Wyczytałem wczoraj, że Fiskus się odchudza.
Ciągle i zawsze jestem za tym, by Państwo, jako takie, a w szczególności biurokracja się nie tylko odchudzała, ale cierpiała na przewlekłą anoreksję. Niestety, naszemu aparatowi urzędniczemu taka choroba nie grozi. Od lat mamy tu do czynienia raczej z nadmierną otyłością. Rozdymana administracja wszelkiego stopnia i w każdym miejscu życia obywateli od lat konsumuje bez umiaru miliardy złotych, które są z nas wysysane w postaci podatków.
Ministerstwo Finansów |
Z drugiej strony czytam w artykule, iż "nadal jednak w urzędach i izbach skarbowych, celnych oraz urzędzie kontroli podatkowej pracuje 62,6 tys. osób". Pewnie wszyscy są baaaardzo potrzebni. Przecież muszą bronić nasze Państwo przed oszustami i złodziejami. I faktycznie, w 2004 roku wykryli "oszustwa na rekordową kwotę 10,2 mld zł". Brawo!
No to policzmy. Jeśli każdy urzędnik zarabia średnio 5 tys. zł na rękę (zakładam, że w tym są i premie, i wszelkie inne dodatki), to to oznacza, że w sumie jego koszty wynoszą 7081 zł brutto. Razy 12 miesięcy = 84 972 zł rocznie. Mnożąc przez ilość osób pracujących w w/w urzędach wychodzi kwota rocznych kosztów utrzymania armii urzędników na poziomie 5 319 247 200, czyli 5,3 mld zł.
Oznacza to, że, jeśli moje założenia są prawdziwe, ponad połowa z wykrytych oszustw jest przejadana przez samych urzędników, którzy nad tym pracują.
Na koniec dwa pytania:
- Co jeśli urzędnicy zarabiają jednak więcej?
- Jaki procent wartości wykrytych oszustw udaje się przekształcić w faktyczne wpływy do budżetu?
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz