdu, wcześnie rano Kazik odprawił Mszę Św. w naszym domu, dla mojej Eli i dla mnie.

We wtorek, w dniu wspomnienia świętych męczenników z Chin, już w Szwajcarii, obydwaj księża celebrowali Eucharystię. Było to o tyle ciekawe, że ks. Adam od wielu lat jeździ właśnie do Chin i ma tam sporo przyjaciół. Ornat, który miał na sobie mój brat, został stamtąd przywieziony.

Mój brat w chińskim ornacie i ks. Adam

Środowa poranna Eucharystia odprawiana znów w skromnym składzie jednego "parafianina", czyli mnie, była pamiętna z uwagi na rozbudowaną modlitwę wiernych, gdzie w trójkę, w sposób spontaniczny zanosiliśmy do Boga wiele próśb w sprawach, którymi żyjemy.

W kolejnym dniu wybraliśmy się rano do Sanktuarium Maryjnego w Einsiedeln. Jest to przepiękny, barokowy, ogromny klasztor Benedyktynów. Przypadkiem okazało się, że był to dzień właśnie św. Benedykta. Kazik przyłączył się do koncelebry Mnichów, a ja usiadłem w gronie zgromadzonych wiernych. Liturgia była odprawiana bardzo uroczyście, włącznie ze śpiewanym przeistoczeniem. 

Niesamowita była też Msza Święta, którą księża odprawiali w Domu Starców. Przyszło na nią kilkadziesiąt pensjonariuszy, w tym, o własnych siłach, pewna 101 latka. Wśród tych starszych, czasem chorych i niedołężnych ludzi, mimo bariery językowej (msza po romańsku, z kazaniem po niemiecku), czułem kwintesencję Kościoła i jakaś szczególną obecność Jezusa w tych często bezradnych już osobach. Jednak w ich gestach, zmarszczkach twarzy, śpiewie i modlitwie odnajdywałem szczególne piękno.

Kocham Eucharystię w każdej postaci, ale te podczas wypadu do Szwajcarii były dla mnie szczególnym ubogaceniem.




Pozdrawiam (tym razem z Płocka)







poniedziałek, 15 lipca 2019

Skarby Szwajcarii

Szczęśliwie wróciliśmy wczoraj wieczorem ze Szwajcarii. 

Po przejechaniu połowy Europy, największy problem na drodze sprawił nam korek... na bramkach w Gliwicach. Koszmar!

Szwajcaria została mi w sercu, w duszy, w pamięci i na zdjęciach. Choć zdjęć jeszcze nie zdążyłem zrzucić na komputer i przejrzeć, bo jestem już w tej chwili służbowo na Kujawach.

Jeśli chodzi o wrażenia wzrokowe, to zdecydowanie numer jeden należy do widoków ze szczytu (no prawie, bo z okolic szczytu) Corvatsch.

Fragment panoramy

Były jeszcze inne skarby, które mogłem w Szwajcarii w sposób szczególny  na tym wyjeździe odkrywać, ale o tym innym razem.



Pozdrowienia z Inowrocławia








sobota, 13 lipca 2019

Marszowo

Nie mogłem dziś brać udziału w Katowicach w Marszu Autonomii Śląska, ale to nie znaczy, że siedziałem w domu. Miałem też stosowny strój.

Nie nerwuj Hanysa!

Ruszyliśmy na alpejskie szlaki. Raczej trudno nazwać nas alpinistami, ale co udało nam się zobaczyć, to już nasze. Choć chętnie wrażeniami uchwyconymi aparatem, się podzielę.












Co tu dużo gadać. Kocham góry!



Pozdrawiam ze Szwajcarii









Marsz Autonomii w Szwajcarii

Pozdrawiam ze Szwajcarii wszystkich uczestników Marszu Autonomii Śląska.

Ślonsko fana na 3303 m n.p.m. - Corvatsch

Jak się uczyć, to od najlepszych.








piątek, 12 lipca 2019

Po książęcemu

Trafiliśmy dziś do Liechtensteinu.

Pozdrowienia od Księcia

Niestety, Para Książęca nie zechciała nas przyjąć na pokoje. Ale nie ma co żałować, bo chatkę wybudowali strasznie wysoko - komu chciałoby się tam wdrapywać.

Zamek Liechtenstein

Deszczowy Liechtenstein opuściliśmy i wróciliśmy do Szwajcarii. Z autostrady zjechaliśmy do miasta Chur - chyba najstarszego w całym państwie. Jest to stolica kantonu, w którym mieszkamy, czyli Gryzonii.

Chur

Poza innymi ciekawymi miejscami, zachwyciła nas katedra.

Katedra Najświętszej Maryi Panny

Gdy wracaliśmy do siebie, Bracik wymyślił, by nieco zboczyć do widocznego z drogi zamku. Zamek zamkiem, ale miejsce, do którego trafiliśmy przy okazji po prostu mnie powaliło.

Gdzieś pod, a właściwie nad Surses


Tam trzeba było zatrzymać się na dłużej.

Wino jabłkowe, miejscowy ser i rewelacyjny widok

To się dopiero nazywa książęce życie.



 Pozdrawiam







czwartek, 11 lipca 2019

Zurych - kto bogatemu broni?

Zanim dotarliśmy do Zurychu...

Zurych

...trafiliśmy do miejscowości Einsiedeln. Znajduje się tam ogromny klasztor Benedyktynów z Sanktuarium Maryjnym.

Klasztor Benedyktynów w Einsiedeln

Czy dzień św. Benedykta, który właśnie dziś przypada, to nie jest dobry czas, by pomodlić się w uroczystej Mszy Św. wraz z Benedyktynami?

Tak, jak wczoraj mogliśmy ubogacać się pięknem dzieł Stwórcy, dziś podziwialiśmy piękno dzieł człowieka. Niestety wspaniałości barokowego wnętrza bazyliki nie mogę zaprezentować ze względu na zakaz fotografowania. Jednak co zostało w głowie, sercu i duszy jest nie do przecenienia.

W samym Zurychu przespacerowaliśmy się najdroższą i najbardziej prestiżową ulicą Europy - Bahnhofstrasse.

Bahnhofstrasse
Ponieważ z zasady nienawidzę zakupów, nic nie kupiłem - kto bogatemu broni, nic nie kupić?

Znalazłem za to bank, który jest odpowiedzialny za mój frankowy kredyt hipoteczny.

Banque Nationale Suisse

Pogadałem chwilę z dyrektorem i obiecał trzymać kurs franka w ryzach.

Gdy sprawy finansowe były załatwione, postanowiliśmy się dalej ubogacać. Dobrym pomysłem było między innymi zwiedzenie najstarszego kościoła w Zurychu z przejmującymi witrażami Marca Chagalla.

Kościół Fraumünster

Nie mniej ciekawy był też kościół po drugiej stronie rzeki.

Kościół Grossmünster

Choć pogoda nas dzisiaj nie rozpieszczała (mogliśmy tym bardziej docenić wczorajszy słoneczny dzień), jestem pewien, że Zurych potrafił nas ubogacić. Swój udział w tym miał również patron Europy - św. Benedykt.



Pozdrawiam






środa, 10 lipca 2019

Corvatsch 3303

Czasami zbyt pochopnie używamy stwierdzenia, że "widok zapiera dech w piersiach". Jednak to, czego udało nam się dziś doświadczyć było spektakularne.

Na Corvatsch wjechaliśmy kolejką linową. Już po drodze było na co patrzeć. Po wyjściu z wagonika na końcowej stacji na wysokości 3303 m n.p.m. ukazał się widok przecudny. 

Może choć w niewielkim stopniu udało się jakiś fragment piękna Alp przedstawić na fotografiach.

Słoneczna pogoda pozwoliła patrzeć po horyzont

Wysokie, ośnieżone góry na wyciągnięcie ręki

Potęga Alp

Najwyzszy szczyt - Piz Ela 3339 m n.p.m

W towarzystwie Eli i mojego brata wypiłem w takich okolicznościach przyrody dobrą kawę.

Kawa na 3303

Można się było do woli nacieszyć tym miejscem, bo nigdzie się nie spieszyliśmy, choć udało nam się potem zwiedzić jeszcze St. Moritz.

Z pogodą nie mogliśmy trafić lepiej. 



Stwórcy niech będą dzięki za piękno i majestat gór. Wdzięczność Bogu przepełnia w ten wieczór moją duszę.




Pozdrawiam






Etykiety

zdjęcia (2735) wiara (1128) podróże (961) polityka (712) Pismo Św. (702) po ślonsku (448) rodzina (416) Śląsk (414) historia (399) Kościół (367) zabytki (356) humor (301) Halemba (291) człowiek (256) książka (218) święci (216) praca (210) muzyka (206) gospodarka (177) sprawy społeczne (177) Ruda Śląska (153) Grupa Poniedziałek (111) ogród (110) Jan Paweł II (106) filozofia (105) muzeum (105) miłosierdzie (91) Covid19 (89) środowisko (89) sport (82) dziennikarstwo (76) film (67) wojna (61) Papież Franciszek (58) biurokracja (57) Szafarz (45) dom (44) varia (38) teatr (34) św. Jacek (33) makro (7)