sobota, 31 sierpnia 2013

Awaria aparatu

Chyba będę musiał zawiesić mojego, w znacznej części FOTO-, bloga .

Zepsuł mi się aparat. :(

Pozdrawiam

czwartek, 29 sierpnia 2013

Przemyślenia Jacka

Jacek po obozie sportowym ma szereg nowych doświadczeń.

Nasz wczorajszy dialog:

- Tato, robiłeś kiedyś pompki na piłce lekarskiej?
- Nie.
- To nie polecam - Jacek Cichoń.



Pozdrawiam

środa, 28 sierpnia 2013

Deficyt budżetowy

O tej porze roku tak bywa. 

Człowiek wrócił z wakacji, które znów okazały się nieco droższe, niż się na początku wydawało. 

Oczywiście nie ma co biadolić, ani żałować, że zobaczyliśmy:





 

Tych wrażeń nam już nikt nie zabierze. Cieszę się, że mimo wszystko mogliśmy sobie i w tym roku pozwolić na wspaniałą podróż.
 
A że nasze konto obecnie, nie tylko, że święci pustkami, ale jeszcze uruchomiło sobie lekki debet, no cóż.
 
Trzeba teraz trochę przykręcić sobie śrubę, ograniczyć wydatki i kupować tylko to, co jest naprawdę niezbędne. To normalne w takiej sytuacji.

W końcu nie jesteśmy ministrem Rostowskim. Wiemy, że zwiększenie deficytu budżetu rodzinnego, poprzez zaciągnięcie kolejnego kredytu, tylko pogorszyłoby naszą sytuację. I w przyszłym roku z wakacji będą nici.

Różnica między ministrem finansów a nami jest taka, że my wydajemy swoje pieniądze, a on wydaje nasze wspólne, niestety.
 
A swoją drogą, zauważyliście, że opozycja generalnie nie krytykowała ministra za zwiększenie deficytu budżetowego, a jedynie za to, że pomylił się w szacunkach sprzed kilku miesięcy, gdy pierwotny budżet tworzył. Czemu nikt z opozycji nie domaga się od rządu ograniczenia wydatków w momencie, gdy jest mniej dochodów? Czyżby się bali, że im też każe ktoś oszczędzać?
 
A może chodzi o to, że wszyscy ci politycy niezależnie od opcji są "po jednych piniondzach" i to pieniądzach nie ich, a naszych - podatników. Te pieniądze to im się wszystkim wydaje lekką ręką. Nie wygląda to dobrze.

Pozdrawiam

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Częstochowska

Maryja - ta, która zawsze prowadzi nas do Jezusa:

„Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.




Na powyższym zdjęciu Częstochowska jakby potrójnie wskazywala na swojego Syna:
  • w ikonie, gdzie trzyma Go na ręku
  • w znaku krzyża tuż pod obrazem
  • a przede wszystkim w Eucharystii, w monstrancji, gdzie Zmartwychwstały Pan jest obecny w Swoim Ciele.

Pozdrawiam

niedziela, 25 sierpnia 2013

Na kole ... elefant

Jakżech już dzisiej pozałatwioł wszyjske moje niydzielne łobowiązki i przyjymności: Msza, rodzinny łobiod, drzemka, popołedniowe komunikowanie, łodebranie Jacka, kery przyjechoł z łobozu, kawa w rozszerzonym składzie w łogrodku, to wybroł żech sie na rajza na kole.

Łostanio doś dużo, jak na mie, pyndaluja i dzisioj łobroł żech kierunek na Łorna, coby łodwiedzić mojego bracika. Latoś łon mie zaskoczoł i przyjechoł tyż do mie na kole. Co prowda niy boło nas wtedy w doma, ale i tak my sie trefiyli u kamratow na działce.

Chciołech mu sie zrewanżować, a to już łostatnio sposobnoś, bo sie synek w tyn tydzień przekludzo. Łod wrześnio bydzie kapelonkowoł na Cidrach. Tyż żech mu chcioł zrobic niyspodzianka i dopiyro jakżech sie przykuloł do Łorny, zadzwoniołch, czy je w ogle w doma. 


