poniedziałek, 31 lipca 2017

Ślązak o Powstaniu Warszawskim

Jutro mamy kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.

Być może dlatego, że jestem Ślązakiem, patrzę na ten czas bardziej jak na wielką tragedię niż na bohaterstwo.

Próbuję sobie wyobrazić to napięcie, które musiało towarzyszyć Warszawiakom, którzy po 5 latach okupacji, niewoli i upokorzenia chcieli wywalczyć sobie niepodległość. Potrafię zrozumieć ludzkie emocje, które kazały często młodym ludziom chwycić za broń i walczyć z wrogiem.


Natomiast zupełnie obca jest mi postawa tzw. przywódców powstania. Ktoś kto wydaje rozkazy, by nieuzbrojeni cywile mieli się zmierzyć z regularnymi oddziałami niemieckiego wojska czy innych militarnych oddziałów był chyba szalony.


Ta polska brawura, uleganie emocjom (co z tego, że patriotycznym) i brak zimnej kalkulacji powoduje ogromne nieszczęścia.


Jeśli chciano się mierzyć z wrogiem, to najpierw trzeba było ocenić czy są szanse na wygraną. Brutalnie rzeczywistość to za kilkanaście dni zweryfikowała. Jeśli liczono na Stalina, trzeba było najpierw się z nim dogadać, że pomoże, a nie liczyć na jego dobre serce. Zbyt szybko się okazało, że na nim widok zza Wisły na wykrywającą się Warszawę nie zrobił specjalnego wrażenia. Nawet sprzymierzonym oddziałom nie pomógł w przeprawie. (Wiem co mówię, bo mój wujek zginął na przyczółku czerniakowskim.)


Byłem kilka lat temu w Muzeum Powstania Warszawskiego. Wywarło na mnie ogromne wrażenie.

Jednak do dziś prześladuje mnie obraz dziecka-powstańca w za dużym hełmie z karabinem.

Dziecko - żołnierz ?


I zadaję sobie brutalne pytanie: czym się to różni od barbarzyństwa współczesnych Afrykańczyków tworzących oddziały dzieci tak samo wyposażanych w broń i uczonych nienawiści do wrogów, o których czasem słyszymy z mediów.


Pozdrawiam



niedziela, 30 lipca 2017

Ewangelijo po ślonsku #45

Podle Mateusza:

Jezus pedzioł ciźbie ludzi tako bojka:
Krolestwo niybieske podane je na skarb skryty kajś na polu. Znod go jedyn chop i nazod skrył. Uradowany poszoł, sprzedoł wszyjsko, co mioł i kupioł to pole. I dalij, krolestwo niybieske podane je na handlyrza łod pereł. Jak znod jedna drogocynno perła, poszoł, sprzedoł wszyjsko, co mioł i ja kupioł.

I dalij, krolestwo niybieske podane je na sieci wciepnione w morze i chytajonce roztomajte fisze. Jak som pełne, to sie je wyciongo na brzeg i dobre fisze idom na patelnio, a złe sie wyciepuje. 

Dobre fisze

Tak bydzie na końcu świata: wyjdom janioly, wyłonaczom złych łod sprowiedliwych i wciepnom ich do fojery: tam bydzie płacz i zgrzitanie zymbow.
Spokopiliście to? Łodpedzieli Mu: Ja.

A Łon im pado: Bez toż kożdy uczony we Piśmie, kery stoł sie uczniym krolestwa niybieskego, je podany na fatra familije, kery ze swego skarpca wyciongo rzeczy nowe i stare.



S Panym Bogiym



sobota, 29 lipca 2017

Home, sweet home

Szczęśliwie wróciliśmy z Krety do domu.

Ale jeśli tak przymknąć oczy i uruchomić wyobraźnię, to kosiarka sąsiada mogłaby udawać cykady, które wcale nie ustępowały jej głośnością wytwarzanych decybeli.

Cykada

W tle słychać autostradę? Gdzie tam, to szum Morza Śródziemnego.

Falassarna

A przede wszystkim wakacyjna Żona, dokładnie ta sama, co w domu.

Żona

Home, sweet home.


Pozdrawiam






piątek, 28 lipca 2017

Goodbye Kreto, goodbye Grecjo

To były piękne wakacje.



Dziękuję mojej kochanej Żonie za dobry czas, który mogliśmy wspólnie spędzić.



Ten wyjazd w szczególności był dedykowany naszym Przyjaciołom.
Niech dobry Bóg Was wspiera!



Pozdrowienia jeszcze z Krety




czwartek, 27 lipca 2017

Książka na plaży

Na plaży można bardzo owocnie spędzić czas, na przykład czytając książkę.

Plażowa czytelniczka

Mężczyźni również czytają. Dziś jeden gość rozbawił mnie do łez. Zobaczcie sami:





Ja również czytam (podobnie, jak moja Ela), lecz w wersji mniej męczącej na słońcu oczy.

Audiobook na leżaczku :)

Jestem właśnie w połowie wspaniałej powieści. 

W tym roku wakacje spędzam nie tylko na Krecie. Równocześnie przebywam w równie gorącej, tyle że XIV wiecznej Katalonii:

Katedra w Barcelonie
Ildefonso Falcones



Pozdrawiam z Krety i z Barcelony




środa, 26 lipca 2017

Powrót z Elafonissi

Jak pisałem wczoraj KLIK, by wrócić z Elafonissi wybraliśmy inną drogę.

Elafonissi

Po przejechaniu pierwszego odcinka prowadzącego z plaży, na skrzyżowaniu w niewielkiej wiosce skierowaliśmy się nie na północny-zachód, a bardziej na północny-wschód. Droga, choć też prowadziła przez góry, była tu jednak nieporównywalnie lepsza od tej porannej. W pewnym momencie nawet Ela pochwaliła i ...

I się zaczęło! Wjechaliśmy, jak się okazało w Wąwóz Topolia. Jak czytam w przewodniku, jago ściany mają 300 m wysokości. Nie byłoby problemu, gdybyśmy jechali jego dnem. Ale nie, droga jest na wysokości chyba ponad 200 m wykuta w pionowej ścianie. Z racji, że cierpię na lęk wysokości, wolałem się specjalnie nie rozglądać, ale i tak nie dało się tego nie zauważyć. W kluczowym miejscu znajduje się zwężenie drogi na łuku skalnej półki. Pierwszeństwo dla pojazdów nadjeżdżających z przeciwka, ale zupełnie nie widać, czy coś z przeciwka się porusza. Aha, nad przepaścią zainstalowano lustro, w którym zauważyłem, że chyba coś z drugiej strony nadjeżdża, więc przyhamowałem. Faktycznie zza zakrętu wychynął samochód i musiałem kilka metrów się cofnąć do kolejnego auta, które już stało za mną w kolejce. Gdy jednak dodatkowo pojawiła się ciężarówka, cała nasza kolejka z tej strony, która już zdążyła się uformować, musiała kilka metrów się cofnąć. Za tym zakrętem była kolejna niespodzianka: tunel w skale. Tunel na szerokość auta z ruchem wahadłowym sterowanym światłami. Przynajmniej przejeżdżając nie było widać przepaści. Właściwie to w tunelu nic nie było widać, bo oświetlenie było dość liche, a oczy nie zdążyły się przyzwyczaić do ciemności. Tunel był całe szczęście krótki i od razu skierowałem samochód na jego wylot, dzięki czemu nie zahaczyłem o jego ścianę. 

Dalej do domu dojechaliśmy już bez przeszkód drogą przez Kissamo.


Wczoraj nie zwróciłem na to uwagi, dopiero dziś do mnie dotarło, że nasza wczorajsza podróż była pilnie obserwowana z nieba przez św. Krzysztofa - patrona kierowców, wszak było to jego wspomnienie. Czy wieczorem już po szczęśliwym powrocie nie dawał nam znaków z nieba?

Wieczorny widok z naszego tarasu


Pozdrowienia z Krety


P.S. Z samej jazdy nie mam żadnego zdjęcia. Są takie sytuacje, że nawet mi nie w głowie wyciąganie aparatu.




wtorek, 25 lipca 2017

Elafonissi Beach

Dziś wymyśliliśmy sobie, by odkryć nową plażę.

Elafonissi Beach znajduje się na południowo-zachodnim krańcu Krety. Z naszej Falassarny tylko niecałe 50 km. Co to dla nas?

Ruszyliśmy spokojnie po śniadaniu. Nawet nie włączałem mojej nawigacji.

I się zaczęło. Szeroka, główna droga, którą dojechaliśmy do Falassarny zaraz za miejscowością zamieniła się w rollercoaster. Z tą różnicą, że ja kierowałem. Zakręt za zakrętem. Po jednej stronie skalna ściana, po drugiej przepaść - najczęściej nie zabezpieczona żadną barierką. Na drodze wąskiej na jeden samochód, co rusz pojawiał się znak "zwężenie jezdni". To co, mam mieć dwa koła w powietrzu? Zwalniałem do 5 km/h i modliłem się, by nikt nie jechał z przeciwka. Nikt nie jechał, bo w mijanych po drodze wioskach żyło w sumie z 30 chyba mieszkańców - kto by miał jechać? Opel, którym tu dysponuję ledwo zipiał. Czasem musiałem redukować do jedynki, bo na dwójce pod górę nie dawał rady.

Ekstremalne wakacje!

Po jakiejś 1,5h zrobiliśmy ze 40 km. Na uspokojenie, ostatni odcinek pokonaliśmy już świetną szeroką drogą, która skończyła się kilkaset metrów przed legendarną, wychwalaną w przewodnikach plażą Elafonissi.

Elafonissi

Nie wiem, czy to wcześniejsza podróż czy inne czynniki sprawiły, że nam nie specjalnie przypadła do gustu. Owszem, było tam ładnie, ale ok. 11.00, gdy dotarliśmy, nie było już szansy, by załapać się na kawałeczek cienia. Mieliśmy wrażenie, że prawie dziś (oczywiście inną drogą) przyjechała na Elafonissi cała Kreta i pół Europy.

Tłumy na Elafonissi

Rozłożyliśmy na chwilę na jasnym piasku nasze ręczniki, ale w pełnym słońcu nie dało się długo wytrzymać, choć i tak wiał kojący wiatr.

Laguna - 5 cm krystalicznej wody nad prawie białymi piaskami


Jednego byliśmy pewni: wracamy inną drogą.

Cdn.


Pozdrowienia z Krety


poniedziałek, 24 lipca 2017

Na plaży bez polityki

Spędziliśmy dziś cały dzień na cudownej plaży Falassarna.

Na plaży

Dopiero po powrocie czytamy, że w Polsce dzieją się cuda.

Jakby ktoś był ciekaw mojego zdania, to powtórzę to, co już częściowo napisałem na fb:

Większość parlamentarna ma prawo wprowadzać nowe ustawy. Tylko, po pierwsze powinny one być zgodne z Konstytucją. A po drugie, nie można spraw absolutnie najważniejszych w RP robić na kolanie i przegłosowywać w jedną noc. Takie rzeczy wymagają wielomiesięcznej ciężkiej pracy, przy wsparciu największych w kraju autorytetów prawa.

W zaistniałej sytuacji dziękuję Panu Prezydentowi, że zawetował przynajmniej dwie z trzech ustaw.


Jeśli wpływ na jego decyzję miały ostatnie protesty, to dobrze. Jeśli PO sobie przypisuje "sukces", to jest w grubym błędzie i w dalszym ciągu odklejenie się partii opozycyjnej od społeczeństwa jest bardzo widoczne.

Ale zostawmy politykę. Nie ma to jak na plaży :)

Falassarna


Pozdrowienia z Krety



niedziela, 23 lipca 2017

Spacerkiem po Chanii










Pozdrowienia z Krety



Ewangelijo po ślonsku #44

Podle Mateusza:

Jezus pedzieli ludziom tako bojka:

Krolestwo niybieske podane je na chopa, kery sioł dobre ziorno na swojim polu. Dyć, jak ludzi spali, przyszoł pieroński gizd i nasioł rostomajte kwosty blank pomiyndzy pszynica i poszoł.



No toż jak zboże wyrosło i puścioło kłoski, znodły sie tam tyż kwosty. Sługi gospodorza prziszli i sie go spytali: "Ponie, czy żeś niy posioł dobre ziorno na swojiom polu? Skond sie wziyne te pierońske kwosty?" Łodpedzioł jim: "Taki jedny chachor to zrobioł mi naskwol." Pedzieli mu sługi: "Kcesz, coby my to wyplewiyli?" Ale łon im pedzioł: "Niy, bo sie boja, coby razym z kwostym, niy wyrała sie tyż pszynica. Niych wszysjko rośnie cuzamyn, aże do żniwowanio. Wtedy koża nojprzod zebrać kwosty, powionzać je wyciepać na spolynie, a przynica zowiyź do mojego spichrza."

Pedzioł im tyż inno bojka:

Krolestwo niybieske podane je do ziorka horczycy, kere wtoś wzion i posioł na swjim polu. Je łone nojyjsze ze wszyjskich ziorek, ale jak wyrośnie, wiynksze je łod inakszych jarzyn i stowo sie drzewym, tak że ptoki przyfurgujom i wijom gniozda w jego witkach

Jeszcze inakszo bojka im pedzioł:

Krolestwo niybieske podane je do tego, jak baba dowo kwas do monki  na chlyb. Troszka kwasu styknie, by boło dobrze.

To wszysjsko Jezus godoł ludziom w bojkach, a bez bojek nic niy godoł. Tak sie łonaczyła godka Proroka: "Zaczna bajać, wygodom rzeczy skryte łod poczontku świata."


Wnet łodprawioł ludziow i poszoł do dom. Tam zndli sie jego ucznie i mu godajom: "Wytuplikuj nom bojka ło kwostach."

Łon im łodpedzioł:
Tym kery sieje dobre ziorno je Syn Człowieczy. Polym je świat, dobrym ziornym som synowie krolestwa, kwostym juzaś synowie Złego. Pierońskim chachorym, kery nasioł kwostu je dioboł; żniwowanie to je koniec świata, a żyńcy to janioły.

Toż tak samo, jak sie zbiyro kwosty i wciepuje w łogyń, tak bydzie przi koncu świata. Syn Człowieczy pośle swojich janiołow: ci zbierom s Jego krolestwa wszysjske zgorszynia i tych, kerzy dopuszczajom sie chacharstwa i wyciepnom ich w fojera; tam bydzie płacz i zgrzitanie zymbow. Wtedy sprawiedliwe bydom sie miechtać jak klara we krolestwie Łojca swego.



S Panym Bogiym



sobota, 22 lipca 2017

Ekstremalne wakacje - nowe otwarcie

W połowie naszych wakacji mieliśmy się przeprowadzić jeszcze bardziej na zachód. Właściwie najbardziej na zachód, jak się da, czyli do Falassarny. Tak sobie zaplanowaliśmy.

Około południa zapakowaliśmy się do samochodu, pożegnaliśmy się z właścicielką Electra Studio, gdzie spędziliśmy ostatni tydzień i ruszyliśmy dalej.

Po godzinie podróży dotarliśmy na miejsce, gdzie poprzez booking.com zarezerwowałem pół roku temu pokój. Jednak zamiast nazwy naszego pensjonatu, u celu zastaliśmy ekskluzywny hotel Falassarna Beach. Ok. może pomyliłem coś, wpisując do nawigacji. Pewnie nasz nocleg jest gdzieś w pobliżu. Wysiadłem, rozglądam się - nie ma. Pytam spotkanych ludzi - nie wiedzą. Wszedłem do hotelu - tu nie, mamy się wrócić. Dojeżdżamy do domków wypoczynkowych bez nazwy - może to tu? Nie ma nikogo.

No nic, trzeba zadzwonić pod numer podany na bookingu:
- Dzień dobry. Nazywam się Andrzej Cichoń. Mam zarezerwowany pokój w waszym ośrodku.
- I co z tego?

Może źle zrozumiałem po angielsku, ale w tym momencie nogi się pode mną ugięły. 

Sprawa wygląda tak: jesteśmy na końcu świata. Być może ktoś nas oszukał: pieniądze ściągnie z karty kredytowej (trzeba ją podać na booking.com), a dom, gdzie mieliśmy rezerwację w ogóle nie istnieje. Samolot powrotny mamy za tydzień. Znalezienie w tej chwili nowego lokum jest w sezonie praktycznie niemożliwe. Ekstremalne wakacje!

Próbuję do telefonu gadać jeszcze raz. Czytam gościowi nazwę domu, pod którym stoimy. Dowiaduję się, że powinniśmy wrócić się jeszcze o 400 m. Z duszą na ramieniu zawracam samochód. Jadę powoli. Rozglądamy się z Elą. Jest!

Uffff 

Już mi nawet nie przeszkadza, że spodziewaliśmy się pokoju z aneksem kuchennym, a jest tylko lodówka. 

Facet, który nas przyjął okazał się całkiem miły. Pożyczyłem od niego dwa kubki, talerze, łyżeczki i nóż. Oddałem mu za darmo mięso i jajka, które rano kupiliśmy, bo i tak nie mamy jak tego przyrządzić.

Najważniejsze, że mamy dach nad głową i ... taki widok z okna:

Falassarna


Pozdrowienia z Krety



22 lipca

22 lipca d. E. Wedel

22 lipca d. III R.P.


Pozdrowienia

piątek, 21 lipca 2017

Jak trafić do kościoła w Chanii

Jeśli ktoś jest na wczasach na Krecie i chciałby w niedzielę pójść do katolickiego kościoła na Mszę Świętą, to jest takowy w Chanii (chyba jeden z trzech poza Heraklionem i Retimno).

Ponieważ katolicka katedra jest trochę schowana, może przydadzą się poniższe wskazówki:

Idąc głównym deptakiem miasta (Chalidon) w stronę Portu Weneckiego, dochodzimy do placu, na którym po prawej stronie znajduje się duża cerkiew - katedra prawosławna.

Katedra Prawosławna

Patrząc w przeciwnym kierunku, po lewej stronie mamy kamieniczki wzdłuż ulicy.

ul. Chalidon

I tu trzeba uważać. Pomiędzy sklepikami i przed Muzeum Archeologicznym znajduje się brama z charakterystycznym znakiem franciszkanów. Łatwo ją przeoczyć, więc trzeba być czujnym.

Wejście do Katedry Katolickiej w Chanii

Po wejściu w bramę pomylić się już nie da. 

Niedzielna Msza Święta odprawiana jest o 10.00. Przy wejściu do świątyni warto się zaopatrzyć w śpiewniki oraz ... w polskie tłumaczenie czytań.

Msza jest odprawiana w wielu językach: części stałe śpiewane po łacinie ("Kyrie" z zasady po grecku), modlitwa wiernych i wiele pieśni po angielsku, jedynie po ewangelii czułem się, jak na "tureckim kazaniu", choć było po grecku :)


Pozdrowienia z Krety



środa, 19 lipca 2017

Retimno

Nie będę opowiadał. Niech wystarczą dzisiejsze zdjęcia.

Twierdza Wenecka

Budynki w Twierdzy Weneckiej

Cerkiew i Meczet w Twierdzy Weneckiej

Wnętrze Meczetu

Cerkiew

Wnętrze Cerkwi


Kościół katolicki św. Antoniego

Fontanna Rimondi

Meczet tis Nerandses (obecnie teatr)

Kościół św. Franciszka (obecnie muzeum)

Polonica


Pozdrowienia z Krety



Wąwóz Samaria

Jak przystało na ekstremalne wakacje, wczoraj wstałem o 5.00 rano.

Zgadałem się ze znajomymi z Halemby i z nimi wykupiliśmy wycieczkę do Wąwozu Samaria. Około 6.00 wsiadaliśmy do autobusu, który miał nas zawieźć na początek drogi.

Prognozy zapowiadały na Krecie ... deszcz, więc jeszcze dzień wcześniej potwierdzaliśmy, czy wycieczka na pewno się odbędzie. Trochę z duszą na ramieniu, bo nie miałem nawet peleryny, jednak ruszyliśmy na południe.

Widok z autobusu

Po niekończących się serpentynach i ponad godzinie drogi dojechaliśmy do wejścia do Parku Narodowego Wąwozu Samaria, gdzie przywitało nas ... poranne słońce.

Tuż obok ponad 2000 wysokości górskie szczyty

Po śniadaniu, ruszyliśmy w drogę. Startujemy z wysokości ponad 1200 m i musimy zejść do zera - do morza.

Pierwszy odcinek drogi

Pierwsza część szlaku prowadzi przez teren raczej zacieniony. Wczoraj było nawet na starcie przyjemnie chłodno - w sam raz na piesze wycieczki.

Solidne buty są tu niezbędne. Zdecydowanie odradzam próby schodzenia w plażowych klapkach, bo może się to zakończyć tragicznie. Całe szczęście miałem swoje stare adidasy, choć jeszcze lepsze byłyby buty do górskich wędrówek.

Solidne buty - koniecznie

Pogoda się dość gwałtownie zmieniała, ale poza kilkoma drobnymi i w sumie przyjemnymi kropelkami drobnego deszczyku, nie musieliśmy moknąć.

Zmienna pogoda w górach (a może to tylko wczorajszy wyjątek?)

W pewnym momencie pojawił się strumyk, który potem jeszcze na chwilę zniknął, ale później rzeka towarzyszyła nam już cały czas - to ona wyrzeźbiła wąwóz.

To woda rzeźbi wąwóz

Okolice opuszczonej wioski Samaria to mniej więcej połowa drogi. 

Samaria

Tu też wychodzi się już z zacienionej części trasy, by znaleźć się w dnie wąwozu. W tym miejscu wróciło słońce i już niemiłosiernie atakowało wędrowców - koło południa świecąc prawie pionowo, wiec nawet pomiędzy skałami kanionu nie można liczyć na zbyt dużo cienia.

Widoki są spektakularne. Idzie się najpierw kamienistym suchym dnem rzeki, a po lewej i prawej stronie pną się w górę na setki metrów niemal pionowe skały.

Wąwóz Samaria

W pewnym momencie znów pojawia się rzeczka, którą trzeba przekroczyć niezliczoną ilość razy, bo raz da się przejść jej lewym, a raz prawym brzegiem.

W najwęższym punkcie kanionu, gdzie zostaje już tylko 3 czy 4 m przesmyku, wybudowano kładkę nad strumykiem

Najwęższe miejsce pomiędzy skalnymi ścianami

Mamy już w nogach kilkanaście kilometrów, ale tu zdecydowanie nie chodzi o odległość. Trudniejsza jest chyba różnica wysokości - ciągłe schodzenie w dół. Moje kolana dawały znać, że od dłuższego czasu są nadmiernie obciążane (jak to dobrze, że nie ważę 10 czy 30 kg więcej). Słońce i temperatura też potrafią dokuczyć. Pani przewodnik jeszcze w autobusie instruowała, że trzeba regularnie pić wodę i uzupełniać cukier i sól. 

Mnie paliwa w organizmie nie zabrakło, ale moja komórka się rozładowała i nie potrafię pokazać całej trasy, która kończy się tam, gdzie zaczyna się cywilizacja i droga.



Po ok. 6,5 godzinach dotarliśmy do wyjścia z Parku Narodowego, gdzie trzeba jeszcze raz okazać bilet - po prostu liczą, czy bilans osób się zgadza na starcie i mecie. Tu też można, a nawet trzeba, uzupełnić płyny i sole mineralne, co najlepiej uczyni zimne piwo (lub świeży pomarańczowy soczek).

Dalej za jedyne 2 euro dojechaliśmy busikiem ze 2 km do plaży. Kąpiel w Morzu Libijskim, po tak przechodzonym dniu, jest po prostu bezcenna.

Aha, nadmorska miejscowość, do której się dociera, nie ma połączenia drogowego z resztą lądu. O 17.30 odpływają dwa promy: jeden na wschód, drugi na zachód. Jeden z nich dowiózł nas po 45 minutach w miejsce, gdzie teraz czekał nasz (i nie tylko) autobus. Aby wrócić do Chanii potrzebowaliśmy ponad 2 godzin znów setkami serpentyn, poprzez góry z zapierającymi dech w piersiach widokami.

Góry Białe

Około 21.00 po prawie 16 godzinach, zmęczony, ale szczęśliwy, wróciłem na miejsce naszego noclegu.

To był bardzo dobry dzień, który z pewnością na długo pozostanie w mojej pamięci.



Dziękuję też przyjaciołom z Halemby, którzy mnie przygarnęli, bo sam na taką wyprawę raczej bym się nie zdecydował.


Pozdrowienia z Krety


Etykiety

zdjęcia (2549) wiara (1068) podróże (893) polityka (689) Pismo Św. (674) po ślonsku (440) rodzina (400) Śląsk (389) historia (371) Kościół (341) zabytki (312) humor (294) Halemba (260) człowiek (232) książka (203) praca (203) święci (186) muzyka (184) gospodarka (169) sprawy społeczne (169) Ruda Śląska (138) Grupa Poniedziałek (111) ogród (106) filozofia (104) Jan Paweł II (103) Covid19 (89) miłosierdzie (81) muzeum (76) środowisko (76) dziennikarstwo (73) sport (73) film (66) wojna (55) biurokracja (54) Papież Franciszek (53) Szafarz (43) dom (38) varia (36) św. Jacek (31) teatr (29) makro (7)