Nie będę udawał. Nigdy nie byłem wielkim fanem słuchającym wszystkich audycji od rana do nocy. Nawet nie jest tak, że nie mógłbym żyć bez którychś tam konkretnych audycji.
Mój tryb życia nie pozwala na regularne słuchanie radia. Najczęściej włączam odbiornik, gdy jadę samochodem. Zanim przyszła "dobra zmiana" i przez wiele, wiele lat wcześniej w moim aucie prawie zawsze była to "Trójka". Choć już dużo wcześniej zmieniałem na inne rozgłośnie w momencie audycji publicystyczno-politycznych.
Mam też związanych z "Trójką" kilka ciepłych wspomnień.
Nie umiem znaleźć, w którym to było dokładnie roku, ale pamiętam, że gdzieś na przełomie lat '70 i '80 ubiegłego wieku, po szkole (jeszcze chodziłem do podstawówki) poszliśmy do kumpla, bo on miał już takie nowoczesne radio, by usłyszeć pierwszy raz w życiu sygnał "stereo". Pamiętam jak byliśmy podekscytowani, gdy pierwszy raz dźwięk rozpoczynający "Zapraszamy do Trójki" wędrował między dwoma głośnikami. To było coś niesamowitego.
Były czasy, że wiedziałem, jak układa się "Lista przebojów" Marka Niedźwieckiego.
Ciepły głos, a przede wszystkim niesamowita elegancja w kontaktach ze słuchaczami Piotra Barona zawsze mnie inspirowała do dobra.
Z kolei barwa tonu Piotra Kaczkowskiego już do końca życia będzie mi się kojarzyła z ubieraniem choinki i wigilijnymi zapachami z kuchni.
I można tak wymieniać, i wymieniać...
Nie można natomiast pominąć Wojciecha Manna. Nie ma co mówić. To jest po prostu klasa sama w sobie.
Dziś, a właściwie wczoraj (bo trzeba też wspomnieć Annę Gacek) "Trójka" się skończyła.
A właściwie trzeba to powiedzieć wprost: "Trójka" została wykończona.
Przykro patrzeć (w tym przypadku nie-słuchać)
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz