Objechałem dziś całą Rudę Śląską, czyli miasto, gdzie mieszkam, na rowerze 🚲
Jestem z siebie dumny!
Z drobnymi poprawkami wybrałem utworzoną kilka ładnych lat temu tzw. Obwodową Trasę Rowerową, która umożliwia przejazd przez (prawie) wszystkie dzielnice miasta.
Najtrudniej chyba było wdrapać się ścieżką rowerową wzdłuż N-Ski na wysokość Castoramy i jeszcze ciut dalej. Tam przewyższenie od strony Bielszowic było najtrudniejsze.
Na szczycie miasta
Wbrew pozorom w naszym mieście jest szereg ciekawych miejsc.
Karmańske zawsze robi wrażenie
W dniu, kiedyś niefrasobliwie*, poświęconym św. Józefowi podjechałem pod kościół - jego Sanktuarium w Rudzie 1.
Kościół św. Józefa
To był mniej więcej najbardziej wysunięty punkt na północ, bo za chwilę zaczyna się tam granica Bytomia. Przejechałem Orzegów i Godulę, i skierowałem się na Chebzie i Nowy Bytom. Pierwszy raz podziwiałem Kafaus jakby od zaplecza.
Osiedle Kaufhaus
Obok Wielkiego Pieca Huty Pokój nie da się nie zatrzymać, by zrobić zdjęcie.
Wielki Piec Huty Pokój
Z Nowego Bytomia dalej pedałowałem w stronę Świętochłowic. Tam trochę się pogubiłem, bo straciłem szlak. Ale szybko się odnalazłem trafiając na Bykowinę i dalej do Kochłowic.
Oznaczenie szlaku dobre, z drobnymi wyjątkami
Po przekroczeniu pod mostem autostrady A4 szlak skręcił w prawo w las. To był chyba najtrudniejszy odcinek: droga pod górkę - Mrōwczōm Gōrke po żwirze, kamieniach i piachu.
Tak czy inaczej po ponad 30 km wróciłem szczęśliwy do domu na Halembę.
Wczorajsze popołudnie na Stadionie Śląskim było dla mnie wielkim wydarzeniem.
Stadion Śląski - Memoriał Kamili Skolimowskiej 2024
Nie jestem bywalcem stadionów. Dość powiedzieć, że ostatni raz byłem na San Siro w Mediolanie, w kwietniu. Tylko obiekt zwiedzaliśmy, bo na mecz z AS Romą nie dostaliśmy niestety biletów. Natomiast na Stadionie Śląskim poprzednim razem zasiadałem w... 2007, na niezapomnianym koncercie Genesis.
Memoriał Kamili Skolimowskiej to oczywiście lekkoatletyka. Szczerze mówiąc 2 tygodnie po Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu nie spodziewałem się czegoś specjalnego. Okazuje się, że byłem w dużym błędzie. W Chorzowie obok polskich gwiazd pojawiło się sporo sportowców ze świata i to z czołowych miejsc w swoich dyscyplinach.
Zwykle sport oglądamy z żoną przed telewizorem. Po wejściu na stadion byliśmy nieco zdezorientowani. Nie pomagał fakt, że w naszej części nie było zbyt wyraźnie słychać komentatorów. Ekran na przeciwległej stronie był też dość mały i daleko. Na co tu patrzeć? Ktoś biega, ktoś skacze, ktoś rzuca. Ale po chwili żeśmy się z tym oswoili.
Jednak na żywo, wśród ponad 42 tys. kibiców, oglądanie zmagań sportowców to jest świetna sprawa. Szczególnie, że wyniki przechodziły najśmielsze oczekiwania. Wiele konkurencji kończyło się rekordem meetingu, ktoś tam poprawił swój rekord życiowy lub nawet rekord swojego kraju.
Podczas biegu na 3000 m mężczyzn najpierw myślałem, że spiker po prostu zagrzewa nas do kibicowania. W pewnym jednak momencie zorientowałem się, że tu faktycznie stawką jest rekord świata. Ostatnie okrążenie to już był szał całego stadionu. Faktycznie Jakob Ingebrigtsen wynikiem 7:17.55 o ponad 3 sekundy pobił 28 letni poprzedni rekord.
World rekord na 3000 m Jakob Ingebrigtsen
To było coś! Kto miał w życiu okazję widzieć na własne oczy pobicie rekordu świata?!
Z boku stadionu nie mieliśmy może najlepszych miejsc. Skok wzwyż odbywał się daleko, na drugim końcu. Młot i oszczep leciały w naszym kierunku, ale zawodnicy byli daleko. Przed nami występowali panowie od pchnięcia kulą i zaczęli konkurować skoczkowie o tyczce. Żona miała pełną rację, gdy stwierdziła, że jeśli Armand Duplantis dziś znów pobije rekord świata, to mamy najlepsze miejsca na stadionie.
Gdy pojawiła się ta tablica, wiedzieliśmy, że znów dzieje się historia
I faktycznie, najpierw aż trzech mistrzów osiągnęło pełne 6 m. Na koniec przesympatyczny Szwed za drugim podejściem pobił swój własny rekord skokiem na wysokość 6.26 m. Jest niewiarygodny!
To była końcówka zawodów, a Stadion Śląski odleciał w przestworza.
To mogę jeszcze raz zapytać, kto w jedno popołudnie był świadkiem dwóch rekordów świata?!
Zainstalowałem aplikację. Zapłaciłem 10 zł. Poszedłem do najbliższego punktu.
Zeskanowałem w aplikacji kod z roweru. W nim coś przeskoczyło i... znowu się zablokował. Być może coś niechcący kliknąłem w aplikacji? Choć chyba nie, bo blokowanie roweru odbywa się ręcznie na rowerze, a nie w telefonie. W każdy razie 1 zł skasowało.
Drugi raz nie dało się, roweru wypożyczyć, bo chyba 9 zł to za mało na koncie. Doładowałem metrorower drugą dychą i wziąłem rower jeszcze raz. Tym razem ruszyłem bez problemu.
Próbny przejazd z pozostawieniem roweru w innym punkcie uważam za udany.
Niy znōm sie na fusbalu, to niy byda się sam wymōndrzōł ô polskim manszafcie, jak terõzki wszyjscy.
Znaczy wiym, co to je elwer, rōg, trefić w lata abō na aus, a nawet kedy je spolōny. Ale tak po prōwdzie to fusbal mie mierzi. Nigdy żech niy bōł na szpilu, a we telewizyjoku to dlō mie ciekawszy je snooker.
Niy znaczy to, żech nigdy niy bōł na stadiōnie. Na ślōnskim żech miōł szczyńście suchać Genesis - koncert życiō. Zarōz pōtym stadiōn zawarli na duge rōki. Dwa miesiōnce nazōd ôbejrzōł żech San Siro we Mediolanie.
Udōwōm, że kibicuja
Jak prōwdziwy fusbaler
Trōwa u sōmsiōda je zawżdy bardzi zielōno
Bōł żech tyż kiejś na narodowym we Warszawie. Nawet na szpilu, ale... footballu amerykańskego. Ja, to je piykny szport. Fest tymu pszaja.
Mój przemądrzaly zegarek czyli smartwatch bardzo o mnie dba. Na przykład, gdy za długo siedzę, woła: "Rusz dupę!".
Rusz dupę
Ostatnio zdarzyło mi się to na autostradzie A1 po przejechaniu połowy Polski. Oczywiście w samochodzie trudno wstać i pospacerować, ale...
Chwilę później wjechałem na wyboje, które powstały na tej przecież nowej drodze na skutek złego materiału wbudowanego w jej konstrukcję. Trzeba tu zwolnić do 80 km/h i trochę niestety poskakać przejeżdżając przez wadliwy wielokilometrowy odcinek.
Po chwili mój zegarek mnie pochwalił:
Zażywasz ruchu. Dobrze!
No tak, ruchu to się tam zażywa i to w nadmiarze. Choć ze zdrowiem niewiele to ma wspólnego.
Póki co, to jednak głupia ta sztuczna inteligencja... 😉