czwartek, 31 maja 2012

Łukaszowy film


Wczoraj było o Jacku, to dzisiaj, żeby było sprawiedliwie, polecam najnowszą produkcję Łukasza:



Pozdrawiam

środa, 30 maja 2012

Jackowy humor

Jacek, mój młodszy 11 letni syn, ostatnio podczas nieobecności mamy w domu, gdy była na wycieczce, nauczył się, pod moim okiem, gotować jajko na miękko.

Ja osobiście, jeśli chodzi o kuchenne umiejętności, to głównie potrafię z apetytem wszystko co przygotuje moja kochana żona, zjeść. 

No ale zrobić herbatę, posmarować kromkę masłem lub właśnie ugotować jajko to jeszcze potrafię.

W piątek wieczorem przed Dniem Matki, Jacek teatralnym szeptem, żeby mama nie słyszała, podzielił się ze mną pomysłem, że jutro rano zrobi mamie niespodziankę i na śniadanie ugotuje dla niej jajko. Mówię mu:
- Jacek, ale przecież zawsze w sobotę rano jedziemy z mamą na targ na drobne zakupy i zanim wrócimy, jajko zdąży ochłodnąć. A zimne jajko nie jest dobre.
- To zostawię je we wrzącej wodzie, aż wrócicie - odpowiedział mój dzielny syn.


Kilka dni temu coś mu mówiłem i zripostował mi krótko:
- Tata nie fizolofuj.


Pozdrawiam

wtorek, 29 maja 2012

Szymon Hołownia - c.d.

Chciałbym jeszcze wrócić do kilku - jak mi się wydaje - ciekawych myśli ze spotkania z Szymonem Hołownią, o którym pisałem TU.

Rudy Raciborskie - 18 maja 2012

O atakach na Kościół mówił mniej więcej tak:
Ludzie z zewnątrz właściwie nic nam nie mogą zrobić. Żaden Palikot, Nergal, Wojewódzki, żaden antyklerykalizm nie jest tym, czym należałoby się specjalnie martwić. Największym wrogiem Kościoła jesteśmy my sami, gdy nie żyjemy Ewangelią, gdy nie żyjemy w relacji z Chrystusem. Naprawianie Kościoła trzeba zaczynać od nawracania siebie samego. Inni mogą się nawracać dopiero patrząc na mnie, widząc moje życie. Mówił, że jedynym zagrożeniem w spotkaniu z drugim człowiekiem mogłaby być taka sytuacja, gdyby ktoś potrafił mi zabrać chrześcijańską nadzieję - to byłaby tragedia. Ale jeśli człowiek żyje z Bogiem, to taka sytuacja jest niemożliwa. Ludzie wrodzy Kościołowi najczęściej nie mieli szansy spotkać prawdziwych chrześcijan. 

Zgadzam się też z jego twierdzeniem, że granica między dobrem a złem nie przebiega pomiędzy tymi czy innymi ludźmi. Granica między dobrem a złem jest zawsze w sercu człowieka. Myślę, że warto o tym pamiętać szczególnie w czasach głębokich podziałów społecznych w naszym kraju.

Ciekawy był wątek dotyczący naszej religii, gdy mówił, że katolicyzm to nie teologia moralna: to ci wolno, a tego ci nie wolno, zbiór nakazów i zakazów. Chrześcijaństwo to przede wszystkim osobowa relacja z Chrystusem. Tablice z przykazaniami możemy przyjąć dlatego, że trzyma je dla nas kochający Ojciec. To nie są zakazy. To jest pozytywny przekaz, który pozwala nam żyć pełniej, bardziej po ludzku, bardziej z Bogiem. Dla ludzi wierzących przykazania są skarbem, a nie batem.

I na koniec proponuję jeszcze jedną myśl, gdy mówił w takim kontekście:
Życie chrześcijanina nie może polegać na przeczekaniu jako tako do śmierci, żeby po niej można było dostać się do nieba. Idąc w stronę nieba, trzeba żyć pełnią życia, z sensem codziennie i cały czas. 
Trochę mi to brzmi znajomo - jakby uzupełniało się z mottem, które mam wypisane na górze niniejszej strony.

Warto było posłuchać i warto się nad tymi słowami zastanowić.

Pozdrawiam

niedziela, 27 maja 2012

Piekary 2012

Byłem w Piekarach Ślaskich na corocznej pielgrzymce mężczyzn w ostatnią niedzielę maja wiele razy. Jeszcze jako dziecko i młodzieniec, często maszerowałem również pieszo. Raz, w czasach liceum, pojechaliśmy tam z kolegami ze szkoły na rowerach. Później, gdy się już trochę rozleniwiłem, jeździłem samochodem z ojcem, z synami. Stałem zawsze gdzieś w tłumie 100 tysięcy facetów, zwykle daleko ołtarza. Czasem siedziało się na kalwaryjskim wzgórzu wśród drzew na stołeczku, czasem na reklamówce. Niekiedy padał deszcz, innym razem grzało upalne słońce.

Zdjęcie z roku 2001 - byliśmy wtedy w trójkę: mój ojciec, ja i mój starszy syn

Dzisiaj byłem w Piekarach pierwszy raz jako Nadzwyczajny Szafarz Komunii Św. Było nas w tej roli z całej diecezji ponad 100 osób. Z kolegą z naszej parafii przyjechaliśmy na miejsce przed 8.00. Była dla nas przygotowana specjalna salka, gdzie mogliśmy się przebrać w alby. Tutaj też pierwszy raz przydała mi się specjalna legitymacja, którą otrzymałem ponad dwa lata temu zaczynając posługę (co niedzielę w swojej parafii nie trzeba się przecież przedstawiać).

Zanim przyjechali biskupi, ustawiliśmy się do procesji przed bazyliką Matki Boskiej. Tak więc dziś miałem okazję wchodzić na kalwaryjskie wzgórze, gdzie co roku odbywają się uroczystości, za sztandarami i ministrantami, a przed księżmi i biskupami. Po wejściu na szczyt, wprowadzono nas do kalwaryjskiego kościoła za ołtarzem polowym, gdzie już czekały na nas puszki z hostiami (tak nazywa się fachowo kielich z komunikantami). Były też dla nas przygotowane miejsca na ławkach rozstawionych za ołtarzem. Nigdy tak blisko (choć z tyłu, ale blisko) nie miałem okazji w Piekarach w uroczystościach uczestniczyć. 

Pięknie przywitał wszystkich zebranych nowy Metropolita Górnośląski Abp Skworc. Jak ktoś nie był, to zachęcam do przeczytania całości jego wystąpienia: KLIK. Ja szczególnie zwróciłem uwagę na następujący fragment: "Pieniądze mają z ideami wspólne to, że – jedne i drugie, mogą ulec dewaluacji. Jest jednak między nimi zasadnicza różnica: jeżeli pieniądze ulegną dewaluacji, dobra idea może wyprowadzić z finansowego kryzysu, ale jeżeli zdewaluują się idee, nie pomogą żadne pieniądze". Tu, gdzie od kilkudziesięciu lat nazywamy Maryję Matką Sprawiedliwości i Miłości Społecznej zawsze wymiar społeczny wiary i odniesienia do współczesności były mocno akcentowane. Z drugiej strony, gdy zaczęła się Msza Święta, homilia abpa Budzika - nowego ordynariusza z Lublina miała charakter już ściśle religijny: o Duchu Św. i Kościele - naszym domu.

Przed przeistoczeniem przeszliśmy, jako Szafarze przed ołtarz. Pierwszy raz konsekracja odbywała się jakby w moich rękach - w puszkach, które trzymaliśmy. Starałem się przeżywać ten moment świadomie, na tyle, na ile potrafię. Następnie rozeszliśmy się do sektorów. Mimo, iż zagubił mi się ministrant, który miał iść ze mną z chorągwią, by było widać, gdzie jest rozdawana Komunia Święta, wykomunikowałem sporo mężczyzn (i kilka kobiet, które na męską pielgrzymkę też przybyły).

Po zakończonej liturgii ustawiliśmy się jeszcze w szpalerze pod probostwem. Biskupi, na czele z kard. Dziwiszem przechodzili więc obok nas na wyciągnięcie ręki.

Cieszę się, że mogłem tam dzisiaj być. To jest zawsze budujące, gdy widzi się tłumy mężczyzn, którzy się modlą, którzy śpiewają (męski śpiew, szczególnie Ślązaków ma w sobie jakąś siłę), którzy uczestniczą we Mszy Świętej i którzy przystępują do Sakramentów Świętych.

Tak powinno się przeżywać Uroczystość Zesłania Ducha Świętego.

Pozdrawiam

sobota, 26 maja 2012

Duch Święty w Kościele


Rok temu pod koniec maja firma, w której pracuję, wysłała mnie na spotkanie do Rzymu. Korzystając z okazji, zafundowałem sobie po piątkowych obowiązkach służbowych, już prywatnie, weekend w Wiecznym Mieście. 

Oczywiście nie mogłem nie odwiedzić Bazyliki Św. Piotra. 

W tym dziś najważniejszym z kościołów całego świata, z tyłu, za ołtarzem znajduje się przepiękny witraż przedstawiający Ducha Świętego. Tu, gdzie na swojej katedrze siedzi św. Piotr, człowiek ma niesamowitą pewność, że Kościół prowadzony ręką ludzką przez kolejnych papieży, jest jednocześnie przesiąknięty obecnością Ducha Świętego.



Myślę, że właśnie witraż potrafi najpełniej oddać wyobrażenie oraz działanie Trzeciej Osoby Boskiej. 

Każde pomieszczenie, bez okien jest miejscem ciemnym i ponurym. Wpadające przez kolorowe szyby (w tym przypadku, jeśli się nie mylę, przez alabaster) promienie słońca nadają wnętrzu niesamowitego blasku. Bez światła w bazylice nie moglibyśmy podziwiać ołtarza z monumentalnym baldachimem Berniniego nad konfesją św. Piotra i wszystkich innych wspaniałości świątyni z jej rzeźbami, mozaikami, kaplicami.

Kościół, jako instytucja, Kościół, jako organizacja, jako społeczność zwykłych, często bardzo grzesznych ludzi, również może być postrzegany jako miejsce "ciemne i ponure". Bardzo często media podsuwają nam taki szary i nieciekawy obraz Kościoła. Ale zostawmy media, my sami w naszych rozmowach z innymi, w naszym szukaniu sensacji, w wyolbrzymianiu wad, w patrzeniu jedynie na ziemską stronę Kościoła, mamy zubożony, niepełny Jego obraz.

Dopiero gdy spojrzy się niejako w obecności Ducha Świętego, gdy Kościół jest rozświetlony Jego blaskiem, można dostrzec piękno, bogactwo i prawdziwą wartość Kościoła. 

Zobaczymy wtedy, że tylko tu w Kościele (choć nie koniecznie w kościele) są udzielane sakramenty, z cudem Bożej obecności w Eucharystii na czele. Przez dwadzieścia wieków obecności w świecie, Kościół głosił Ewangelię - Dobrą Nowinę o Zmartwychwstaniu Chrystusa. Z Kościoła wywodziły się tysiące wspaniałych ludzi, których czcimy, jako świętych, ale wierzę, że i dalsze nieprzeliczone rzesze tych, którzy dziś w dalszym ciągu tworzą Kościół, Kościół ludzi zbawionych.



Duchu Święty daj mi dostrzec piękno Kościoła, pomóż mi się Nim zachwycić. Niech w mojej duszy, w moim sercu i w umyśle wyryje się obraz Kościoła przenikniętego Twoim światłem, jak symbol uchwycony na zdjęciu z Bazyliki Watykańskiej.



Pozdrawiam

P.S. Tekst opublikowany w gazetce parafialnej "Boże Narodzenie"

piątek, 25 maja 2012

Synowie - sportowcy

Kocham tych moich synów - co jeden, to lepszy sportowiec (żeby nie powiedzieć artysta).

Starszy - Łukasz nabawił się w tym tygodniu niezłych odcisków (u nos sie godo, że mo blazy abo plynskyrze), bo grał w piłkę nożną w pożyczonych butach - tyle, że były za ciasne. Ledwo chodził, ale załapał się na zawody siatkówki plażowej. Z turnieju wrócił z pucharem i dyplomem (za II miejsce) oraz ze ... spuchniętym palcem u nogi. Ledwo chodził i żeby trochę wrócić do formy, wczoraj nie poszedł do szkoły. Wieczorem, gdy go pytałem, mówił, że już jest o.k. Musiało być o.k., bo dziś rano pojechał ze szkoły na zawody piłkarskie do ... Austrii. Wróci w niedzielę. Mam nadzieję, że tam wszystko będzie dobrze i nie będzie dolegała mu żadna kontuzja.
Ciekawe co teraz na austriackiej ziemi porabia?

Młodszy - Jacek poszedł dziś po południu na rower. Wrócił mniej więcej po 5 min., schował rower do garażu i wszedł do domu z informacją, że się przewrócił. Szybkie rozpoznanie naszego drugiego pacjenta pozwoliło nam zdiagnozować, że kolano jest tylko, ale za to dość solidnie, zdarte. Trzeba było przemyć i nałożyć lekki opatrunek. Teraz podskakuje sobie na drugiej nodze.

A propos Jacka, to wrócił dziś ze szkoły z nowiną, że dostał 5 minus z dyktanda. Super! Zwykle robi dużo błędów. Czasem aż szkoda, bo jest w stanie napisać ciekawe opowiadanie, ale niestety im dłuższe, tym więcej w nim "ortów". Wszyscyśmy się ucieszyli, a Ela powiedziała, że to najlepszy dla niej prezent na Dzień Matki.

Kocham tych moich synów - oby wyrośli na solidnych ludzi.

Pozdrawiam

czwartek, 24 maja 2012

Monika, moja internetowa dziewczyna :)

Kilka dni temu pisałem, że czasem trzeba zamilknąć. 

Dziś miejsce na moim blogu zostawiam osobie, którą poznałem w internecie. Zachęcam do przeczytania jej historii:


Życie jest piękne !

Pozdrawiam

środa, 23 maja 2012

Lampki choinkowe :)

Zdjąłem dziś lampki choinkowe wiszące na naszym domu. Lepiej późno niż wcale. Uczciwie dodam, że już ich nie zaświecałem od 2 lutego. :)

Dziś lampki zdjąłem, bo kupiłem wiszące w doniczkach surfinie, które powiesiłem w ich miejsce. Mam nadzieję, że będą pięknie nam kwitły, aż do jesieni.

W ogródku tak już jest, że czasem coś się udaje, a czasem mamy klęskę. Pamiętacie, jak w końcówce kwietnia chwaliłem się nowymi pelargoniami zasadzonymi w szpalerze nowych kamiennych doniczek postawionych wzdłuż domu? Zostały juz tylko na zdjęciach: KLIK Tydzień temu w nocy z czwartku na piątek przymrozek z 15 szt. kwiatów zniszczył prawie wszystko. Dziś kwitnie tylko jedna pelargonia. Poza tym w znacznym stopniu zniszczyły się pędy winogron oraz krzaczek, który w zeszłym roku posadziłem w okolicach naszego kranika z wodą. Mróz był jednak bardzo silny, bo rano, gdy wstaliśmy, szron utrzymywał się nie tylko przy gruncie, ale nawet na oknach dachowych pierwszego piętra. 

Ciekawe, że mróz w ogóle nie zaszkodził chwastom, których, jak co roku, mamy całe mnóstwo. :(

Tak to już w życiu jest, że dobro i piękno trzeba pielęgnować, a paskudztwo pleni się samo z siebie.

Pozdrawiam

wtorek, 22 maja 2012

Gość Niedzielny - moje życzenia

Jak to dobrze, że ja nie muszę pisać (nawet niniejszego bloga), że nie jestem dziennikarzem i nikt mi za pisanie nie płaci.

Nie ma człowiek nic do powiedzenia - może zamilknąć. Pięknie!

Wiem, nie wszyscy mogą sobie pozwolić na taki luksus. Zawodowcy - dziennikarze muszą swoim pisaniem zarobić na kawałek chleba. Tyle, że jak ktoś jest zawodowcem, to powinien mieć coś sensownego do wyrażenia. 

Ja nie czytuję brukowców, ale jeśli otworzę np. Gościa Niedzielnego, to chciałbym tam znaleźć coś godnego uwagi. Niestety, odnoszę wrażenie, że czasem i tu redaktorzy muszą napisać tekst nawet wtedy, gdy nie mają na niego pomysłu. Nie będę linkował przykładów, bo nie ma potrzeby tam zaglądać. Wspomnę tylko, że z dzisiejszej edycji internetowej nie zainteresowały mnie następujące tematy komentarzy:
  • zapowiedzi niesmacznych i niemożliwych do realizacji happeningów w Krakowie
  • podana w tonie sensacji informacja, że Pan Prezes nie będzie zakłócać Euro (łaskę robi, czy jak?)
  • teza o deregulacji, że niby traci impet (czy mi się zdaje, czy niektórzy redaktorzy GN prześcigają się w krytyce rządu, niezależnie od kierunków różnych jego poczynań)
  • niezrozumiałe (przynajmniej dla mnie) wywody na temat seksu połączonego z Euro
  • narzekanie na polskich turystów w świecie - tu mnie nie tylko nie zdołano zainteresować, ale zabolało, bo autora bardzo cenię za zwykle bardzo budujące i niesamowite przemyślenia i obserwacje
  • hit dnia, że niby na twiterze puszczono plotkę, że zmarł Gorbaczow (bez komentarza).

No cóż "Nobody is perfect".

Życzę całej redakcji Gościa Niedzielnego, by trzymała, a nawet podnosiła poziom.

Bym nie musiał zastanawiać się, czy jest to w dalszym ciągu katolicki tygodnik opinii, czy już coraz mniej katolicki (znaczy też powszechny) tabloid albo partyjny (znaczy też częściowy) organ.

Niech w dalszym ciągu mam co czytać!

Pozdrawiam

niedziela, 20 maja 2012

Ewangelia dla wszystkich

Niedziela Wniebowstąpienia.

Dziś w Ewangelii już nie ma obrazów, porównań, przypowieści. Słowa Chrystusa są krótkie i konkretne:

"Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu."

 Na cały świat i wszelkiemu stworzeniu - myślę, że to jest ważne. Wszędzie i każdemu. Kościół, my chrześcijanie nie możemy się zamykać. Czasem jest taka pokusa, by "głosić" tylko sobie wzajemnie w ramach jakiejś wspólnoty, wśród innych myślących podobnie, a przynajmniej tym, którzy łaskawie zechcą słuchać. A Chrystus mówi, że wszystkim i wszędzie. My nie decydujemy, gdzie docierać z Ewangelią. Nie ma znaczenia, czy katolicki biskup, kapłan, albo na przykład dziennikarz wypowiada się w Radiu Maryja czy w "Trójce", w Naszym Dzienniku czy w Wyborczej w TV Trwam czy w TVN. Nie można ograniczać głoszenia Ewangelii, bo komuś się wydaje, że ten jest jej godny, a inny nie.

Kilka dni temu na stronie internetowej Gościa Niedzielnego, jako przykład "pięknej" postawy Ojca Rydzyka, pokazano jego bardzo uprzejmą odmowę rozmowy z reporterem TVN. A mnie zrobiło się po prostu smutno. Ksiądz nie może, nawet bardzo kulturalnie, odmówić głoszenia. Nikt z nas, traktując na serio dzisiejsze słowa Ewangelii, nie może nie głosić całemu światu - niekoniecznie słowami, ale przede wszystkim całym życiem.

Inna rzecz, co z usłyszaną Ewangelią zrobi jej odbiorca. Mówi o tym Jezus zaraz w następnym zdaniu:

"Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony."

Krótko i na temat.


No i druga bardzo ważna kwestia jest taka, by głosić Ewangelię. Nie swoje poglądy, nie swoje mądrości, ale Ewangelię - Dobrą Nowinę o Bożej miłości, o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, że jest Bogiem z nami, na zawsze.

Trochę z przekąsem (ale dzięki temu zapamiętałem) na ten temat wypowiedział się w piątek Szymon Hołownia o zdarzających się zbyt politycznych wypowiedziach naszych biskupów. Mówił mniej więcej tak: "Czemu hierarchom się czasem wydaje, że mnie interesuje ich zdanie na temat tego, co usłyszeli wczoraj w telewizji. Mnie interesuje przede wszystkim, co oni myślą o wczoraj przeczytanym fragmencie Pisma Świętego". Ja też lubię, gdy biskupi i księża mówią mi przede wszystkim o Bogu.

Nie ma znaczenia, czy jest się biskupem, czy facetem z ostatniej ławki w kościele. Wszyscy, w tym ja, powinniśmy się dziś zastanowić nad słowami Chrystusa.
Może i do mnie, jak po wniebowstąpieniu, powinien zwrócić się anioł: 

"Dlaczego stoisz i wpatrujesz się w niebo?" 

Weź się do roboty! 

Idź i głoś Ewangelię! Głoś swoim życiem! (również na blogu).

 :)

Pozdrawiam

piątek, 18 maja 2012

Szymon Hołownia

Gdy w majowe święto odwiedziłem Rudy Raciborskie KLIK, dowiedziałem się, że będzie w tym mieście gościł Szymon Hołownia.


Tak więc dziś po pracy pojechałem prosto do pocysterskiego kościoła. Nawet nie zdążyłem zjeść obiadu. Ale co tam: "Nie samym chlebem żyje człowiek".

Gdy przyjechałem na miejsce, trwała jeszcze Msza Św., więc włączyłem się (choć mocno spóźniony) w liturgię.

Następnie rozpoczęło się spotkanie z Panem Szymonem. 



Nie sposób tu opisać wszystkie poruszane wątki. Tym bardziej, że spotkanie było w formule zadawania pytań i rozmów ze słuchaczami.







Muszę jednak powiedzieć, że podejście Hołowni do spraw wiary, relacji chrześcijan do otaczającego świata, sposobu rozumowania i dyskutowania, bardzo mi osobiście odpowiada.


Poza innymi poruszanymi sprawami, gość opisywał też swoje relacje z ludźmi innych wyznań oraz religii. Świetnie opowiadał o liturgii oraz mistycyzmie obrządków wschodnich, prawosławnych. Dzielił się swoimi doświadczeniami spotkań z grupami i wspólnotami protestanckimi. Opowiadał nawet o poszanowaniu sacrum oraz świętej księgi u Muzułmanów.




Natomiast to, co mnie u tego faceta najbardziej zachwyca, to jego solidne zakotwiczenie i niesamowite umiłowanie Kościoła Katolickiego.







Nie znaczy to, że o naszym Kościele wypowiada się w samych superlatywach. Czasem wręcz przeciwnie, posługuje się ciętym językiem. 

Mam jednak głębokie przeświadczenie, że ten człowiek po prostu kocha Kościół. Podobne wrażenie miałem po przeczytaniu którychś z jego książek. Dla niego Kościół to nie tylko organizacja, nie struktura, nie hierarchia (co nie znaczy, że te aspekty Kościoła neguje). Jak sam mówił tu w katolicyzmie ma najlepsze narzędzia, by Boga poznawać, by do niego podążać. Kościół to najlepsza droga do Boga.

Było kilka chwil podczas dzisiejszego spotkania, gdy jego wiarą, jego świadectwem, jego opowiadaniem o Chrystusie, ale i o drugim człowieku, po prostu się wzruszyłem.


Zupełnie się nie zorientowałem, że minęły 2,5 godziny, gdyż całość zakończyła się po 20.00 (ma facet gadane). Trzeba było szybko wracać do domu. Szczególnie, że moi synowie zostali sami, bo żona pojechała dziś na wycieczkę ze swojej szkoły do Sandomierza.

Wróciłem do domu nieco zmęczony i strasznie głodny, ale było warto pojechać do Rud Raciborskich.


Będę pewnie jeszcze, do dziś usłyszanych myśli, wracał i wracał.

Pozdrawiam

czwartek, 17 maja 2012

Czy w Polsce obowiązuje prawo?

Tak się zastanawiam, czy w Polsce obowiązuje jeszcze prawo i czy obowiązuje wszystkich?

Związkowcy pozbawiają na kilka godzin wolności posłów i nic się nie dzieje.

Z drugiej strony przedstawicielka parlamentarzystów, którzy powinni prawo uchwalać, ale i - jak mi się wydaje - prawo szanować, właśnie została skazana za korupcję.

Policja, która jest powołana do egzekwowania prawa, została oskarżona o korupcję przy przetargach informatycznych.


Ale tu nie chodzi tylko o to, co można wyczytać w ostatnich dniach na czołówkach gazet.

Wczoraj na drodze, gdzie było ograniczenie prędkości do 80 km/h wyprzedził mnie radiowóz pędzący z pewnością ponad 100 km/h, po czym zmienił pas ruchu przez wymalowaną na jezdni linię ciągłą. Nie muszę dodawać, że nie miał włączonych ani sygnałów świetlnych, ani dźwiękowych.


O co chodzi? Bo ja tego nie rozumiem.

Pozdrawiam

wtorek, 15 maja 2012

Asyż

Dziś z pracy wróciłem wcześnie, już kilka minut przed 16.00. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko fakt, że wstałem o 4.30, a o 5.00 już byłem w drodze na spotkanie umówione prawie 300 kilometrów od Katowic. W ramach dalszego usprawiedliwiania się (nie żebym się skarżył) wspomnę jeszcze, że około 2 godzin spędziłem jeszcze nad służbowymi sprawami wieczorem w domu.

Dzięki wcześniejszemu powrotowi, udało mi się zdążyć na końcówkę Giro d'Italia. Na dzisiejszym etapie wyścigu kolarze finiszowali w Asyżu, zupełnie pod bazyliką św. Franciszka.

Oj, odezwały się we mnie wspomnienia. Byłem tam w 2000 roku, gdy pielgrzymowaliśmy w Roku Świętym do Rzymu. Zatrzymaliśmy się w rodzinnym mieście św. Franciszka i św. Klary na kilka godzin. Miejsce mnie zachwyciło. Miałem wrażenie, że tam zatrzymał się czas. Wydawało mi się, że przez tych kilka chwil przeniosłem się do średniowiecza, gdzieś chyba w XII, a może XIII wiek. Wąskie uliczki, kamienne domy z charakterystycznymi dachami. Byłem prawie pewien, że zza zakrętu za chwilę wyjdzie Franciszek, żeby się przywitać i podzielić z nami jakimś dobrym słowem pełnym radości i Bożego pokoju. Pamiętam, że dopiero, gdy w kamiennym murze jakiegoś średniowiecznego domu zauważyłem bankomat, wróciłem dopiero do rzeczywistości przełomu XX i XXI wieku. :)

Nie było wtedy jeszcze aparatów cyfrowych (a przynajmniej ja takiego nie posiadałem), ale udało mi się zrobić nieco dziwne zdjęcie przez przyciemnianą przednią szybę naszego piętrowego autokaru. A siedzieliśmy z bratem nad kierowcą na samym przodzie.

Spróbuję to zdjęcie znaleźć i zeskanować.


Ta fotografia też wyszła jakby przedstawiała jakaś baśniową scenerię nierealnego świata. 

A może to dlatego, że z Asyżu, od kilkuset lat, było zawsze jakby trochę bliżej do nieba?

Chciałbym jeszcze kiedyś to piękne umbryjskie miasteczko odwiedzić.


Swoją drogą należą się gratulacje Bartoszowi Huzarskiemu, który dziś wjechał na metę Giro d'Italia jako drugi. Brawo!

Pozdrawiam

niedziela, 13 maja 2012

"Nad życie"

Właśnie wróciliśmy z Elą z kina, z filmu "Nad życie" o Agacie Mróz.


Nie wiem, co o tym filmie napisać: smutny, prawdziwy, wzruszający, tragiczny, piękny.

Jakoś pobrzmiewają mi w uszach z treścią tego filmu i jego przesłaniem, a właściwie przesłaniem Pani Agaty, słowa dzisiejszej Ewangelii:

"Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich".


W tym przypadku, przyjacielem, za którego siatkarka oddała życie, była jej córeczka.


Tak, to był film o miłości - takiej prawdziwej.


I jeszcze jedno. Myślę, że warto dziś zmówić krótką modlitwę: o życie wieczne dla Agaty i o siły dla jej męża i córki.


Film polecam !


Pozdrawiam

sobota, 12 maja 2012

Emerytura

Mam 43 lata. 

Pracuję od 18 lat, gdy tylko skończyłem studia.

Do emerytury pozostało mi 24 lata biorąc pod uwagę właśnie przegłosowaną ustawę.

Wracając wczoraj autem z pracy, usłyszałem w radio głos słuchacza, który zadał pytanie, dlaczego przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego protestują głównie ludzie starsi, których ta reforma już i tak nie obejmuje. Odpowiedź nasunęła mi się jakby automatycznie: bo Ci których temat dotyczy w tym czasie są w pracy.

Tak, ktoś musi zarabiać i na rząd, który reformę przygotował, i na sejm, który ustawę przegłosował, i na związkowców, którzy licznie zgromadzili się w Warszawie.

Wracając do mojej powyższej wyliczanki, muszę powiedzieć, że z obecnej perspektywy nie ma dla mnie większego znaczenia, czy będę musiał pracować jeszcze 22 lata, czy 24 lata, a może nawet więcej (bo jestem prawie pewien, że podwyższanie wieku emerytalnego zanim go osiągnę będzie jeszcze nie raz przedmiotem dalszego majstrowania). 

Dziś oczywiście nie mam pojęcia, czy w ogóle do emerytury dożyję. A może wręcz przeciwnie będę żył, jak moja śp. babcia do 97 roku i na emeryturze spędzę, po przepracowaniu 42 lat, jeszcze pełne 30 lat.

Wiem, wiem nie chodzi tu o moją skromną osobę, tylko o średnią statystyczną. System emerytalny bankrutuje, bo coraz więcej ludzi, na coraz dłuższy okres czasu, chce emeryturę pobierać, a coraz mniej ludzi pracując, do wspólnego worka się dokłada.

Powyższe dotyczy nie tylko systemu emerytalnego, niestety. Mam wrażenie, że w ogóle coraz mniej ludzi chce pracować: wytwarzać dobra, dążyć do prawdy, tworzyć piękno. Boję się, że coraz więcej ludzi chce korzystać, z tego co wypracowali inni, ale sami nie przyczyniają się do wzrostu, który tylko konsumują.

Podam dwa przykłady pozytywne. Może to w jakiś sposób zachęci tych, wychowanych jedynie na "mnie się należy".

Poseł Marek Plura. Znam go z czasów, gdy jeszcze nam się demokracja nawet nie śniła. Człowiek od strony fizycznej absolutnie niepełnosprawny. Jak pisał wczoraj na FB: "Ja bez pomocy innych nawet wysikać się sam nie mogę, ale pracuję już ponad 15 lat żeby żyć za swoje, a nie za cudze z pomocy społecznej, choć żyłem z niej w latach 1991-95 w DPS Caritasu w Mikołowie." I jeszcze: "Nikt mi nie podarował żony i dzieci w prezencie, nie wygrałem pracy w LOTTO, to co mam wypracowałem sam i będę pracował z chęcią do 67, jak Bóg da zdrowie, a jak nie da to pójdę na rentę jak każdy płacący na ZUS".

Drugi przykład: Monika. Nie znam jej osobiście. "Spotkaliśmy się" w internecie. Też osoba z silną niepełnosprawnością i często z codziennym bólem. Podobnie jak Marek, mogłaby spokojnie powiedzieć innym: nic nie jestem w stanie wam dać. A jednak, Monika poza ogromem modlitwy i ofiary ze swojego cierpienia, pisze artykuły i maluje obrazy. Maluje ustami, bo ręce nie działają. Jak maluje? Proszę bardzo:


Kryzys systemu emerytalnego, moim zdaniem, jest nie tylko kryzysem finansowania systemu. To jest kryzys wynikający z egoizmu. Z myślenia tylko o tym, jak wyszarpać dla siebie, jak najwięcej. 

Oby takich ludzi, jak Marek i Monika było jak najwięcej. Oni uczą nas wszystkich przełamywać bariery: bariery swojego egoizmu, bariery niemocy, bariery zamykania się w sobie. Uczą nas jak dawać z siebie innym jak najwięcej. 

Z taką postawą żaden kryzys nie byłby nam straszny.

Pozdrawiam

piątek, 11 maja 2012

Rzym 2012 ?

Tydzień w pracy nie był łatwy.

Jasne, jestem leniwy.

Z drugiej strony myślę nieskromnie, że roboty się nie boję. W pracy się nie obijam. Wydaje mi się, że pracuję intensywnie. Nie mam czasu na prywatne pogaduchy. Czasem może nawet jestem uważany za osobę niezbyt towarzyską.

Lubię jak robota idzie mi do przodu, gdy codziennie na koniec dniówki mogę sobie z listy skreślić kolejne pozycje:
- oferta x wyceniona
- projekt y sprawdzony
- raport napisany
- negocjacje zakończone
- odbiór kolejnego fragmentu budowy przeprowadzony
- opracowanie napisane
- itd.
 
Pewnie głównym powodem, że oceniam miniony tydzień, iż był trudny jest fakt, iż pomimo wielu punktów, które w tym czasie mogłem skreślić, niestety lista czynności zamiast się skracać, ciągle się wydłużała. Taka sytuacja mnie męczy. Nie lubię nie dotrzymywać terminów. Nie lubię poczucia, że obowiązki wymykają mi się spod kontroli. Nie lubię mieć opóźnień.

Wychodząc dziś z pracy miałem chwilę wahania, czy zaległy stos papierów zabrać do domu. Nie zabrałem, więc przyszły tydzień od startu będzie trudny. 

Nie martwmy się póki co przyszłym tygodniem.


Po trudnym tygodniu zdarzyła mi się jeszcze dzisiaj wisienka na torcie.

Przed wyjściem z pracy odebrałem e-mail od szefa z Brukseli z którego wynika, że najprawdopodobniej w początku lipca mam brać udział w spotkaniu w Rzymie. Dużo zdrowia kosztują mnie te międzynarodowe meetingi, ale mam nadzieję, że przy każdym kolejnym, poziom stresu będzie coraz niższy, a mój wkład merytoryczny coraz wyższy. Oby tak było !

A poza tym odżyły we mnie ubiegłoroczne wspomnienia z Rzymu.

Plac św. Piotra - maj 2011

Może znowu udało by się zorganizować prywatny week-end w Wiecznym Mieście? Przecież jeszcze nie widziałem Kaplicy Sykstyńskiej (i pewnie kilku innych ciekawych miejsc).

Nawet przeszedł mi przez myśl pomysł, żeby zabrać ze sobą żonę. Ale Ela mówi, że po pierwsze nie mamy pieniędzy (no fakt), a po drugie to będzie akurat moment załatwiania Liceum dla Łukasza (też fakt).

Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie ...

Pozdrawiam



środa, 9 maja 2012

Cholonek

Łobejrzelimy se wczoraj z mojom ślubnom Cholonka w TVP Kultura. 
Leciało, to my se łobejrzeli, bo czymu niy. 

Wcześnij jakoś nom sie niy trefioło, coby pojechać do tyjatru Korez i podziwać sie na cyrkuśnikow na scynie. Ponoć do tyjatru na tyn szpas przyjszło już łod 2004 roku siedymdziesiont sztyry tysionce (74 000) ludziow.

W telewizorze to niy ma to samo, ale lepij tak, jak wcale.

Bez piyrsze poł boło kupa śmiychu. Możno i boło trocha czasym za fest sorońsko, jak na moje czucie. Ale co poczońć, cza wziońć, że tak sie to Janosch wymyśloł i dobrze. Moi lubyj jeszcze tyż przeszkodzało, że porzond piyli gorzoła. Choć to niy cołkim je prowda, bo piyli tyż piwsko.

Druge poł spektaklu to już nom do śmiychu niy boło. Ja, co poradzić, niy mieli my sam prostego życio. I coby człowiek niy wybroł, zawsze łod kogoś po zadku łoberwoł.

Niby to boła fikcjo literacko, ale jo na serio mom ujka, kery boł krzczony przed wojnom jako Adolf, choć możno coś żech pomyloł, bo łod bajtla go znom, jako ujek Józio. Skond inond bardzo fajny facet i ino my łoba w całyj familyji momy broda (co jedna, to bardzij siwo).

Jo sie tam na wielkij sztuce niy znom, ale coś w tym spektaklu boło - jakeś druge dno, jakeś symbole, jakeś niydopowiedziane słowa. Skojarzoło mi sie tyż, niy wiym czymu, z Prymitywizmem Nikifora.

Bardzo piyknie grali aktorzy, czasym nawet z festelnym poświyńcyniym. Na tyn przikład Świyntkowo musiała zmarasić sie swoja szmata do podłogi czekoladom, jak wyciyrała po bombonie gymba Tekli. No ja, ale "z niczego niy ma nic".

Coby tyż niy pedzieć wszyscy dobrze godali po ślonsku. O "Pardonks", za wyjontkym Detleva. I nawet chyba niy chodzi do końca ło to, jake używali wyrazy, ale ło ton głosu, modulacja, akcynt. Myśla, że wszystke aktory (niy liczymy Detleva), kerzy grali we wczorajszyj wersji telewizyjnyj, byli Ślonzokami z urodzynio. Bołbych fest ździwiony, jakby sie łokozało, że keryś poradził sie tak wyuczyć.

Dobra, niy byda wiyncyj pisoł, bo jak godała Świyntkowo, czytanie człowieka łogupio, a jo niy chca Szanownym Czytelnikom krziwdy robić.

Łostońcie z Bogiym

wtorek, 8 maja 2012

Agata Mróz

Za kilka dni wchodzi na ekrany kin film "Nad życie".



Pamiętamy wszyscy Agatę Mróz - wspaniałą siatkarkę, która niestety przedwcześnie musiała pożegnać się nie tylko z reprezentacją Polski, nie tylko ze sportem, ale z życiem.

Ciągle brzmią mi jeszcze gdzieś w uszach słowa jej siostry, słyszane w Trójce, chyba na dzień przed jej śmiercią, że zabieg, któremu była poddana (chyba gdzieś na Antypodach) udał się i powinna wracać do zdrowia. Jednak odeszła "do domu Ojca".

Chyba już po jej śmierci dowiedziałem się o jej niesamowitym, pełnym heroizmu życiu ostatnich miesięcy.

Rok przed śmiercią wyszła za mąż. Dwa miesiące przed pożegnaniem, zdążyła urodzić zdrową córkę.
Dla męża i dziecka poświęciła samą siebie.

Myślę, że ten film trzeba zobaczyć.

A swoją drogą szkoda, że jej koleżanki nie zdołały się zakwalifikować na Olimpiadę w Londynie. Tak nie wiele zabrakło, bo do meczu z Turczynkami szły jak burza.

Jak już piszę o sporcie to jeszcze wspomnę, że miło było oglądać wczoraj O'Sullivana wygrywającego Mistrzostwa Świata w Snookerze. W tym przypadku też w oczy rzucał się rodzinny obrazek z Ronnie'm Juniorem.

 zdjęcie z Eurosportu
Pozdrawiam

poniedziałek, 7 maja 2012

niedziela, 6 maja 2012

Pasterz i winorośl

W ubiegłą niedzielę Jezus przedstawił Siebie, jako Dobrego Pasterza. 

 Podhale 2010

Dziś pokazał nasze życie wiary w pięknym obrazie winnego krzewu.

Dzisiejsze zdjęcie z mojego ogródka

Dla współczesnych Chrystusowi ludzi, te odniesienia były bardzo bliskie. 

Dla nas widok stada owiec jest raczej atrakcją turystyczną podczas wycieczek plenerowych, niż codziennym życiem. 

Posadziłem kilka lat temu w ogródku trzy krzewy winorośli i szczerze mówiąc nie do końca wiem, jak ją uprawiać: jak podcinać, jak nawozić. Mimo to pięknie się roślina rozrosła. Co roku wiosną fascynuje mnie to, że po zimie, gdy jest właściwie martwa, wypuszcza nowe pędy, nowe liście i znów będzie owocować. 

Nawet kilku owiec do "strzyżenia" mojego trawnika to raczej nie kupię. :) Pozostanę przy kosiarce.

Można natomiast powiedzieć, że ten fragment Ewangelii:

"Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie."

mam w swoim ogródku w rzeczywistości.

Obym zawsze, gdy patrzę na własną winorośl, pamiętał o konieczności trwania w krzewie - w Jezusie Chrystusie. Tylko wtedy jestem w stanie rozwijać się, kwitnąć i owocować, czyli żyć z sensem.

Pozdrawiam

sobota, 5 maja 2012

Reklamacja małżeńska

W dwudziestym roku naszego małżeństwa, dziś pierwszy raz, zgłosiłem do mojej Ukochanej reklamację. 

Generalnie moja Żona bardzo o mnie dba. Zresztą ja też staram się, jak mogę, dbać o moją Lubą. 

Na przykład przed południem, specjalnie dla Niej, pojechałem do ogrodnictwa, bo dowiedziałem się od sąsiadki, że można tam kupić bzy. W okolicy gdzieniegdzie te piękne rośliny i kwitną i pachną. Ela wspominała, że byłoby pięknie posadzić je również w naszym ogródku. Niestety, ani kilka dni temu, gdy byłem w Leroy-Merlin, ani wczoraj w Obi, tego krzewu nie znalazłem. Gdy więc usłyszałem, że jest dostępny w sklepie w sąsiedniej dzielnicy, długo się nie zastanawiałem. Kupiłem trzy sztuki: biały, różowy i fioletowy. Posadziłem w ogródku. Mam nadzieję, że będą pięknie nasze bzy rosły i co roku na wiosnę zakwitną - w szczególności dla mojej Żony.

Nasze nowe bzy na tle dzisiejszego, podobno specjalnego, księżyca.

Dziś w ogóle dzień był w większości pod znakiem ogródka. 

Przywiozłem (z innego ogrodnictwa) zasadzone w skrzynkach na parapety pelargonie. 

Do szpaleru pod płotem dosadziłem dodatkowe dwie tuje, żeby uzupełnić lukę. Oczywiście żeby ta przerwa się zakryła potrzeba będzie pewnie z kilku lat, aż rośliny podrosną i rozrosną się w szerz.

Zasadziłem kupioną wczoraj w Obi różę. Opryskałem też przeciwko mszycom naszą różę pnąca, którą mamy od kilku lat przed domem.

Mniej spektakularna była wieczorna praca przy plewieniu skarpy wokół tarasu. Dużo wysiłku, końca pracy nie widać, a efekt ciągle mało zauważalny. Ogródek uczy mnie również cierpliwości.

Rozpisałem się o ogródku, a o co chodzi z tą małżeńską reklamacją?

Gdy wróciłem z prac wokół domu, czekała już na mnie kolacja: kanapki z szynką, z ogórkiem, pomidorem, serkiem - pyszności. 

A na dnie talerzyka, niewidoczna wcześniej, jedna kromka z samym masłem, jak to się u nas mówi bez bajlagi

Coś takiego zdarzyło się pierwszy raz. I właściwie nie wiem dlaczego. Gdy powiedziałem o tym Eli, zaczęła się tylko śmiać.

Tak czy inaczej, pisząc ten tekst, zjadłem kolację z apetytem (włącznie z kromką z samym masłem).

Pozdrawiam

piątek, 4 maja 2012

Piękno Śląska cz. 2

Po odwiedzeniu w dniu wczorajszym Rud Raciborskich, wybrałem się jeszcze do Pławniowic.

W tym miejscu też wcześniej nie miałem okazji jeszcze przebywać. Trochę się obawiałem, czy nie zepsuje się pogoda, bo powoli zaczynało się chmurzyć. Nie było już pięknego błękitnego nieba, ale padać nie zaczęło.

Gdy wysiadłem z samochodu, najpierw pokazał mi się budynek Wozowni. Mój garaż nie prezentuje się tak okazale. :)


Po wejściu na teren Zespołu Pałacowo-Parkowego pojawił się również sam "dom jednorodzinny", jak go nazwał później kustosz.


Najpierw wszedłem do zamkowej kaplicy.

Jak na Maryjne Święto przystało i tu udało mi się znaleźć miejsce poświęcone Matce Boskiej - kaplica pw. Niepokalanego Poczęcia.

Do wycieczki byłem dość dobrze przygotowany. Wcześniej sprawdziłem w internecie, że o godz. 16.00 będzie możliwość zwiedzania obiektu z przewodnikiem. O tej porze w powyższej kaplicy zebrało się dość dużo ludzi. Pięknie o miejscu opowiadał kustosz - ks. dr Krystian Worbs. Więcej o tym ciekawym kawałku Śląska można wyczytać na przykład TUTAJ.

Mnie szczególnie zainteresował fakt, iż fundatorem, budowniczym i pierwszym mieszkańcem pałacu był hrabia Karol Franciszek von Ballestrem. Ten sam, który jest bardzo zasłużony dla Rudy Śląskiej, w której mieszkam. Tu u nas miał swoje posiadłości związane z przemysłem, ale dbał też o religię, kulturę, oświatę, zdrowotność miejscowej ludności. On budował w Rudzie i okolicy: osiedla robotnicze, szkoły, przedszkole, dom dla wdów, kościoły. Dzięki niemu już w 1889 mieliśmy w Rudzie prąd, a wkrótce również pierwszy wodociąg (moja branża). Podczas zwiedzania hrabiowskich pokoi można było na korytarzach odnaleźć zdjęcia obiektów wybudowanych w Rudzie Śl. przez von Ballestrema.

Niestety, na salonach nie można było robić zdjęć - nie cierpię tych zakazów ! Zwykle też, bez przewodnika, nie są one dostępne, więc i tak mi się wczoraj udało.

Pozostają więc jedynie fotografie z zewnątrz. Ponieważ hrabia było osobą bardzo religijną, od samego początku ta część miała nazwę Dziedzińca Maryjnego, ze statuą Matki Bożej pośrodku.



Czy to pasuje, by w Święto 3 Maja - najbardziej chyba polskie ze wszystkich naszych świąt, podziwiać dzieło życia hrabiego Karola Franciszka von Ballestrema, który od roku 1896 był nawet przewodniczącym niemieckiego parlamentu - Reichstagu ? 

Mnie pasuje. To przecież ten sam Reichstag, gdzie posłem był Wojciech Korfanty. W czasach, gdy w Polsce jedynie tęskniono do wolności, na Śląsku w pełni korzystaliśmy z demokratycznych praw, mając swoich przedstawicieli w berlińskim parlamencie (w osobach dwóch wyżej wymienionych oraz wielu innych posłów).

Warto też uświadomić sobie, że prawda historyczna (ale też współczesna) nie jest stereotypowa. Podziały między "dobrymi" i "złymi" nie przebiegają poprzez narodowości, tytuły, stan posiadania. Nie jest ważne, czy się jest hrabią czy chłopem, Niemcem czy Polakiem, bogaczem czy biedakiem, politykiem czy prostym robotnikiem. Zawsze trzeba być przyzwoitym człowiekiem i ze swego człowieczeństwa robić dobry użytek. Na przykład poprzez tworzenie piękna:



Pozdrawiam

czwartek, 3 maja 2012

Piękno Śląska

Tak sobie pomyślałem, że 3 Maja można świętować na przykład podziwiając piękno naszej Ojczyzny. W moim przypadku tą najbliższą Ojczyzną jest Śląsk.

Wybrałem się dziś na wycieczkę. Najpierw pojechałem do Rud Raciborskich, gdzie znajduje się klasztor, do którego Cystersi wprowadzili się w połowie XIII w.


W ostatnich latach opactwo zostało pięknie odrestaurowane.


Pierwsze kroki skierowałem do kościoła - sanktuarium Matki Bożej Pokornej.


Wnętrze, w przeciwieństwie do fasady, w pięknym gotyckim stylu z bajecznie kolorowym witrażem w tle. Gdy wchodziłem, brzmiały silnym, pełnym głosem organy.


W bocznej kaplicy znalazłem obraz Matki Bożej. Mogłem więc uczcić Maryję w dniu Jej święta.


Oczywiście poprzez dziedziniec wszedłem też do wnętrza opactwa.




Dziś, po generalnym remoncie, pocysterski klasztor jest wykorzystywany jako ośrodek formacyjny diecezji gliwickiej. Z pewnością doskonale się na taką funkcję nadaje.

Oby służył następnym pokoleniom choćby przez kolejne 800 lat.



Cdn ...

Pozdrawiam

Królowa Polski

Maryjo Królowo Polski



Jestem przy Tobie !

Pamiętam !

Czuwam !

wtorek, 1 maja 2012

1 Maja w PRL

Połowę mojego życia przeżyłem w PRL-u.

W sklepach wyglądało mniej więcej tak:


Chciałem kiedyś w kiosku Ruchu pod naszym blokiem kupić ojcu na urodziny żyletki. Niestety, zanim po godzinie doszedłem do przodu kolejki, stojące w niej kobiety ustaliły, że dzieciom żyletek nie będzie się sprzedawać, bo przecież dzieci się nie golą. A tak się cieszyłem, że zrobię tacie niespodziankę - nic z tego.


Trudno, mogłem sobie za to na mojego Grundiga nagrać z radia najnowszą piosenkę Andrzeja Rosiewicza. Chyba pierwszy był przebój: "Najwięcej witaminy". Z czasem dorobiłem się jeszcze pierwszego komputera Atari, a już szczytem szczęścia był zakup telewizorka, który służył mi wtedy, jako monitor. Czy muszę dodawać, że czarno-biały?



Nie ma jednak co narzekać. Przecież prawdę mówiąc, niewiele zrobiłem dla realizacji planu.


Składając samokrytykę, przyznaję dziś ze skruchą, że nawet na pierwszomajowe manifestacje nie chodziłem - wstyd.

W ramach rehabilitacji odwiedziłem dziś Muzeum PRL-u.


Cześć Pracy !

Etykiety

zdjęcia (2549) wiara (1068) podróże (893) polityka (689) Pismo Św. (674) po ślonsku (440) rodzina (400) Śląsk (389) historia (371) Kościół (341) zabytki (312) humor (294) Halemba (260) człowiek (232) książka (203) praca (203) święci (186) muzyka (184) gospodarka (169) sprawy społeczne (169) Ruda Śląska (138) Grupa Poniedziałek (111) ogród (106) filozofia (104) Jan Paweł II (103) Covid19 (89) miłosierdzie (81) muzeum (76) środowisko (76) dziennikarstwo (73) sport (73) film (66) wojna (55) biurokracja (54) Papież Franciszek (53) Szafarz (43) dom (38) varia (36) św. Jacek (31) teatr (29) makro (7)