Zwolniłem się dziś z pracy, by na 15.00 zdążyć na pogrzeb kolegi - Szafarza Nadzwyczajnego Komunii Św.
Męczył się z rakiem nie pamiętam już od ilu miesięcy. Do końca prosiliśmy o jego uzdrowienie, ale widać Bóg miał inne plany i powołał go do Siebie. Najwyższy wie co robi.
Byłem u niego z Panem Jezusem w poprzednią niedzielę. Modliliśmy się, wykomunikowałem go, czytaliśmy wspólnie Pismo Św. nawet wspólnie zaśpiewaliśmy pieśń. Był jeszcze zupełnie świadomy. Rozmawialiśmy, pytał o zakrystię, a ja mu opowiadałem, że trwa generalny remont. Potem w piątek wieczorem zmarł podczas modlitwy wśród najbliższych, o czym wiem z sms-a jego żony.
Dziś miał piękny pogrzeb: czterech księży z proboszczem na czele, czterech nas szafarzy przy ołtarzu. Dość dużo ludzi w kościele. Przygotowana liturgia, śpiew scholi, skrzypce. Pełna nadziei homilia naszego byłego wikarego o Bożych obietnicach. On już uczestniczy w liturgii niebieskiej, ale pewnie radował się widząc ilu ludzi przystępowało w jego intencji dziś do Komunii Św.
Na cmentarzu już nie byłem, bo spieszyłem się do Płocka, skąd teraz piszę te słowa.
Życzę jego żonie, rodzinie, najbliższym i przyjaciołom siły płynącej wprost od Zmartwychwstałego.
Dla Romka proszę Boga o życie wieczne, o życie w pełni w Bogu, o życie do jakiego tęsknił już tu na ziemi.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz