sobota, 28 lutego 2015

Jak na Golgotę (przypadkiem) trafiłem

Pewnie 99% Polaków, którzy trafiają do Ziemi Świętej jedzie tam po prostu z pielgrzymką. Mają wtedy zapewnionego katolickiego przewodnika, a najczęściej nawet księdza, który opowiada o miejscach biblijnych i prowadzi po śladach Jezusa.

Ja, dokładnie tydzień temu, byłem w nieco innej sytuacji. Do Jerozolimy jechaliśmy w grupie 50 osób z całego świata, różnych ras, narodowości, kultur i bardzo różnych wyznań, z przewodnikiem, który był Izraelczykiem, Żydem (choć, jak sam powiedział, niezbyt religijnym, bo wtedy, w Szabat, nie mógłby nam towarzyszyć), a opowiadał nam w języku angielskim. Nie wiedziałem czego się spodziewać.

Po dojechaniu na miejsce, pierwszym miejscem, gdzie zatrzymaliśmy się była Góra Oliwna z zapierającą dech w piersiach panoramą Jerozolimy. 

Panorama Jerozolimy

Już tu nasz żydowski przewodnik pięknie mówił o ostatnich dniach męki i śmierci Jezusa wskazując od Wieczernika, aż po Golgotę, skąd dokąd przechodził lub był prowadzony. Oczywiście trudno mi było tak na szybko ogarnąć za wskazaniem jego ręki, gdzie był Pałac Heroda, gdzie miał siedzibę Piłat, ale i tak byłem zafascynowany opowieścią.

Następnie podjechaliśmy pod Kościół Getsemani.

Kościół Getsemani

Tu po raz pierwszy od ponad tygodnia mogłem przyklęknąć w katolickiej świątyni i choć na kilkadziesiąt sekund zastanowić się nad lękiem Pana Jezusa w Ogrójcu, który przeżywał przy skale, która znajduje się przed ołtarzem.

Gdy weszliśmy w mury Jerozolimy, udaliśmy się na krótki lunch, a przewodnik zapowiedział, że idziemy w stronę "Holy Sepulchre". Nic mi to hasło nie mówiło. 

Holy Sepulchre - wejście na plac

Kiedy stanęliśmy na placu przed jakąś świątynią, nie rozpoznałem miejsca.

Holy Sepulchre


Przewodnik coś tam opowiadał, ale angielski, hałas, tłum ludzi spowodował, że niewiele zrozumiałem. Weszliśmy do środka. Zaraz udaliśmy się schodami w górę, gdzie zobaczyłem taki widok:

Golgota?

Myślę sobie: to chyba jest ... Golgota! Widziałem wcześniej na zdjęciach, ale w rzeczywistości wygląda jednak inaczej. Nie będąc w 100% pewnym, podszedłem do naszego przewodnika i zapytałem:
- Czy to jest miejsce ukrzyżowania Jezusa, bo chyba nie zrozumiałem.
- Tak, to jest to miejsce, ale nie było niczego do nie zrozumienia, bo jeszcze o tym nie mówiłem - usłyszałem.
Dopiero wtedy zebrał nas wokół siebie i opowiadał o ukrzyżowaniu.

Byłem bardzo wzruszony i chwilę później miałem okazję przyklęknąć pod ołtarzem i dotknąć miejsca, gdzie dokonało się nasze odkupienie.

Adoracja męki i śmierci Pana Jezusa


Pozdrawiam






czwartek, 26 lutego 2015

Zima w Jeruzalem

Mam nadzieję, że Szanowni Czytelnicy mi wybaczą, ale będę jeszcze wracał do mojej ubiegłotygodniowej wyprawy. Bądź co bądź była to przecież dla mnie podróż życia.

Z tego co słyszałem od przemiłych izraelskich gospodarzy, to nasze zwiedzanie Jerozolimy ważyło się do ostatniej chwili. Dzień czy dwa wcześniej z uwagi na obfite opady śniegu część dróg była nieprzejezdna i zamknięta i prawdopodobnie do Miasta Dawida w ogóle byśmy nie dotarli.

Gdy dojechaliśmy na miejsce w ostatnią sobotę (w Szabat), w samej Jerozolimie ciągle był śnieg.

W pierwszym tle śnieg na wzgórzach Jerozolimy w tle pustynia

Jeśli dobrze się przyjrzeć panoramie miasta, można zauważyć jednak rzadkie tu zjawisko pokrycia połaci białą powłoką.

Jerozolima pod śniegiem

W Getsemani udało mi się zrobić dość unikatowe zdjęcia. Te drzewa rosną tu prawie od 1000 lat, ale raczej rzadko widziały śnieg.

Gaj oliwny - Getsemani

Przed Bazyliką Grobu Świętego było wysprzątane, ale zaspy z odgarniania placu pozostały.

Bazylika Świętego Grobu

Miałem bardzo dużo szczęścia, które nazywam Bożym błogosławieństwem, że w ogóle się tam znalazłem, że pogoda nie pokrzyżowała możliwości zobaczenia tych miejsc i że mogłem je podziwiać w dość niecodziennej scenerii.


Pozdrawiam






środa, 25 lutego 2015

Fiskus

Wyczytałem wczoraj, że Fiskus się odchudza

Ciągle i zawsze jestem za tym, by Państwo, jako takie, a w szczególności biurokracja się nie tylko odchudzała, ale cierpiała na przewlekłą anoreksję. Niestety, naszemu aparatowi urzędniczemu taka choroba nie grozi. Od lat mamy tu do czynienia raczej z nadmierną otyłością. Rozdymana administracja wszelkiego stopnia i w każdym miejscu życia obywateli od lat konsumuje bez umiaru miliardy złotych, które są z nas wysysane w postaci podatków.

Tym bardzie cieszy jakakolwiek poprawa w tej dziedzinie.

Ministerstwo Finansów

Z drugiej strony czytam w artykule, iż "nadal jednak w urzędach i izbach skarbowych, celnych oraz urzędzie kontroli podatkowej pracuje 62,6 tys. osób". Pewnie wszyscy są baaaardzo potrzebni. Przecież muszą bronić nasze Państwo przed oszustami i złodziejami. I faktycznie, w 2004 roku wykryli "oszustwa na rekordową kwotę 10,2 mld zł". Brawo!

No to policzmy. Jeśli każdy urzędnik zarabia średnio 5 tys. zł na rękę (zakładam, że w tym są i premie, i wszelkie inne dodatki), to to oznacza, że w sumie jego koszty wynoszą 7081 zł brutto. Razy 12 miesięcy = 84 972 zł rocznie. Mnożąc przez ilość osób pracujących w w/w urzędach wychodzi kwota rocznych kosztów utrzymania armii urzędników na poziomie 5 319 247 200, czyli 5,3 mld zł.

Oznacza to, że, jeśli moje założenia są prawdziwe, ponad połowa z wykrytych oszustw jest przejadana przez samych urzędników, którzy nad tym pracują. 

Na koniec dwa pytania: 
  • Co jeśli urzędnicy zarabiają jednak więcej?
  • Jaki procent wartości wykrytych oszustw udaje się przekształcić w faktyczne wpływy do budżetu?

Pozdrawiam

wtorek, 24 lutego 2015

Lubię latać

Coraz bardziej lubię latać.

Wchodząc do samolotu w Tel-Avivie dostałem zgodę Pilota na zdjęcie kokpitu.

Kabina pilotów

Najciekawszy jest moment startu, gdy przyspieszenie wbija człowieka w fotel. Patrząc w okno, obraz miałem taki:





Potem to już tylko oglądać chmury z tej drugiej strony. :)

Nad chmurami

Świetne uczucie.


Pozdrawiam z ziemi



poniedziałek, 23 lutego 2015

Zachować Ziemię Świętą

Po intensywnym tygodniu w Izraelu wróciłem do "szarej rzeczywistości".

Dziś już normalnie rano trzeba było pojechać do pracy i zająć się codziennymi obowiązkami. Choć szczerze mówiąc ciągle jestem jeszcze oszołomiony przeżyciami ostatnich dni.

Jednak w powyższym zdaniu "szarą rzeczywistość" zapisałem w cudzysłowie. Dlaczego? Bo staram się pomimo powrotu do codzienności zachować w sobie jak najwięcej "Ziemi Świętej".

Zachować w sobie Ziemię Świętą

Jestem przesiąknięty wdzięcznością Bogu i ludziom, dzięki którym mogłem się w tym miejscu znaleźć. Chcę się tą radością dzielić z innymi. Jednocześnie gdzieś tam w środku ciągle kontempluję (nie wiem czy to nie za duże słowo) moją obecność w Ziemi Świętej.

Przyszła mi do głowy, jeszcze tam w Izraelu taka myśl, że gdziekolwiek jestem, nawet tu u mnie na Halembie, we własnym domu, to ode mnie zależy, czy ziemia po której stąpam jest przeklęta czy święta. Jeśli ciągle narzekam, marudzę, jestem wiecznie niezadowolony, nastawiony egoistycznie do innych, to ziemia staje mi się ciężka. Jeśli zaś potrafię zauważać wokół siebie dobro, uśmiechnąć się do kolegów w pracy, nie denerwować się na synów, kochać żonę i zauważyć, że w ogródku puszczają malutkie zielone pędy jakichś pierwszych wiosennych kwiatków, to rzeczywistość nabiera kolorów i wcale nie jest szara.

Życzę więc sobie i Wam wszystkim byśmy każdego dnia tu i teraz tworzyli wokół siebie Ziemię Świętą.


Pozdrawiam

P.S. Wiele osób stwierdziło ostatnio, że zazdrości mi tego, co w tych dniach mi się przydarzyło. Ludzie, jakbym tylko mógł, zabrałbym Was wszystkich ze sobą! :)





niedziela, 22 lutego 2015

Wracam z Izraela

W chwili, gdy piszę te słowa, znajduję się mniej więcej 10 000 m nad Morzem Śródziemnym. 

Wznosimy się nad Tel-Aviv

Jest 6.55 (w Polsce 5.55). Po wczorajszym pełnym wrażeń dniu trzeba było wstać o 3.00, by zdążyć na samolot. Zdążyłem. :)

Trudno mi jeszcze teraz na gorąco podsumować ostatni tydzień. Z pewnością był to dla mnie niesamowity czas: pełen intensywnej nauki, chłonięcia wiedzy i możliwości rozwoju moich umiejętności zawodowych. Mogłem  poznać nowych kolegów, z którymi tu przylecieliśmy w trójkę, a którym serdecznie dziękuję za wspólne chwile. Wspaniale było oglądać przez kilka dni kraj dla mnie bardzo egzotyczny z innym klimatem, inną kulturą, inną religią,  zwyczajami i językiem, którego nie można ani przeczytać, ani zrozumieć, gdy ktoś mówi. A propos porozumiewania się, bardzo ważny był dla mnie całotygodniowy kontakt z językiem angielskim. Z jednej strony sam byłem sobą zdziwiony, jak wiele rozumiałem z prowadzonych wykładów. Pewnie dlatego, że nasi nauczyciele mówili wolno, wyraźnie i nie używali zbyt skomplikowanego słownictwa tak, bym nawet ja zrozumiał. Z drugiej strony w codziennych kontaktach z innymi nie zawsze łapałem, o co chodzi. Mogło to być spowodowane faktem, że miałem okazję spotkać ludzi z całego świata: z wielu krajów Afryki, Europy, Ameryki Północnej oraz koleżanki z Wietnamu i Singapuru. Było to jednak bardzo ciekawe poznawać ludzi różnych ras, zwyczajów i zachowań. 
Z pewnością trzeba podkreślić niesamowitą życzliwość naszych gospodarzy z Kibucu Kfar Charuv.  Zawsze z uśmiechem na ustach i wielką cierpliwością byli gotowi nam pomagać w każdej sytuacji. Gdy zrobiło się zimno, donieśli dodatkowy grzejnik. Gdy zaczęło podać, znalazły się dodatkowe parasole. Jednocześnie poziom techniczny, organizacyjny i technologiczny tworzonych tam rozwiązań to bez dwóch zdań światowa czołówka.


Na dodatek wczorajszy dzień był wisienką na torcie. Zatrzymaliśmy się nad rzeką Jordan, gdzie Jezus został ochrzczony, nad nim pojawił się Duch Święty w postaci gołębicy, a z nieba odezwał się głos Ojca. Poza widokami z okna autobusu mieliśmy krótki postój nad Morzem Martwym. I choć w samej Jerozolimie spędziliśmy raptem kilka godzin, mogłem zobaczyć i dotknąć miejsc najważniejszych tam, gdzie nasz Pan za nas umarł i zmartwychwstał.

Pięknie było!


Pozdrawiam z podróży do domu.

PS. Ale mamy turbulencje w samolocie. Trzęsie, że hej! :)



sobota, 21 lutego 2015

Jeruzalem

Dziś w ostatnim dniu pobytu w Izraelu dotarłem do Jerozolimy.

Właściwie nie wiem, co powiedzieć. Były (i są nadal) takie momenty, że łzy cisną mi się do oczu. Wzruszenie i szczęście.

Z panoramą Jerozolimy w tle

W miejscu ukrzyżowania

Przy PUSTYM grobie

Ludzie! ON zmartwychwstał! 

Nie ma ważniejszej wiadomości na ziemi i nie ma ważniejszego miejsca.


Pozdrawiam (jeszcze) z Izraela





piątek, 20 lutego 2015

Ziemia Obiecana

Jak wspomniałem wczoraj, śpimy w drewnianych domkach.

Cabins (tak je nazywają po angielsku)

W środku jest wszystko co potrzeba - ogrzewanie (dziś rano był na dworze tylko 1st. C, a w Jerozolimie podobno spadł śnieg), sypialnia z dwoma łóżkami, łazienka z wielką wanną z jacuzzi (nie używaliśmy), salon z telewizorem (nie używaliśmy) i aneksem kuchennym.

Salon (suszę spodnie po wczorajszej ulewie)

Jest nawet mikrofalówka, ale jej też nie używamy, bo nie wiadomo za bardzo gdzie nacisnąć. :)

Mikrofalówka po hebrajsku

Najciekawsze jest jednak to, co można zobaczyć na zewnątrz. Dosłownie kilka kroków od naszego domku roztacza się przepiękny widok na Jezioro Galilejskie. I choć pogoda nie jest zachęcająca, przynajmniej na chwilę codziennie muszę nasycić oczy tym obrazem.

Jezioro Galilejskie

Nie mam pojęcia, w którym miejscu, najpierw Abraham, a potem Izraelici po niewoli egipskiej przyszli na te tereny. Patrząc jednak - mimo złej pogody - na widoki roztaczające się ze Wzgórz Golan, nie mam żadnych wątpliwości, że trafili do Ziemi Obiecanej.


Pozdrawiam

P.S. Dziś zakończyliśmy seminarium. Jeszcze czeka nas uroczysta kolacja i jutro rano wyjeżdżamy z naszego gościnnego Kfar Charuv.




czwartek, 19 lutego 2015

Zjadłem rybę św. Piotra

Mieszkamy tu na miejscu w takich domkach letniskowych, typu "Brda". :)

Codziennie rano o 8.00 donoszą  nam śniadanie w koszyku.

Śniadanie w koszyku

O 9.00 zaczynają się wykłady. Z krótkimi przerwami na kawę oraz jedną nieco dłuższą na lunch wtłaczają nam do głowy wiedzę aż do samego wieczora. Dziś zakończyły się zajęcia o 18.30.

Jeden z dzisiejszych wykładów

Dziś jednak po wszystkim zrobiono nam niespodziankę i pierwszy raz od przyjazdu opuściliśmy Kibuc i zabrano nas busem kilka kilometrów dalej i 500 m niżej, czyli na brzeg Jeziora Galilejskiego na kolację.

Zamówiłem oczywiście rybę św. Piotra. :)

Ryba św. Piotra

Czy właśnie takie wyłowił św. Piotr, gdy wbrew swojemu profesjonalizmowi rybaka, zaufał Jezusowi i zarzucił sieci w miejscu i o czasie, gdy nic nie powinno się było złapać? A właśnie wtedy miał najbardziej udany połów w swoim życiu!

Pan Bóg chyba lubi sprawiać nam niespodzianki. Dajmy Mu szansę.


Pozdrawiam

P.S. Ryba była przepyszna :)

środa, 18 lutego 2015

Życie w izraelskim kibucu

Jeśli ktoś się z tym nie spotkał, to kibuc jest - jakby to powiedzieć - żydowską wersją komunizmu. Ludzie mieszkają na ograniczonym terenie w spółdzielniach/komunach, zajmują się np. rolnictwem, nie mają własności prywatnej, wszystko jest wspólne.

Kibuc, w którym w tym tygodniu goszczę nazywa się Kfar Charuf i, jak już wspominałem, zlokalizowany jest na Wzgórzach Golan na wschód od Jeziora Galilejskiego.

Teren jest ogrodzony, zamknięty. Mają tu pola i jakieś 160 krów. 

Obora w wersji otwartej - tu krowy nie zmarzną

Jednak poza gospodarką rolną na terenie kibucu znajduje się zakład produkujący zawory, który zatrudnia ponad 100 osób.

Te obudowy zaworów były chyba największe

Poza produkcją, mają tu swoje laboratoria badawcze, miejsca szkoleniowe i wymyślają naprawdę zaawansowane rozwiązania.

W kibucu żyje kilkadziesiąt rodzin. Przynajmniej patrząc z zewnątrz, raczej ich domki wyglądają skromnie. W środku nie byłem.

Domki

Poza tym mają tu własną szkołę, przedszkole, boisko i wszystko inne, co do codziennego życia potrzebne. Jedzą na stołówce tam, gdzie my chodzimy na lunche.

Stołówka

Jest jeszcze restauracja, gdzie za chwilę idziemy na kolację. W pubie jeszcze nie byłem.

Restauracja

W ogóle tenże kibuc powstał w roku 1973. Przedwczoraj pokazywali nam krótki film z jego historii. Pierwsze rodziny, które tu zamieszkały przyjechały między innymi ze Stanów Zjednoczonych. Miałem takie wrażenie, że ktoś chciał sobie na dłużej (na całe życie?) zatrzymać czasy hippisów. :)

Ja jednak, od czasów słusznie minionych, do wszelkiego rodzaju komunizmu mam lekką awersję. Muszę jednak przyznać, że nasi gospodarze są niezwykle gościnni, doskonale zorganizowani i po prostu najzwyczajniej w świecie bardzo życzliwi.

W związku z tym przeżywam ten tydzień, jak niesamowitą przygodę, która przyniesie pewnie sporo owoców, głównie w mojej pracy zawodowej, ale chyba nie tylko.


Pozdrawiam ze Wzgórz Golan


P.S. Środy Popielcowej tu nie obchodzą :)



wtorek, 17 lutego 2015

Skąd się wziąłem w Izraelu

Myślę, że warto wytłumaczyć, skąd się wziąłem w Izraelu.

Przed świętami Bożego Narodzenia miałem od poniedziałku urlop. W Wigilię przed południem zadzwonił do mnie znajomy z pewnej firmy z zapytaniem, czy czytałem e-maile. Niby czytałem, ale tylko te najważniejsze. Szczerze mówiąc ten od niego przegapiłem. Więc mnie poinformował, że zaprasza na szkolenie dotyczące hydrauliki, zaworów odpowietrzających i innych spraw technicznych do ... Izraela. I powinienem się szybko zdecydować, bo kończą się miejsca.

Oczywiście, nie mógłbym się wybrać bez zgody moich szefów. Posłałem więc od razu e-mail do przełożonych, potem jeszcze kilka wyjaśnień i ok. 14.00 w Wigilię miałem zgodę na wyjazd. Taki niespodziewany prezent pod choinkę mi się zdarzył.

Okazało się jeszcze, że kończy mi się ważność paszportu, więc miedzy Świętami a Nowym Rokiem załatwiałem sprawy. Szczerze mówiąc trochę ta niesamowita sytuacja do mnie najpierw nie docierała. Dopiero, gdy dostałem bilet na samolot, odebrałem paszport, kupiłem bilet na Pendolino do Warszawy, powoli oswoiłem się z myślą.

No i jestem.

Jak wspominałem wczoraj, zajęcia nam tu zorganizowali bardzo intensywnie. Dziś też od śniadania do 18.00 mieliśmy wykłady, zwiedzanie zakładu i zajęcia praktyczne. Nie powiem, jest to bardzo męczące. Ale mam tyle nowej wiedzy i doświadczeń, że z pewnością je wykorzystam w moim projektowaniu.



Jutro ciąg dalszy i tak aż do piątku.


Pozdrawiam z Izraela


poniedziałek, 16 lutego 2015

Nad Jeziorem Genezaret

Mieszkamy na Wzgórzach Golan nad Jeziorem Genezaret w izraelskim kibucu.

Od rana niestety było mgliście, a potem mieliśmy cały dzień wykłady.

Szkolenie w firmie A.R.I.

Dopiero w czasie przerwy na lunch, z kantyny, gdzie jemy, można było, jeszcze poprzez mgłę, wody jeziora zauważyć.

Nasze zajęcia zakończyły się o 18.00 (w Polsce była 17.00) i jest już ciemno, a na dodatek pada deszcz. Ale i tak podszedłem od domku gdzie śpimy, tych kilka kroków, by zobaczyć taki widok:

Jezioro Genezaret

Dużo wrażeń, intensywne szkolenie, mało czasu i trochę nie umiem w tej chwili zebrać myśli. A za chwilę trzeba wychodzić na kolację.

Pewnie się jeszcze odezwę.

Pozdrawiam znad Jeziora Genezaret





niedziela, 15 lutego 2015

Zgorszyć Żydów

Z racji mojego wyjazdu do Izraela, nie mogłem niestety uczestniczyć dzisiaj we Mszy Św. Od samego rana mieliśmy wykład, a potem w terenie zwiedziliśmy różne obiekty gospodarki wodnej. W państwie, gdzie jestem, niedziela jest zwykłym dniem roboczym. Oni świętowali w sobotę.

Jadąc autokarem do naszego miejsca docelowego, rozglądałem się po mijanych miejscowościach i zauważyłem, że nie widać, jak u nas w Europie, świątynnych wież. O, w końcu dostrzegłem przez okno jakiś kościółek. Gdy podjechaliśmy bliżej, na wieży zobaczyłem ... półksiężyc. 

Przynajmniej teraz wieczorem, w autokarze, który nas wiezie w miejsce docelowe, przeczytałem sobie dzisiejsze czytania. Z radością odebrałem od św. Pawła pouczenie, bym nie był zgorszeniem dla Żydów. Tym razem mogę Pismo potraktować bardzo dosłownie. :) 
Końcówka Ewangelii mówi natomiast, że Jezus przebywał w miejscach pustynnych. Myślę, że wyglądały one podobnie jak to, gdzie teraz jadę. Zobaczymy jutro rano, bo jest już ciemno.

Pozdrawiam z Izraela

Wylądowałem w Izraelu

Okazuje się, że moja wczorajsza podróż Pendolino była dopiero początkiem.

Po wielu godzinach spędzonych na dworcach i lotniskach (leciałem przez Wiedeń) koniec końców, w środku nocy wylądowałem w Tel Aviv-ie.

Tel Aviv z lotu ptaka by night

Po kilku krótkich godzinach snu, za oknem znalazłem widok z Morzem Śródziemnym w tle.

Tel Aviv z okna hotelu

Muszę jeszcze dopowiedzieć bardzo ważną rzecz. Choć faktycznie kilka godzin temu po raz pierwszy w życiu dotknąłem Ziemi Świętej - miejsca, gdzie przyszedł na świat, umarł i zmartwychwstał Jezus Chrystus, wbrew pozorom, nie jestem tu na pielgrzymce.

Przyjechałem służbowo, na szkolenie z hydrauliki - pewnie jeszcze o tym opowiem.


Pozdrawiam z Izraela





sobota, 14 lutego 2015

Pendolino - pierwsze wrażenia

No to jadę pierwszy raz sławetnym Pendolino. 


Siedzę w otwartym wagonie przy oknie. Wygląda nowocześnie, trochę jak w samolocie. Bagaże wrzuciłem na półkę nad siedzeniami. Kurtkę powiesiłem na haczyku przy oknie i ... trzeba ją było wraz z kurtką współpasażera przewiesić na wolne miejsce, bo jest zbyt ciasno, by otworzyć stolik na podaną właśnie herbatkę. Widać zakupili wagony w wersji letniej, gdy ludzie płaszczy nie używają. :)
Choć nie wiem, bo z drugiej strony ogrzewanie puścili, jakby na zewnątrz było -15. Uff! 
Generalnie jest czysto i elegancko. 
Na suficie wiszą ekrany, ale są zgaszone. Jedynie nad wyjściem wyświetlacz pokazuje datę i godzinę. Szkoda, że nie ujawniają prędkości tego cuda.
Przy fotelach zainstalowano lampy do czytania oraz gniazdka, więc jak mi się telefon rozładuje, to będę mógł się podłączyć. Niestety nie ma WiFi! (A w zwykłym IC było). To moim zdaniem duży minus. 
Poza tym pociąg, jak pociąg. Ani nie dojeżdża szybciej, ani nie jest w środku ciszej.

Nie wiem jakie PKP (czy jaka to tam spółka, jedna z tysiąca, obsługuje) ma dalsze plany inwestycyjne. Może jest w tym jakiś przyszłościowy zamysł. Jeśli miałoby się zakończyć na dzisiejszym poziomie, to cała ta inwestycja w Pendolino nie ma najmniejszego sensu. W porównaniu ze "zwykłym" ekspresem jest kilka małych plusów i kilka małych minusów.

Generalnie rzecz biorąc: więcej szumu niż sensu.

Pozdrawiam 



Pendolino od środka 

czwartek, 12 lutego 2015

Ja, frankowicz cz.2

Tuż po sławetnej decyzji Banku Szwajcarskiego, gdy kurs franka z godziny na godzinę poszybował w niebo, sam również pożaliłem się na swój los. KLIK

Dziś niecały miesiąc później trochę się podziało.

Z jednej strony kurs nie wrócił do wcześniejszych pozycji, ale przynajmniej trochę spadł.

Kursy średnie wg NBP

Z drugiej strony bank przysłał mi pismo, iż obniża oprocentowanie nominalne o 0,87 pkt procentowych - nieźle. Oczywiście, jak sądzę, zupełnie przypadkiem dostałem tę informację nazajutrz po kolejnej racie do spłacenia. Czy ja mam takiego pecha, czy po prostu bank ma takie standardy i każdy, w którym dniu miesiąca by nie spłacał, zawsze obniżkę dostaje dzień po? Przeszło mi też przez głowę, czy ta obniżka nie powinna być już aktualna kilka miesięcy wcześniej, gdy Bank Szwajcarski obniżył oprocentowanie do wartości minusowej? Nie wiem. Może jeszcze przy całym zamieszaniu obniżą ten cholerny spread? Oby!

Tak czy inaczej lutową ratę zapłaciłem o kilkaset złotych wyższą.


Co dalej?

Pożyjemy, zobaczymy.


Pozdrawiam

środa, 11 lutego 2015

Pączek na bolący brzuch

Jutro Tłusty Czwartek.

zdj. i wyrób A. Puścikowska

Niestety ja w tym roku będę świętował suchą bułką i gorzką herbatą.

Nie ma się jednak co nad sobą użalać. Każdą sytuację trzeba umieć w życiu dobrze wykorzystać. Jeśli sam nie mogę zjeść, WYSYŁAM PĄCZKA DO AFRYKI.

Was też zachęcam:

http://paczek.kapucyni.pl/


Smacznego!

Pisane z łóżka

Nie będę się tu nad sobą użalał. Dość powiedzieć, że wczoraj mnie położyła jakaś dziwna odmiana grypy, że właściwie w ogóle nie byłem w stanie wyczołgać się z łóżka.

Dziś jest znacznie lepiej, choć jestem słaby, jak ruski cwist, jak to się kiedyś u nas mówiło.

Wybrałem się więc do lekarza. 
 
Niestety okazało się, że mój Pan Doktor jest ... chory. Musiałem więc, chcąc nie chcąc, zapisać się do kogoś innego.



No i niby mnie Pani Doktor zbadała, niby dała mi L4 i to nawet od wczoraj, niby wszystko w porządku, jednak muszę powiedzieć, że dawno nie spotkałem się z osobą tak nieprzyjemną i nieuprzejmą. Przerywała mi w pół zdania, odzywała się tonem śmiertelnie urażonej (choć widziałem ją dzisiaj chyba pierwszy raz na oczy), a gdy po raz trzeci zwróciła mi uwagę, że powinienem był przyjść wczoraj, bo nie byłem, aż tak chory, odpowiedziałem jej, że z pewnością ona wie lepiej, jak się wczoraj czułem.

Gdy wyszedłem z jej gabinetu, poczułem ... znaczną ulgę. Może o to chodziło?

Nie wiem, czy Pani ma tak zawsze, czy po prostu dziś miała zły dzień. Są jednak zawody i na pewno należy do nich lekarz, gdzie minimum empatii jest po prostu konieczne. 

Na zwykłą uprzejmość pracowników Służby Zdrowia nie ma większego wpływu ani minister, ani ustawa, ani NFZ, ani wysokość świadczeń. Tu wystarczy z siebie wykrzesać odrobinę zrozumienia dla pacjenta.


Pozdrawiam

poniedziałek, 9 lutego 2015

Strajk w JSW i nie tylko

Dlaczego tak jest, że bardzo często strajkują i publicznie manifestują swoje niezadowolenie wcale nie ci, którzy mają się najgorzej.

Regularnie niemal co kilka miesięcy słyszymy na przykład o strajku pilotów Lufthansy. Myślę, że na całym świecie jest kilka miliardów ludzi, którzy chcieliby żyć i pracować w warunkach, jak niemieccy lotnicy.

Wiem, że praca górnika jest ciężka, wymaga niesamowitego wysiłku i jest bardzo niebezpieczna. Na Śląsku rozumiemy, co znaczy wyrwać Ziemi "czarne złoto".

Węgiel kamienny

Gdy miesiąc temu protestowali pracownicy Kompanii Węglowej, po ogłoszeniu przez rząd z dnia na dzień, iż kilka kopalń zamyka, a wielu ludzi straci pracę, byłem całym sercem po ich stronie.

Dziś, gdy dzieją się karczemne awantury w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, nie znajduję w sobie zrozumienia dla chuliganów, którzy być może skuteczniej niż rząd, niszczą swój zakład pracy. 

Jeśli się nie mylę, podczas strajków w KW nie wstrzymano wydobycia. W JSW nie fedrują kolejny dzień. Ich dotychczasowi odbiorcy już podpisują kontrakty na zakup węgla koksującego z Australii. O co chodzi strajkującym? Tu nie walczą o miejsca pracy. No chyba, że o jedno - nie podoba im się prezes. Kto to w ogóle słyszał, by załoga mogła decydować o składzie Zarządu firmy? Niech sobie kopalnię kupią, wtedy, jako właściciel, będą sobie dobierać sami prezesa zgodnie ze swoimi upodobaniami.

No i co jeszcze? Legendarne przywileje górnictwa. Nie ważne, jaki jest status finansowy firmy - im zawsze należą się trzynastki, czternastki i inne fajerwerki, o których zwykły człowiek nie ma nawet pojęcia. Setki tysięcy ludzi w Polsce chciałoby mieć przynajmniej namiastkę tego, co pracownicy JSW.


A tak patrząc na całość z lekkiego dystansu, to jestem przekonany, że właśnie ktoś robi ogromny kawał złej roboty dla górnictwa, samych górników oraz Śląska jako takiego. Niestety.


Pozdrawiam

niedziela, 8 lutego 2015

Wujek Szafarz

Syn przyjaciół (5 lat i trochę) zadał przedwczoraj mamie pytanie:
- Mamo, a ten Wujek, no ten co tu blisko mieszka, to on ma dwie prace?
- ???......no nie, jedną...
- Jak to, przecież od poniedziałku do piątku jeździ do jednej pracy, a w drugiej pracuje w niedziele w kościele !

Odpowiedziałem potem na fb, że tę drugą "pracę" wykonuję, jako "wolontariat" ze względu na doskonałe towarzystwo.

Może muszę wyjaśnić, że jestem nadzwyczajnym szafarzem Komunii Św.

Ja, Szafarz :)

Dziś rano więc miałem okazję znowu w doskonałym towarzystwie Jezusa, który pozwolił zamknąć Siebie w kawałku chleba - w hostii, nieść Go, pomimo zimowej zamieci, do kilku chorych.

Dobrze mi zabrzmiały dziś w kontekście pytania syna przyjaciół, słowa św. Pawła z mszalnego czytania:

Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. 
Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku.
Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii.

Gdybym to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza. Jakąż przeto mam zapłatę? Otóż tę właśnie, że głosząc Ewangelię bez żadnej zapłaty, nie korzystam z praw, jakie mi daje Ewangelia.

W moim przypadku to głoszenie Ewangelii polega na zanoszeniu chorym Jezusa w Komunii Św. oraz jej udzielaniu podczas Mszy Świętej.

Bez żadnej zapłaty. A jednak nie ma lepszego "wynagrodzenia" niż bliskość Boga, który pozwolił mi brać Go w dłonie i obdarzać Nim innych. Ciągle nie umiem nadziwić się Jego hojności.


Pozdrawiam

sobota, 7 lutego 2015

Konwencja przeciw (przemocy w) rodzinie

Nie śledziłem specjalnie ostatnich wydarzeń w tej materii, ale właśnie Sejm przyjął Konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej .

Po co nam w Polsce ta konwencja?

Przecież wiadomo, że w tak tradycyjnym, katolickim społeczeństwie, jakie ciągle jeszcze mamy, my mężowie codziennie okładamy swoje żony. Dlaczego?

Tak nas uczono od dziecka. Przecież i w Piśmie Św. można znaleźć wiele cytatów, które potwierdzają, że kobieta, która powstała z żebra Adama, jest kimś drugiej kategorii. Potem mamy całą 2000 letnią tradycję Kościoła, gdzie niewiasty były głównie kojarzone z wiedźmami, które należy spalić na stosie - no ewidentny przykład przemocy wobec kobiet. Nawet we współczesnych czasach niejaki Jan Paweł II tak pięknie mówił o roli kobiety w rodzinie, że za tym musi być schowane jakieś drugie dno, które pozwala nam katolikom gwałcić własne żony.

Dobrze, że teraz dzięki Konwencji:
  • kobiety będą mogły wyzwolić się z jarzma swojej kobiecości i same stanowić o roli społecznej - precz ze stereotypami płciowymi
  • nastanie równość płciowa (zawsze marzyłem o tym, by chodzić w sukience i karmić dzieci własną piersią)
  • nasze dzieci będziemy uczyć, że płciowość jako taka jest ohydna i każdy może być każdym w każdej sytuacji, jak mu pasuje.
Dobrze, że w końcu zrzucamy z siebie ten ciemnogród i zmierzamy w stronę społeczeństw bardziej cywilizowanych.

Wg badań Agencji Praw Podstawowych UE

Żeby więc z jednej strony zachować się, jak na prawdziwego Polaka - Katolika przystało i jednocześnie, by przybliżyć statystykę do krajów bardziej rozwiniętych, idę walnąć żonę - a co!



Pozdrawiam

P.S. Tak serio, to współczuję wszystkim niezależnie od płci, wieku, kraju, kultury i religii, którzy przemocy w swoich domach doświadczają. Patrząc jednak na powyższy wykres, to może jednak inni powinni się uczyć od nas, a w Konwencji przyjęto błędne diagnozy?


czwartek, 5 lutego 2015

PKP po latach

O 9.00 miałem spotkanie w Warszawie.

Wstałem o 4.45. Pojechałem do Katowic. O 5.44 startuje "Górnik". Parę chwil przed 8.30 byłem w stolicy.

Dość dawno nie podróżowałem pociągiem. Jestem jednak pewny, że kilkanaście lat temu, gdy udawałem się do Warszawy, podróż trwała 2 h 40 min. Potem z racji różnych modernizacji torów, trakcji, wiaduktów czas jazdy się wydłużał. Dziś, po tych wszystkich wieloletnich inwestycjach, zgodnie z rozkładem jazdy, zaoszczędzono 5 min. Brawo!

Linia kolejowa po modernizacji

Pamiętam, że dawniej do białej gorączki doprowadzało mnie hasło w Ekspresie, iż oferują darmowy poczęstunek. Jak to darmowy? Kierownik pociągu mi go fundował czy dyrekcja PKP? W tym momencie czułem się, jakbym jechał na gapę. Czy kiedykolwiek rozdawano kanapki? Nie pamiętam. Być może tylko w I klasie. Były na pewno kiedyś batony czekoladowe, potem ciasteczka, a jeszcze później malutki herbatnik plus napój zimny lub gorący.

Dziś już całe szczęście nikt nie mówił o darmowym na koszt PKP. No bo czym się tu chwalić, gdy wybór był jedynie pomiędzy wodą mineralną a kawą lub herbatą.  Wziąłem herbatę. Dostałem kubek wielkości naparstka - konkretnie 150 ml. Ale herbata była dobra i z cytryną. :) Oszczędnie nią gospodarując popiłem własne kanapki.

No i jeszcze rewelacja: Hot-Spot WiFi. Do Warszawy jechałem w wagonie bezprzedziałowym i połączenie bezprzewodowe faktycznie działało. Z powrotem w przedziale, gdzie siedziałem, nie dało się niestety pracować on-line - połączenie było zbyt niestabilne.

Co tam jeszcze z nowości? W WC była woda (tam nawet ciepła), mydło, papier toaletowy i informacja, że można korzystać nawet na stacji.  :)


W sumie jednak dość wygodnie i, jak na polskie warunki*, w miarę szybko, dojechałem tam i z powrotem. Samochodem, pomimo eleganckiej S8 i możliwości przeskoczenia na A2, jechałbym jednak o wiele dłużej i byłbym nieporównywalnie bardziej zmęczony. Nie mógłbym też w czasie jazdy pracować na komputerze. Choć z drugiej strony, byłoby zapewne taniej szczególnie, że podróżowaliśmy we dwoje. Za bilety daliśmy w sumie ponad 460 zł + parking w Katowicach + metro w Warszawie.


Pozdrawiam



*Te "polskie warunki" są tu bardzo ważne, bo koleżanka dojeżdża w czasie poniżej 2 h z Brukseli do Londynu.


środa, 4 lutego 2015

Kraj lekomanów

Właściwie każdy blok reklamowy w dowolnej polskiej telewizji wygląda podobnie. Na przykład dziś po Teleexpressie pokazano około milion reklam. 98% z nich dotyczyło różnych lekarstw: na grypę, na ból głowy, na stawy, na zatoki, na sr... (przepraszam) na biegunkę, na katar.

Do tego dochodzą suplementy diety (co to za wymysł!), witaminy i tysiące innych specyfików dzięki którym człowiek będzie zdrowy do samej śmierci.

Jakby komuś było mało, to zostanie poinformowany (?) o kremach przciwzmarszczkowych, kosmetykach na włosy, do wydłużania ... rzęs, preparatach nawilżających. Używanie pomad, balsamów i szminek spowoduje, że będziemy zawsze młodzi i piękni.


Koncerny farmaceutyczne i parafarmaceutyczne robią nam wszystkim wodę z mózgu. (Ciekawe czy jest na to jakieś lekarstwo). Chcą po prostu wyciągnąć nam z portfeli jak najwięcej gotówki.

Prawda jest jednak taka, że każdy lek używany nieumiejętnie, a w szczególności nadużywany, staje się trucizną.



Może zamiast nakazywać reklamodawcom durną formułkę: "ble, ble, ble, ble ble, ble lub farmaceutę" czytaną z prędkością karabinu maszynowego, trzeba administracyjnie ograniczyć pole rażenia tych, którzy społeczeństwo zatruwają. Da się to robić w przypadku alkoholu czy papierosów.


Pozdrawiam

wtorek, 3 lutego 2015

Uśmiechnij się!

Usłyszałem ten utwór i to w tej wersji kilka dni temu w "Trójce". 

Tym bardziej z obrazem nie można się nie uśmiechnąć. Szczególnie jeśli ktoś jest z pokolenia słuchającego Queen'ów i oglądającego Muppet Show.





Po trudnym dniu, chwila radości się należy.


Pozdrawiam

poniedziałek, 2 lutego 2015

Żądam przyjazdu Pani Premier!

Żądam przyjazdu Pani Premier! Do mnie!

zdj. ze strony rządowej
Moje problemy i postulaty:
  • Nie mam 13. ani 14. pensji
  • Gdy kilka lat temu wyrzucili mnie z pracy z poprzedniego biura, nikt mnie nie pocieszył
  • Nie mam ołówkowego ani posiłku regeneracyjnego
  • Pracuję w notorycznym silnym stresie (w ostatni piątek musiałem wypowiadać się publicznie przed grupą prawie stu osób, w tym dwóch Posłów)
  • Trasowałem inwestycję w terenie w miejscowości. gdzie psy silnie pogryzły pewną panią
  • Spłacam kredyt - jeśli nie potrafimy przyjąć euro, żądam przyjęcia w Polsce, jako waluty oficjalnej franka szwajcarskiego
  • Mieszkam w sąsiedztwie kopalni, a za projekt który realizujemy dla KW dostajemy pieniądze dopiero po 120 dniach od wystawienia faktury
  • Pomimo deflacji przejazd A4 drożeje
  • Postuluję opłacalne, gwarantowane przez państwo ceny i możliwe do wykonania terminy realizacji wszystkich projektów (zamówienia publiczne powinny być wygrywane przez ofertę z najwyższą ceną, a nie najniższą, jak obecnie)


Jakby Pani Premier nie mogła nic załatwić w w/w sprawach, to ... zapraszam na kawę.

Nie mam niestety możliwości zorganizowania ani czasu na masówki, strajki, blokowanie dróg, wywieszanie transparentów i uczestniczenie w demonstracjach. 


Na kawę czas znajdę.


Pozdrawiam

niedziela, 1 lutego 2015

Egzorcyzmy i poczucie humoru Pana Boga

Ewangelia z dzisiejszej niedzieli pokazuje scenę, gdy Jezus wyrzuca z człowieka złego ducha.

Dziś egzorcyzmy są dość, jakby to powiedzieć, modne? I to niekoniecznie w środowiskach chrześcijańskich.  

Z Muzeum Archidiecezjalnego w Katowicach

Chodzi o sensację. Nawet w ostatnim tygodniu przez krajowe newsy przewinęła się informacja o takowych w Lublinie, gdzie ktoś po wszystkim wylądował w szpitalu.

Z drugiej strony nawet sami egzorcyści wydają bodajże miesięcznik. Nie rozumiem tego.

Myślę, że kluczowe zdanie Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii jest jak najbardziej dalej aktualne:

„Milcz i wyjdź z niego”.

Nie jestem ciekaw, co ma szatan do powiedzenia. Wybieram Słowo - Jezusa Chrystusa.


Dziś z okazji piątkowej 22. rocznicy ślubu w intencji naszego małżeństwa była odprawiana Msza Św. No to siedliśmy w pierwszej ławce całą rodziną i z dumą myślimy o wspólnie przeżytych latach. A tu Pan Bóg pokazuje nam swoje Boskie poczucie humoru, gdy własnie dziś w drugim czytaniu można usłyszeć tekst św. Pawła:

Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. 
Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, 
o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. 
Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, 
o to, by była święta i ciałem, i duchem. 
Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, 
o to, jak by się przypodobać mężowi.

Tak więc doznając rozterki, jako człowiek, który od 22 lat zabiega, jak przypodobać się żonie, podczas tejże mszy zatroszczyłem się o sprawy Pana i poszedłem na balkon komunikować, bo jestem nadzwyczajnym szafarzem. :)

Moja żona zaś, gdy wróciliśmy do domu skomentowała krótko: jakby wszyscy posłuchali dzisiejszego św. Pawła, to chrześcijaństwo dawno by już wymarło. :)



Pozdrawiam

Etykiety

zdjęcia (2549) wiara (1068) podróże (893) polityka (689) Pismo Św. (674) po ślonsku (440) rodzina (400) Śląsk (389) historia (371) Kościół (341) zabytki (312) humor (294) Halemba (260) człowiek (232) książka (203) praca (203) święci (186) muzyka (184) gospodarka (169) sprawy społeczne (169) Ruda Śląska (138) Grupa Poniedziałek (111) ogród (106) filozofia (104) Jan Paweł II (103) Covid19 (89) miłosierdzie (81) muzeum (76) środowisko (76) dziennikarstwo (73) sport (73) film (66) wojna (55) biurokracja (54) Papież Franciszek (53) Szafarz (43) dom (38) varia (36) św. Jacek (31) teatr (29) makro (7)