Boł, ino mioł gości. Toch sie ino zameldowoł, chwila żech sie siod, napioł i niy chciołch mu zawodzać, toch sie zebroł. 

W farskim łogrodzie znod żech piykne lilije.


Zresztom samo fara tyż maszkytnie kiejś wybudowali.


Zanim ruszoł żech nazod, poszołch jeszcze na lody.


Choć majom na miano tak samo jak jo, bulić żech musioł, jak inni. Niy, to niy je żodno familijo. A zaro za cukernikym postawili misiezdo nojmodszo groba w Polsce - Budryk.


W łokolicy znod żech jeszcze piykny stow.


I wszystkego żech sie mog spodziywać, ale, że spotkom dzisioj ... elefanta, to mi do gowy niy przyjszło. Niy wierzycie? Toż paczcie. Nojprowdziwszy elefant w Łornie:


Łostońcie z Bogiym!


sobota, 24 sierpnia 2013

Jezus Chrystus

Kolejny doskonały tekst Szymona Hołowni, który dziś przeczytałem daje do myślenia.

Jezus Chrystus - kim dla mnie jest?

Mozaika z Katedry w Pizie

Nie jestem ani teologiem, ani filozofem, więc trudno mi wyrazić w słowach to, co kryje się duszy.

Jakiś czas temu polubiłem słowa z Prologu Ewangelii Św. Jana: "Na początku było Słowo". Tu Słowo pisze się z dużej litery. W wersji greckiej to Logos. Słowo-Logos to Jezus Chrystus ktoś, kto był na początku, czyli od zawsze.

Słowo Pisma Św. w jakiś sposób uobecnia Jezusa Chrystusa. Gdy je czytam, słucham, rozważam, On jest ze mną.
Logos kojarzy mi się też z logiką, z sensem, ze spójnością, z prawdą - w tym wszystkim jest Jezus - Bóg.

Dalej św. Jan pisze: "A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami". Tak, bo Jezus urodził się ponad 2000 lat temu w Betlejem, jako człowiek, jako jeden z nas. Bóg - Człowiek, jako postać historyczna, rzeczywiście żyjąca na ziemi. Po co? Bo wszyscy jesteśmy grzesznikami, bo ja jestem grzesznikiem. A Bóg nie chciał mnie zostawić samego z moją słabością. Posłał Swojego Syna, by na krzyżu mnie odkupił, by mnie zbawił. Na Golgocie pokazał mi, że kocha mnie do szaleństwa, że jest gotów za mnie cierpieć, za mnie - Andrzeja Cichonia oddać życie. Niesamowite!

Gdyby tylko umarł na krzyżu, to byłaby tragiczna historia, kończąca się czarną rozpaczą. Ale On
ZMARTWYCHWSTAŁ !!! 

Przezwyciężył grzech, przezwyciężył śmierć. Daje mi również nowe życie. Już tu teraz na ziemi, gdy mogę żyć Jego wiarą.

Bóg - Człowiek: Jezus zostawił Siebie nam w genialnym Boskim pomyśle - w kawałku chleba, który w czasie Eucharystii staje się Jego Ciałem. Wiem dobrze, że tego nie da się zrozumieć. Tu można jedynie prosić za Apostołami: "Panie przymnóż nam wiary". By łatwiej było nam wierzyć, Jezus zostawił nam jeszcze drugi genialny Boski wynalazek - wspólnotę Kościoła. Nie da się wierzyć w Boga, wierzyć Bogu - samemu, w pojedynkę. Tworząc Kościół wzajemnie się w wierze podtrzymujemy i tylko w Kościele możemy być pewni obecności Jezusa w sakramentach.

Sam z pewnością bym pobłądził. Bo wiara nie jest prosta. To nie jest miła, łatwa i przyjemna przystawka do mojego życia. Całe życie zmagam się z wiarą. Szukam Jezusa. I czasem wydaje mi się, że jestem blisko. Ale są też całe miesiące i lata, gdy Jezus jakby milczał.

Wierzę, że jest po prostu niesamowicie delikatny, że nie narzuca się. W każdej sytuacji zostawia mi wolną wolę, bo nie miało by sensu, gdybym Go kochał z przymusu. Więc nawet, gdy milczy staram się trwać i staram się być Mu wierny. Nawet, gdy grzeszę, gdy upadam, mam nadzieję, że On mi znowu przebaczy.

I mam wielką nadzieję, że w chwili śmierci wezwie mnie po imieniu: Andrzeju! I też zmartwychwstanę i będę z Bogiem szczęśliwy na wieczność.


A dla Ciebie Drogi Czytelniku, kim jest Jezus Chrystus?

Pozdrawiam

czwartek, 22 sierpnia 2013

Zakochani w Rzymie

Kilka dni temu miałem okazję film zobaczyć.


No i coż?

Bardzo podobał mi się wcześniejszy "O północy w Paryżu", o czym zresztą pisałem dawno temu, więc nie będę się powtarzał.

Nastawiałem sie więc, że wersja rzymska też będzie intrygująca i z pomysłem.

Lubię Woody'ego Allena. Cieszy mnie jego absurdalne poczucie humoru. I w tym filmie też kilka wątków czy scen było świetnych. Trochę ludzkich zachowań dało się obśmiać. Ciekawa była również konwencja ze swego rodzaju głosem sumienia, którego uosobienie grał Alec Baldwin. Dobrze, że pojawił się sam Woody Allen w roli Amerykanina, który przyjechał do Wiecznego Miasta (w Paryżu osobiście nie grał). Lubię Roberto Benigniego - którz inny mógłby zagrać współczesnego Rzymianina. Panie z Penélope Cruz na czele były piękne. No a Rzym zawsze prezentuje się wspaniale.

A jednak po skończonym seansie miałem jakieś wrażenie niedosytu. Nie było w filmie tego drugiego dna, jakieś głębszej myśli, przesłania.

Po nocy spędzonej z Allenem w Paryżu, mogłem przemysleć kwestie naszej ciągłej pogoni za czymś innym podczas, gdy trzeba umieć znajdować wartości w tym, co jest na wyciągnięcie ręki.

Zakochanie się w Rzymie mogło mi co najwyżej zasugerować, że (cytat z pamięci) "lepiej żałować, że zdradziło się ukochanego, niż póżniej żałować, że się tego nie zrobiło". 

To, że każdy z każdym włazi do łóżka nie jest śmieszne, panie Allen. 

I nawet arie operowe śpiewane na scenie pod prysznicem nie są w stanie filmu uratować, niestety.

Pozdrawiam

środa, 21 sierpnia 2013

Tęsknimy za Jackiem?

Gdy przed chwilą oficjalnie zadałem powyższe pytanie pozostałej w domu części rodziny, to niby wszyscy zaprzeczyli, ale faktycznie trochę bez niego pusto.

A Jacek pojechał tydzień temu na obóz sportowy do Wisły.

Pozwolę sobie zacytować wymianę sms-ów z mamą sprzed kilku dni:

Mama: I jak tam?
Jacek: Dobrze
Koniec 

Do mnie jeszcze nie napisał. 

Pewnie to znaczy, że jest z wyjazdu zadowolony.

* * *

Z ostatniej chwili:
Jacek: Wyobraź sobie, że skarpety mi się skończyły
Mama: Jak to możliwe?
Jacek: Nie wiem :D



Pozdrawiam

wtorek, 20 sierpnia 2013

Wspaniałe ciasto mojej żony

Mój wczorajszy wpis był źle zatytułowany.

Zgodnie z sugestią jednego z czytelników, powinien brzmieć - jak powyżej.

Tak więc niniejszym się poprawiam, z prawidłowym tytułem:


Choć trzeba tu też dodać, że zdjęcie należy już do historycznych. :)

Pozdrawiam

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Nie będę marudził

Jakiś jestem ostatnio zdenerwowany, sfrustrowany i jakoś ogólnie niezadowolony.

Szanując jednak osoby, które zaglądają na ten blog i nie chcąc nikogo zanudzać własnymi problemami, nie będę się tu wywnętrzniał.

Wręcz przeciwnie, jak człowiek markotny, to najlepiej czymś się pochwalić.

To ja się pochwalę ciastem. Ciastem, które upiekła moja żona, bo ja nie potrafię. Za to potrafię je z apetytem zjeść. 

A do wypieku zostały wykorzystane nasze własne jagody z ogródka, prosto z krzaka, który już sam, własnoręcznie kilka lat temu posadziłem.


Smacznego!

Pozdrawiam


niedziela, 18 sierpnia 2013

Ference Máté

Ciekawy facet: Ference Máté.

Na toskańskich wakacjach przeczytałem dwie jego książki:





















Z pochodzenia Węgier. W wieku 10 lat po powstaniu z 1956 roku wraz z rodziną był zmuszony emigrować, najpierw do Austrii, a potem do Kanady. Gdy wydoroślal mieszkał w różnych częściach świata, by ostatecznie zakotwiczyć w Toskanii. Pięknie o tej ziemi opowiada. W pierwszej książce o pierwszym toskańskim domu. W drugiej o nowym miejscu, gdzie odbudował stary opuszczony klasztor i założył winnicę.

Dziś doczytałem do końca trzecią książkę, z której cytowalem już fragmenty to tu, to tam.


Sporo inspiracji i materiału do przemyśleń autor mi podsunął. Niektóre fragmenty może brzmią zbyt sielankowo i mogą nawet frustrować. Nie jest przecież możliwe byśmy wszyscy przeprowadzili się do Toskanii lub nawet byśmy Toskanię w jej symbolicznym znaczeniu zbudowali u siebie.

Tak czy inaczej warto było przeczytać i trochę się zastanowić.

Na koniec proponuję jeszcze jeden cytat:

Musi istnieć różnica pomiędzy "zabawą" a "rozrywką". To pierwsze oznacza energiczne i pełne pasji życie, to drugie polega na oglądaniu, jak ktoś inny robi to za nas.

Pozdrawiam

Szczególna niedziela

Dziś szczególna niedziela. 

Tak mi się właśnie pomyślało.

Dlaczego?
 
Piękny dzień. Elegancka pogoda. Na błękitnym niebie białe chmurki.
 
Większość dnia spędzam za domem w ogródku. Siedzę w cieniu winorośli, która pnie się po drewnianej konstrukcji, którą zafundowaliśmy sobie na wiosnę i dziś już świetnie pełni swoją funkcję. Czytam książkę.


Wcześniej byliśmy na Mszy. 

Po obiedzie, dzisiejszą sjestę spędziłem też w ogródku na hamaku pod lipą, którą, gdy kilka lat temu ją sadziłem, była niższa ode mnie.
 
Co w tej niedzieli szczególnego?
 
Jest jeden szczegół na który zwróciłem uwagę. Może to kwestia strony z której wieje wiatr, ale dziś w ogóle nie słychać autostrady. Za to przed chwilą z przeciwnego kierunku idealnie brzmiały kościelne dzwony - z Halemby II.

Pozdrawiam

sobota, 17 sierpnia 2013

Rower + aparat

Lubię wsiąść na rower i mieć pod ręką aparat fotograficzny.

Mam to szczęście, że mimo, iż mieszkam w samym środku uprzemysłowionego Śląska, do najbliższego lasu jest raptem kilkaset metrów.


Lubię ten duży dąb. Może nie jest tak stary, jak "Bartek", ale za to dużo ładniejszy.


Jadąc dalej, można trafić na eleganckie stawy.


Ośrodek dla niepełnosprawnych w Borowej Wsi to znaczące miejsce.


Drewniany kościół pw. św. Mikołaja ma swój niepowtarzalny urok.






















A po drodze gdzieniegdzie tak pachniało, że wstąpiłem do sklepu i też kupilem na grilla łososia i kiełbaski. Pycha !!!

Pozdrawiam


Św. Jacek

Św. Jacek to jedyny Polak na Kolumnadzie Berniniego w Rzymie.


Św. Jacek to jednak przede wszystkim Lux ex Silesia, czyli Światło ze Śląska.
Bo to zacny boł Ślonzok.

Św. Jacku, patronie
  • Śląska
  • nadzwyczajnych szafarzy Komunii Św. w Archidiecezji Katowickiej
  • mojego młodszego syna
Tu
módl się za nami !

Pozdrawiam

środa, 14 sierpnia 2013

Trasy rowerowe w Rudzie Śl.

Kilka dni temu, gdy wyszedłem na koło, w lesie niedaleko domu zauważyłem nowe oznaczenia trasy rowerowej. 


Dojechałem wtedy lasem czerwonym szlakiem do szosy Chudowskiej (czyli raptem nieco ponad 2 km), gdzie z przykrością stwierdziłem, że szlak się skończył.


Dziś więc skręciłem w przeciwnym kierunku. Oczywiście po chwili wyjechałem z lasu na ul. Nowy Świat.


Tu jeszcze można się bezpiecznie poruszać, ale kawałek dalej na Halembskiej już trzeba się zmierzyć z dużym ruchem samochodowym, a oddzielnej drogi dla rowerzystów nie ma.


Dużo lepiej jedzie się za przejazdem kolejowym, gdzie już wyznaczono na chodniku pas dla rowerów. Szkoda tylko, że akurat na wjeździe stoi znak drogowy.


Po kilkuset metrach, przed dojazdem do ul. 1 Maja, mimo, że na chodniku nic się nie zmienia, stoi twardo znak:


Trasa rowerowa skręca tu w lewo w ul. Nową, dojeżdża do autostrady i ... kończy się.


Nigdy wcześniej w tym miejscu nie byłem. Nie wiedziałem nawet, że jest tam przejście dla pieszych pod A4.


Byłem znów rozczarowany, że i w tym kierunku trasa rowerowa tak szybko się skończyła.

Wcześniej chciałem w internecie znaleźć mapkę z trasami rowerowymi w naszym mieście. Niestety na stronie Rudy Śląskiej można tylko poczytać trochę urzędniczej gadki w temacie, ale żadnych przydatnych planów nie uświadczysz. A może nie umiem znaleźć?

Coś mnie jednak tknęło i przeszedlem na drugą stronę autostrady, gdzie ... zaczyna się dalszy ciąg czerwonej trasy rowerowej.


Gdzie prowadzi dalej? Może jeszcze kiedyś opowiem.

Tak się zastanawiam. Może z drugiej strony, po przekroczeniu ul. Chudowskiej szlak rowerowy też ma swoją kontynuację w stronę zabrzańskiej dzielnicy Makoszowy? Nie wiem.

Na dzisiaj tyle.

Pozdrawiam

Mądrość Toskanii

Jeszcze raz z książki:


Dotyczy naszych dzieci, ale i nas dorosłych też:

Większości ważnych w życiu rzeczy nie można nauczy się z telewizji, internetu czy nawet z książek, ale z bezpośredniego kontaktu z nieprzewidywalnym, lecz niezwykle zabawnym rodzajem ludzkim.

Koniec końców, tylko ludzie mogą nauczyć innych, jak być człowiekiem.

Coraz bardziej lubię tego faceta.

Pozdrawiam

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

O pewnym Toskańczyku

Z książki:


Był niewiarygodnie miłą i opiekuńczą osobą o trzeźwym rozumie, która uwielbiała masakrować stare przysłowia. Jednego z nich używał w charakterze osobistego motta:

"Nigdy nie odkładaj na jutro tego, co możesz odłożyć na pojutrze"

Pozdrawiam

niedziela, 11 sierpnia 2013

Skojarzenia śniadaniowe

Patrząc na opakowanie czytam:
- Papier do wypieków ... na twarzy.

Chwilę później do żony:
- Wiesz, zważyłem się.
- Zwarzyłeś, jak mleko? - zripostowała żona.

:)

Dobrej niedzieli życzę

czwartek, 8 sierpnia 2013

Zagraniczne Msze Św.

Już kiedyś o tym wspominałem, ale w tym roku podczas wakacji też miałem okazję uczestniczyć w Mszach Św. w obcych językach.

Do Viareggio przyjechaliśmy w niedzielę i droga była tak zaplanowana, by zdążyć na Eucharystię. Wcześniej dowiedziałem się, że franciszkanie odprawiają u siebie o 18.30.

Z ciekawostek, trochę nas zaskoczyło, że na ofiarowanie zamiast zbierać pieniądze, ... rozdawano ... koperty. Jak się okazało puste. :) By przy wyjściu oddać je już pełne. Muszę podpowiedzieć ten patent naszemu proboszczowi. :)

Jak już pisałem, po włosku w zasadzie dało się treści z grubsza zrozumieć. Jeśli z fragmentem Pisma Św. był kłopot, to doczytałem po powrocie do pokoju w internecie.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w nocy z soboty na niedzielę w Gratzu. Z racji korków, do tego austriackiego miasta dotarliśmy dosyć późno. Miejsce było dość oddalone od centrum, a ja byłem zbyt zmęczony, by szukać na jutro kościoła. Niestety w hotelowej recepcji obsługa nic na temat kościołów i odprawianych w nich mszach nie wiedziała (podobnie zresztą, jak 2 tyg. wcześniej pod Wenecją). Tu znów przydał się internet. Łukasz znalazł nam w Gratzu poranną Eucharystię u ... franciszkanów.

Faktycznie rano, by potem nie spieszyć się do domu, podjechaliśmy do kościoła.

 
Po niemiecku niestety nie rozumiem prawie nic. Ale nie trzeba się poddawać. Na tablicy były zaznaczone numery pieśni, a w ławkach leżały grube książki do nabożeństwa i to z nutami. Nie do końca wiem o czym, ale jak jo sie naśpiywoł. :)
Natomiast podczas Liturgii Słowa włączyłem sobie w mojej komórce aplikację Pismo Św., gdzie są też zebrane całoroczne czytania mszalne, więc mogłem być na bieżąco.

Dobrze, że Kościół jest jeden, powszechny na całym świecie ten sam.

Pozdrawiam (z Kielc)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Przemienienie



Może powyższy fresk nie jest na pierwszy rzut oka zbyt spektakularny, ale znalazłem ten obraz, odpowiadający dzisiejszemu świętu, podczas ostatniej wizyty w Lublinie.

Nasze wewnętrzne przemiany też nie muszą być zbyt spektakularne, byle prowadziły w stronę nieba - to przynosi szczęście i chce się zostać na dłużej, rozbijając namioty. 

A swoją drogą pierwszy raz od dwóch tygodni uczestniczyłem we Mszy Św. po polsku - też ładnie.

O tych zagranicznych Eucharystiach jeszcze pewnie napiszę.

Pozdrawiam

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Grocie w Skata?

Ja, mocie recht. Jak człek mog sie wywczasować, to przy łokazji podziwioł roztomajte cuda: kościoły, pomniki, place, łogrodki i landszafty. Z drugij strony szło sie tyż wymoczyć we wodzie abo łopolać na słoneczku. A trza Wom wiedzieć, że w tyj Italiji klara grzoła i blyndzioła tak, jak dzisioj na Halymbie.

Łod czasu do czasu, nawet na wywczasach trza boło siednoć sie w chałpie. I to tyż je łokazjo coby całom familijom być cuzamyn do kupy.

Jak my tak z chopokami siedli przy stole, to grali my w karty, w tysionca (niykerzy pedzom, że w tałzyna). Dobrze sie grało synkom, bo jo porzond przegrywoł. I wtedy przyszła mi do gowy myśl, że przeca moje chopcy som już take sroge, a jeszcze niy poradzom grać w skata.

Mie i mojego bracika nauczoł nasz dziadek. Boł żech wtedy dużo modszy niźli moje synki. Nojgorzyj boło z tym welowaniym, bo misiezdo, że jeszcze żech wtedy niy poradzioł za bardzo rachować. Tak mi sie zdo, że bez tabliczki mnożynio, jo żech sie te meldunki naumioł na pamiyńć.

Pamiyntom, jak do mojego dziadka na skata (u nos sie godało na szkata) przyjyżdżoł ujek Waluś i Pan Szulik. Wtedy to było wielke świynto. My bajtle mogli paczeć, ino za bardzo niy zawodzać abo przeszkodzać. Starsi grali na piniondze, ale ino tak symbolicznie, bo to boł szkat groszowy (boło to jeszcze za Gerka przed inflacyjom, jak - tak jak dzisioj - byli grosze). 

Czasym tak sie zdarzoło, że keryś z chopow niy mog i wtedy grała tyż ... moja babcia, kero boła bardzo bogobojnom kobiytom, ale to ij w grze niy przeszkodzało. Czasym babcia tyż grali za czwortego - wtedy jedyn mioł w grze po kolei pauza.


Nojprzod zawsze po rozdaniu kart trza boło welować. Fto wygroł licytacyjo, broł dwie karty z pośrodka, a potym mianowol tromfa. Nojlepij boło trefić na krojcdupka, bo to we szkacie (z pewnymi wyjontkami) nojmocniejszo karta. Jak tyn co groł, zebroł we swoich sztichach 61 łoczek, to wygroł i mog sie z tego radować. 

Piykne to boło czasy, jak moje starziki grali w szkata.

I tera we Toskaniji mi sie to spomniało i poleku zaczon żech moich chopoków przyuczać do tyj zacnyj gry. Trocha marudziyli, bo to przeca niy je proste, ale łoboczymy, może cosik z tego wyniknie i we duge jesiynne czy zimowe wieczory bydymy mieć wspólne familijne zajyńcie.

Łostońcie z Bogiym!

niedziela, 4 sierpnia 2013

Koniec wakacji - piękno w nas

Wróciliśmy szczęśliwie do domu.

Pięknie było, ale się skończyło.

Nie ma jednak co płakać. Mam nadzieję, że właśnie piękno, którego się doświadczyło, gdzieś tam w człowieku zostaje i będzie procentować w dalszym życiu.

W Toskanii, skąd właśnie wróciliśmy, mogliśmy dotknąć dwa rodzaje piękna: 

To stworzone bezpośrednio przez Boga:


 - widoki morza, gór, krajobrazy, przyroda.

Oraz piękno do którego tworzenia człowiek został przez Boga zaproszony 

 

















 - architektura katedr i pałaców, obrazy, rzeźby, gaje oliwne czy winnice.

Niech piękno w nas dojrzewa i nabiera smaku, jak toskańskie wino.

Pozdrawiam z domu

czwartek, 1 sierpnia 2013

Jak dobrze wyglądać nago?


Przepis toskański:

1. Trzeba mieć dobry budulec, tworzywo.
 

Bardzo dobrego materiału mają tu w Toskanii raczej dużo. Mam na myśli góry, które widzimy z naszej plaży, a które bardziej z bliska, konkretnie z Carrary wyglądają tak:


2. Z dobrym budulcem trzeba już tylko chodzić na siłownię, dużo pływać, biegać i generalnie rzeźbić.

3. Jak ktoś dobrze urzeźbi, a w Toskanii i okolicy kilku takich było, to efekty swoich wysiłków może prezentować nawet na głównym placu miasta:

Dawid Michała Anioła - Florencja

P.S. Moja żona twierdzi, że do dzisiaj jestem dość podobny. Pewnie jej chodzi o to, że też lubię Psalmy.

Pozdrawiam

Etykiety

zdjęcia (2549) wiara (1068) podróże (893) polityka (689) Pismo Św. (674) po ślonsku (440) rodzina (400) Śląsk (389) historia (371) Kościół (341) zabytki (312) humor (294) Halemba (260) człowiek (232) książka (203) praca (203) święci (186) muzyka (184) gospodarka (169) sprawy społeczne (169) Ruda Śląska (138) Grupa Poniedziałek (111) ogród (106) filozofia (104) Jan Paweł II (103) Covid19 (89) miłosierdzie (81) muzeum (76) środowisko (76) dziennikarstwo (73) sport (73) film (66) wojna (55) biurokracja (54) Papież Franciszek (53) Szafarz (43) dom (38) varia (36) św. Jacek (31) teatr (29) makro (7)