Kocham tych moich synów - co jeden, to lepszy sportowiec (żeby nie powiedzieć artysta).
Starszy - Łukasz nabawił się w tym tygodniu niezłych odcisków (u nos sie godo, że mo blazy abo plynskyrze), bo grał w piłkę nożną w pożyczonych butach - tyle, że były za ciasne. Ledwo chodził, ale załapał się na zawody siatkówki plażowej. Z turnieju wrócił z pucharem i dyplomem (za II miejsce) oraz ze ... spuchniętym palcem u nogi. Ledwo chodził i żeby trochę wrócić do formy, wczoraj nie poszedł do szkoły. Wieczorem, gdy go pytałem, mówił, że już jest o.k. Musiało być o.k., bo dziś rano pojechał ze szkoły na zawody piłkarskie do ... Austrii. Wróci w niedzielę. Mam nadzieję, że tam wszystko będzie dobrze i nie będzie dolegała mu żadna kontuzja.
Ciekawe co teraz na austriackiej ziemi porabia?
Młodszy - Jacek poszedł dziś po południu na rower. Wrócił mniej więcej po 5 min., schował rower do garażu i wszedł do domu z informacją, że się przewrócił. Szybkie rozpoznanie naszego drugiego pacjenta pozwoliło nam zdiagnozować, że kolano jest tylko, ale za to dość solidnie, zdarte. Trzeba było przemyć i nałożyć lekki opatrunek. Teraz podskakuje sobie na drugiej nodze.
A propos Jacka, to wrócił dziś ze szkoły z nowiną, że dostał 5 minus z dyktanda. Super! Zwykle robi dużo błędów. Czasem aż szkoda, bo jest w stanie napisać ciekawe opowiadanie, ale niestety im dłuższe, tym więcej w nim "ortów". Wszyscyśmy się ucieszyli, a Ela powiedziała, że to najlepszy dla niej prezent na Dzień Matki.
Kocham tych moich synów - oby wyrośli na solidnych ludzi.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz