Pierwsza niespodzianka jest taka, że na wczorajszym koncercie byłem... z żoną.
Zwykle na różnego rodzaju koncerty chodzę sam. Jednak to właśnie moja Ela od wielu, wielu lat lubi muzykę tworzoną przez Basię Trzetrzelewską. Nie zastanawiałem się więc wcale i na wczorajszy koncert we Wrocławiu kopiłem dwa bilety.
Basia ze swoimi rewelacyjnymi muzykami |
Plan był taki: z pracy wychodzę o 15.00, jak najszybciej zabieram żonę z domu, jedziemy do Wrocławia, zostawiamy auto w miejscu noclegu, podjeżdżamy tramwajem do Hali Stulecia, jemy obiad, wchodzimy na koncert o 19.00.
I w sumie wszystko się udało do momentu, gdy wjechaliśmy we Wrocław. Na jakichś światłach utknęliśmy na dobre 30 minut. W pewnym momencie zdecydowaliśmy, że już nie ma co jechać na nocleg, trzeba kierować się prosto na Halę Stulecia. W końcu dojechaliśmy jakieś 45 minut przed koncertem. Halę obeszliśmy dookoła - nie dało się wejść. Ela dobrze poradziła, by sprawdzić jeszcze raz na bilecie. Okazało się, że koncert jest obok - w sali audytoryjnej WCK. No to druga niespodzianka - bo miałem nadzieję zobaczyć słynną Halę Ludową i niestety nic z tego.
Trzecia niespodzianka polegała po prostu na tym, że na koncert wchodziliśmy głodni. Niestety było już mało czasu, a stoliki w restauracji WCK wszystkie były zajęte.
Całe szczęście nie doświadczyliśmy niespodzianki, jak para przed nami, gdy ich bilety przy wejściu nie chciały się zeskanować i zostali zawróceni do wyjaśnienia sprawy.
Niestety, zaraz za kontrolą biletów przyczepił się do mnie młody człowiek z głupią prośbą: "Proszę pokazać zawartość torby." W torbie miałem aparat, z którym nie zostałem wpuszczony na salę.
Jednak największą niespodzianką był fakt, że koncert Basi był świetny.
Zdjęcie z komórki :( |
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz