sobota, 31 marca 2012

Referendum i inne wybory

Nie chcę tutaj wdawać się w politykę, tym bardziej, że ostatnimi dniami nie jestem zbyt na bieżąco z wydarzeniami w naszym kraju. Mimo to jakieś podstawowe informacje do mnie docierały. Nasunęło mi się w związku z tym kilka pytań, które mnie nurtują. Może ktoś z Szanownych Czytelników się orientuje, jak sprawa wygląda.
Cały tydzień trwał protest "Solidarności" w sprawie referendum emerytalnego. 
Kto takie imprezy finansuje? 
Czy uczestnicy protestu mieli w tym czasie urlopy wypoczynkowe, czy byli po prostu w pracy, choć swojej pracy w tym czasie nie wykonywali?

Ja pracuję w prywatnej firmie i jeśli mam ochotę wziąć udział w jakimś wydarzeniu publicznym przed godz. 17.00, to muszę po prostu wziąć urlop.

I z drugiej strony. Oczywiście nie podoba mi się pomysł, by wiek emerytalny podnosić. Chciałbym by nasi rządzący znajdowali inne metody zaoszczędzenia pieniędzy na nasze emerytury. Chciałbym by młodzi ludzie mieli więcej dzieci. Tyle, że jestem przeciwnikiem tzw. "polityki prorodzinnej" w rozumieniu, by znów rozdawać kolejne przywileje w tej czy innej formie. Jestem za to za obniżaniem kosztów pracy, co można zrobić poprzez "odchudzanie" państwa, poprzez zmniejszanie biurokracji, poprzez upraszczanie prawa.

Moja mama w czasach, gdy wychowywała mnie i brata, zrezygnowała z pracy zawodowej. I bardzo jej za to dziękuję. Żyliśmy skromniej, ale lepiej. A było to w czasach ekonomicznie absurdalnych - w socjalizmie.

Niestety dziś po ponad 20 latach kapitalizmu odnoszę wrażenie, że osiągnęliśmy stopień socjalizmu tak samo absurdalny.
Pracując z pracy swoich rąk (a w moim przypadku z pracy umysłu) rozumiem, że muszę poza swoją rodziną też utrzymywać ze swoich podatków państwo, szkolnictwo, szpitalnictwo, policję, wojsko, samorząd lokalny, sądownictwo, itp.

Ale powoli nie daję już rady utrzymywać państwa, które marnuje moje pieniądze, coraz większego sztabu urzędników wszelkiego szczebla, wszelkich "niezbędnych" tajnych służb, których ilości nawet nie umiem wyliczyć, a którzy przez pomyłkę w adresie mogą mnie sponiewierać. Nie potrafię już unieść finansowania sądów, w których rozprawy trwają latami. Nie chcę finansować partii politycznych i związków zawodowych. Chcę wspierać finansowo mój Kościół, ale niekoniecznie za pośrednictwem państwa, bo wiem, że z każdej wpłaconej na ten czy inny cel złotówki, to państwo weźmie sobie pewnie z 50gr. dla siebie.

Dobrze, że Sejm nie zdecydował się na ogłoszenie referendum emerytalnego. Przecież to znowu kolejna, jak najbardziej demokratyczna impreza, tyle, że znowu za moje pieniądze. A przecież odpowiedź jest oczywista i można ją uzyskać bez tychże kosztów.

Zmęczony po całym tygodniu ciężkiej pracy

Pozdrawiam

czwartek, 29 marca 2012

Czapka

Wczoraj było dość ciepło. Nawet wieczorem, gdy pojechaliśmy z żoną na zakupy i jakieś drobiazgi odnosiłem do auta, zdjąłem kurtkę i zostawiłem ją w bagażniku, bo w niej trochę się gotowałem.

Dziś rano prosto z domu jechałem w teren na odbiory kanalizacji. Wychodząc, zabrałem z półki czapkę, z krótką myślą, że najwyżej nie będzie potrzebna.
Ta czapka to mi dzisiaj życie uratowała! A jeśli nie życie, to zdrowie na pewno. Było okropnie zimno. Dobrze, że miałem ciepłe buty i w miarę przyzwoitą (służbową) kurtkę. Jednak bez czapki, przy wiejącym zimnym, beskidzkim wietrze, zmarzłbym niemiłosiernie.

Nachodziliśmy się dzisiaj zdrowo. Sprawdziliśmy dobrych kilka kilometrów nowej sieci kanalizacyjnej i spędziliśmy w plenerze ponad 6 godzin.

Może to i jest niezbyt elegancka i nie delikatna robota, ale i tu człowiek ma satysfakcję, gdy zapytywani mieszkańcy z radością odpowiadali, że kanalizacja działa i cieszą się, że mogą korzystać z dobrodziejstwa zbiorczego odprowadzania ścieków ze swoich domów i pozbyli się problemów z eksploatacją szamba.

 Któreś z odbieranych kilka dni temu przyłączy kanalizacyjnych, przed zasypaniem.

Wiem zresztą też po sobie, że komfort życia w domku z przyłączem kanalizacyjnym jest o wiele wyższy.


Dziś napisało mi się o rzeczach bardzo przyziemnych, ale i z takich i to w dużym stopniu, składa się nasze życie.

Rzecz w tym, by nie dać się wciągnąć w tematy szamba i "szamba" zbyt głęboko.



Pozdrawiam







wtorek, 27 marca 2012

Wróciłem z Lublina

Wczoraj przed świtem (a właśnie zmieniliśmy czas na letni, więc de facto musiałem wstać godzinę wcześniej) ruszyłem do Lublina. Miałem tam dwa służbowe spotkania.

Wczoraj sprawdziłem projekt wodociągów i kanalizacji, po czym przybito na nim wielką pieczątkę, a ja się pod nią podpisałem.

Dziś byłem na oczyszczalni ścieków. Na pierwszym piętrze w budynku kierownictwa na korytarzu znajduje się makieta całego obiektu. Prawie się wzruszyłem :), gdy zauważyłem w modelu zmianę miniaturek zbiorników biogazu, które w rzeczywistości wybudowano w zeszłym roku, według naszego projektu. Tak wygląda taki zbiornik na zdjęciu, które zrobiłem podczas mojej poprzedniej wizyty w tym miejscu:



Dziś dodatkowo miałem okazję zobaczyć właśnie zamontowane nowe kraty. Pierwszy raz w życiu wchodziłem też do środka betonowego zbiornika WKFZ. Normalnie podczas eksploatacji taki zbiornik jest hermetycznie zamknięty, bo w nim fermentują osady ściekowe i jest produkowany biogaz. Z biogazu zaś, poprzez jego spalenie, wytwarza się ciepło i prąd (jak z gazu ziemnego). Ponieważ WKFZ-y są w przebudowie, mogłem na chwilę przez właz w kilkumetrowej u podstawy ścianie, wejść do środka - robi wrażenie.

Wczoraj po pracy poszedłem na Stare Miasto coś zjeść. Kupiłem sobie pizzę. Zwykle chwalę się tu, jak mi się nieskromnie wydaje, ładnymi zdjęciami ciekawych zabytków lub innych obiektów. Dla odmiany wczoraj pstryknąłem taki obrazek:

 W zbliżeniu - o.k.

 W oddaleniu ruina zabytkowej kamienicy w centrum Starówki :(

Pozostawię to bez komentarza.

Wracając do hotelu trochę przypadkiem, bo nie znam dobrze topografii miasta, znalazłem się obok archikatedry. Akurat zaczynała się Msza Św. w dniu Zwiastowania. Tym sposobem uczestniczyłem w świątecznej Eucharystii. Tej, która w naszej parafii była w niedzielę mszą odpustową, a w której nie brałem udziału, bo byłem na rekolekcjach.

Po powrocie do hotelu, gdzie działało WIFI, musiałem "obrobić" jeszcze 60 ściągniętych służbowych  e-maili, z czwartku, piątku (gdy byłem na urlopie) oraz z poniedziałku.

A teraz już jestem w domu.

"Wszędzie dobrze, a w domu najlepiej."

Pozdrawiam

poniedziałek, 26 marca 2012

Śląski Areopag 2 - Agnieszka Kołakowska

W ostatni czwartek, zanim pojechałem do Brennej na rekolekcje, uczestniczyłem jeszcze w drugim spotkaniu z cyklu "Śląski Areopag". Gościem w tym dniu była córka sławnego, nieżyjącego już filozofa Leszka Kołakowskiego - Pani Agnieszka Kołakowska.


Jej wykład był zatytuowany:  
"Sekularyzm i poprawność polityczna".

Streszczenie wystąpienia znalazłem np. tutaj.

Oczywiście można się z Panią Filozof zgodzić lub nie. Można stwierdzić, że pewnie trochę przesadza lub tylko potwierdzić, że prawidłowo odczytuje to, co się wokół nas dzieje.

Tak czy inaczej nakreśliła dość ponury obraz odrywania się naszej cywilizacji od swojej kultury i tradycji. Podkreślała narastające tendencje ideologizacji wojującego ateizmu, który dąży do wyrugowania judeo-chrześcijańskich korzeni z naszych zachodnich społeczeństw.

Dla mnie bardzo znacząca była końcówka spotkania. Podczas dyskusji ktoś zadał pytanie: Jak znaleźć wyjście z tej bezsensownej sytuacji? Czy można to powstrzymać?
I tu niestety odpowiedź Pani Kołakowskiej była raczej dołująca, że ona nie widzi perspektyw, że z roku na rok jest pod tym względem coraz gorzej. Czarny pesymizm.

I wtedy wstał jeden z księży uczestniczących w spotkaniu i stwierdził, że jedynym wyjściem jest życie chrześcijan zgodnie ze swoją wiarą. Byśmy tak, jak w Kościele pierwszych chrześcijan byli przez innych rozpoznawani: "Patrzcie, jak oni się miłują". Byśmy swoim życiem innych pociągali. Byśmy życiem świadczyli o Chrystusie.

I wtedy sobie pomyślałem, jak wiara jest wartością wprowadzającą w nasze życie i nasz współczesny świat powiew świeżego optymizmu. To jest - jak sądzę - ten optymizm wypływający ze Zmartwychwstania.

Pozdrawiam z Lublina

P.S. Spotkanie z ubiegłego miesiąca opisałem tutaj.

niedziela, 25 marca 2012

Rekolekcje kondycyjne

Właśnie wróciłem z rekolekcji w Brennej.


Poza modlitwą, słuchaniem konferencji, uczestniczeniem w liturgii, na czele z Eucharystią, miedzy obiadem a Nieszporami mieliśmy sporo czasu wolnego. Postanowiliśmy więc z kolegą popracować nie tylko nad kondycją duchową, ale również fizyczną.

Korzystając ze słonecznej pogody w piątek wybraliśmy się na Błatnią.


Na dole było sucho:


Potem zaczynało się błoto:

A na górze warunki były w pełni jeszcze zimowe:

W sobotę wybraliśmy się na Równicę. Szczerze mówiąc nigdy na nią nie wchodziłem od tej strony. Przecież od Ustronia da się na nią nawet wjechać samochodem (chociaż autem też tam nigdy nie wjeżdżałem).


Tu trasa była o wiele trudniejsza niż wczoraj.


Na tym odcinku zapadaliśmy się w śnieg po kolana:

Stare buki nic sobie z nas nie robiły:

Szczęśliwi dotarliśmy na Równicę:


Nogi bolały, na ostrych podejściach brakowało oddechu, ale cele osiągnęliśmy. Dobrze po zimowej bezczynności (w tym roku nie byliśmy na nartach, niestety), wczesną wiosną zmusić swój organizm do wysiłku fizycznego.

Mam nadzieję, że dzięki temu i duchowe owoce rekolekcji będą obfitsze.

Pozdrawiam

czwartek, 22 marca 2012

800 tyś. Ślonzokow

Paczcie, dzisioj łogłosiyli, że do narodowości ślonskij przyznało sie w łostatnim spisie powszechnym ponad 800 tysiyncy ludzi.

Jak im to dugo zetrwało zanim to porachowali ! Trza boło naszym urzyndasom możno jake komputery kupić, bo chyba używali jeszcze liczydeł.

Pewnie tera bydom wszyjscy łosprawiać, a deliberować, co z tego wyniko. Zaś sie łobudzom wszystke "zakamuflowane łopcje niymieckie", zaś bydom nos jedni przezywać, a inni chwolić. I co stego?

Fto czuje sie Ślonzokiym mioł świynte prawo sie do tego przyznać. I niych to inksze tyż wiedzom!

Kończa, bo za chwila jada na rekolekcje.

Łostońcie z Bogiym !


środa, 21 marca 2012

Polska totalitarna, a Kościół atakowany

Mam czasem takie wrażenie, że ludzie bardzo często nie potrafią lub z jakichś powodów nie chcą zachowywać odpowiednich proporcji w swoich sądach.

Jeśli dziś w wolnej i demokratycznej Polsce (z wszystkimi jej bólami, problemami, niesprawiedliwościami, itp), ktoś twierdzi, że żyjemy w kraju totalitarnym, to może niech się po prostu przeprowadzi na Kubę lub na Białoruś, to sobie porówna.

Jeśli takie opinie wyraża młody człowiek, można mu wybaczyć. Pewnie nie douczył się najnowszej historii Polski i/lub nie ma większego pojęcia o współczesnym świecie.

Jeśli takie myśli wygłasza osoba, która pamięta czasy stanu wojennego, RWPG i Układu Warszawskiego, to zaczynam się dziwić. Choć może po prostu pamięć ma wybiórczą. Pamięta, że był wtedy młody, piękny, itd., a otaczająca szara rzeczywistość PRL-u miała też swoje plusy, jak wczasy z FWP, albo powszechna świadomość, że "czy się robi, czy leży, stówka się należy".

Jeśli natomiast określone środowisko polityczno-dziennikarskie zaczyna opowiadać, że oni dziś działają w "drugim obiegu" i są "Wolnymi Polakami", to oczywiście mają do tego prawo. Tylko czy to nie jest postawa: "Na złość mamie odmrożę sobie uszy". Jakoś nie przekonuje mnie postawa ludzi, którzy sami zamykają się w szczelnym, ciasnym pokoju i mają jeszcze pretensje do całego świata, że im duszno.


Dziś na stronie internetowej Gościa Niedzielnego pojawiła się ankieta z pytaniem: 
Czy mamy w Polsce do czynienia z atakiem władzy państwowej na Kościół? 

W chwili, gdy piszę te słowa, wynik jest następujący:


Powyższe pozostawię bez komentarza.

Natomiast, jak ktoś chce sobie uświadomić, co oznacza w rzeczywistości atak władzy państwowej na Kościół, proponuję krótki wczorajszy artykuł z tego samego Gościa Niedzielnego:

Tu zamiast komentarza proponuję dziś przed snem krótką modlitwę za naszych braci w wierze - katolików z Chin i wielu innych części świata, gdzie faktycznie są prześladowani.

Pozdrawiam

wtorek, 20 marca 2012

Hokeistki

Jakoś ta informacja przeszła bez większego echa w mediach. Ciekawe dlaczego? Bo moim zdaniem news jest bombowy:


Chętnie bym się kiedyś na mecz dziewczyn wybrał. Do Seulu raczej nie mam szans polecieć, ale jak się okazuje, wiele z nich gra w śląskich drużynach. Mam więc nadzieję, że będę miał okazję zobaczyć hokeistki w akcji na lodowisku.

W sumie usłyszałem o tych hokeistkach od koleżanki z pracy, która po godzinach z nimi współpracuje - pewnie to bardzo ciekawe zajęcie. 

Wcześniej nie miałem pojęcia, że hokej w Polsce uprawiają także Panie. 

Muszę się od koleżanki dowiedzieć, kiedy będzie jakiś ciekawy mecz w okolicy. 

Choć idzie wiosna i pewnie sezon hokejowy już się skończył. Trzeba o tym pamiętać na początek przyszłej zimy.

Gratuluję całej złotej drużynie !!!

Pozdrawiam


poniedziałek, 19 marca 2012

Dziesięcina

Kiedy w czasach słusznie minionych chodziłem do szkoły, uczono mnie, jak to w średniowieczu krwiożerczy Kościół uciskał biednych chłopów.
W jaki sposób? Kazał im płacić dziesięcinę.

Przekładając to na dzisiejsze pojęcia, ówczesny podatek był płacony ze stawką 10%.

Dziś w demokracji, świeckie państwo zabiera mi poprzez VAT 23%, a doliczając do tego wszelkie inne podatki grubo ponad 50%.

Ostatnia propozycja dla Kościoła to 0,3%.

Daje to wszystko do myślenia. :)

Pozdrawiam

niedziela, 18 marca 2012

Święty Kościół grzeszników

Przeczytałem dziś rano wywiad z pewnym księdzem o Kościele. Powołując się na słowa Ewangelii: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" opisuje on złe postawy wśród duchowieństwa. Pisze o pedofilii, o homoseksualiźmie, o współpracy kapłanów ze służbą bezpieczeństwa w czasach komunizmu.

Tak się zastanawiam, czy pod płaszczykiem prawdy można obmawiać innych. Czy sugerując się powyższym cytatem z Pisma Św. trzeba publicznie wypowiadać się źle o innych, o ich grzechach, zakłamaniu, o zbrodniach. To jest, moim zdaniem, nadinterpretacja słów Chrystusa.

Oczywiście to nie oznacza, że przypadki np. pedofilii w Kościele należy przemilczać. Jeśli ten ksiądz lub inny (a także my świeccy) zna takie przypadki powinien był w swoim sumieniu nie zamykać oczu, odpowiednio reagować, włącznie z doniesieniem Kościołowi i/lub władzom świeckim ze szczególnym uwzględnieniem przerwania zła, które dotyka osoby skrzywdzonej.

Jaki sens ma natomiast udzielanie wywiadu? Czy w ten sposób można komuś pomóc? Wątpię. Czy tu na pewno chodzi o prawdę, czy raczej o kolejną próbę zaistnienia tego kapłana w mediach.


Powyższe smutne refleksje kotłowały mi się w głowie jeszcze podczas Mszy Św. I w pewnym sensie odpowiedź pojawiła się w psalmie responsoryjnym, gdy powtarzaliśmy refren:

Kościele święty, nie zapomnę ciebie.

Tak, Kościół mimo, iż jest w nim wielu karierowiczów, łajdaków, kłamców, zboczeńców i w ogóle grzeszników, jest Kościołem świętym. Jest tak dlatego, że tworzą Go liczni ludzie o wielkim sercu, którzy autentycznie żyją tym co głoszą. Budują Go duchowni, którzy co dnia ofiarują Bogu swoje kapłańskie życie. Wielu jest też świeckich osób, które swoim życiem świadczą o Bogu i jego obecności w Kościele.

Jednak przede wszystkim Kościół jest święty świętością Boga. Wierzymy, że właśnie w Kościele Syn Boga został z nami na ziemi. Tu mają swoje miejsce sakramenty z Eucharystią na czele. To w Kościele na przestrzeni wieków działa Duch Święty.

Dobrze, że właśnie dziś usłyszałem ten refren:

Kościele święty, nie zapomnę ciebie.

Pozdrawiam

sobota, 17 marca 2012

Obrona krzyża

Krzyż to dla mnie symbol bardzo ważny. 

Krzyż to narzędzie okrutnej śmierci jaką zginął Jezus Chrystus. Na krzyżu dokonała się ofiara, którą Bóg - Człowiek złożył za grzechy całej ludzkości, za nasze grzechy, za moje grzechy. Krzyż to symbol miłości Boga do człowieka. Miłości niepojętej i przeogromnej. Krzyż to znak mojego zbawienia, znak mojej wiary.

Cieszę się, że po latach komunizmu, gdy było to niemożliwe, krzyż znów ma swoje miejsce również w sferze publicznej. Dobrze, że symbol chrześcijaństwa wisi na ścianie w sali sejmowej tam, gdzie zapadają ważne decyzje dotyczące naszego państwa. Gdy ja chodziłem do szkoły, ponad tablicą znajdował się jedynie orzeł - wtedy bez korony. Dziś moi synowie w swoich klasach, gdy modlą się ze swoimi rówieśnikami przed religią, mogą spojrzeć na Ukrzyżowanego. Bardzo ważna - jak sądzę - jest obecność krzyża w szpitalach, domach pomocy społecznej, w hospicjach.
Żyjemy w kulturze ukształtowanej przez chrześcijaństwo. Również dlatego wokół nas są krzyże: na kościołach i kaplicach. Czasem duże pomnikowe, czasem zwykłe przydrożne.


Wielu z nas, ludzi wierzących nosi krzyż na piersi. (Ja akurat mam medalik ze szkaplerzem). Nasze mieszkania są również "przyozdobione" tym symbolem. Gdy modlimy się w zaciszu naszych domów, najczęściej klękamy kierując wzrok w stronę krzyża.

Póki krzyż jest przez nas traktowany jako symbol wiary, a szerzej również kultury, w której żyjemy, wszystko jest w porządku.

Jest mi natomiast niezmiernie przykro, gdy ktoś ośmiela się krzyż traktować instrumentalnie i wykorzystywać go w swoich rozgrywkach politycznych. Krzyż nie może być przedmiotem, którym wymachuje się na wiecach partyjnych. Krzyża nie można stawiać gdzie bądź, nie dla jego uczczenia, ale - co nie daj Panie Boże - by zrobić na złość lub by postawić w niezręcznej sytuacji swoich oponentów politycznych. Krzyża symbolu miłości i miłosierdzia nie traktujmy jak miecza czy innego narzędzia do walki. Nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że mamy stuprocentową rację. Nawet wtedy, gdy myślimy, że "Bóg jest po naszej stronie". Pamiętajmy, że na tym krzyżu Chrystus wybawił wszystkich ludzi nie patrząc na opcje polityczne.

Trwa Wielki Post. Klęknijmy w tym czasie pod krzyżem rozważając śmierć Pana Jezusa. Niech krzyż z szacunkiem i pobożnością będzie niesiony na czele Drogi Krzyżowej, która dziś w wielu miejscach jest odprawiana na ulicach naszych miast i wsi. 

A w Wielki Piątek zastanówmy się nad słowami, które będziemy śpiewać: 
"Oto Drzewo Krzyża na którym zawisło Zbawienie świata
 - Pójdźmy z pokłonem".

I adorujmy krzyż w ciszy swojego serca.

Pozdrawiam

czwartek, 15 marca 2012

Kasa Kościoła

Dużo w tych dniach z przyczyn oczywistych mówi się o finansowaniu Kościoła w Polsce.

Nie chcę tu zabierać głosu w sprawach ogólnych, systemowych, bo się na nich za bardzo nie znam. Mam jednak wielu znajomych księży i widzę też z grubsza jak sprawy się mają w naszej parafii, choć w księgi rachunkowe proboszczowi nie zaglądam.

Wiem, że poszczególni księża żyją na bardzo różnej stopie majątkowej. Bardzo często zależy to od konkretnej parafii, w której posługują. Zdarza się i tak, że wikary przez 3 lata żyje jak pączek w maśle, a potem po przeniesieniu w nowe miejsce, kolejne lata najzwyczajniej bieduje. Innym razem sytuacja może się odwrócić. Myślę, że w naszej archidiecezji katowickiej i tak średnia nie jest najgorsza, choć i tu bywają biedne, wiejskie parafie (również biedne, robotnicze parafie).

Ksiądz, gdy uczy w szkole, otrzymuje zwykłą nauczycielską pensję i płaci podatki jak każdy pracownik. Gdy nie uczy w szkole, ma dochody jedynie z ofiar za odprawianie Mszy Św. lub np. z pieniędzy otrzymywanych podczas wizyt kolędowych. Oczywiście nie całość tych kwot trafia do prywatnej kieszeni księdza. Trzeba przecież jeszcze utrzymać parafię, kurię i wiele kościelnych instytucji i inicjatyw.

Myślę, że są też sytuacje poszczególnych księży takie niestandardowe, gdy bez pomocy dobrych ludzi mają oni problemy finansowe. Np. misjonarz przyjeżdża na kilka miesięcy na urlop do domu do Polski i nie ma wtedy właściwie żadnych dochodów (jeśli ktoś się z nim nie podzieli).

Z punktu widzenia parafii, oczywiście bardzo wiele zależy od talentów organizatorskich i gospodarskich proboszcza. Są parafie, gdzie kościół błyszczy, zaplecze jest rozbudowywane czy modernizowane. Są też niestety takie, gdzie czasem nawet zabytkowe świątynie popadają powoli w ruinę. Obok zaradności proboszcza duże znaczenie ma tu również zamożność parafian.

Właściwie myślę, że to dobrze, że zaczyna się mówić o sprawach finansowania Kościoła w Polsce. I to z obu stron. Przecież kilkanaście dni temu, zanim usłyszeliśmy dzisiaj o rządowych propozycjach zmian, hierarchowie sami przedstawili Raport o finansach Kościoła w Polsce.

Chyba faktycznie dotychczasowa formuła, gdzie z jednej strony Kościół o swoich dochodach i wydatkach właściwie publicznie w ogóle się nie wypowiadał, a z drugiej strony Państwo wolało nie ruszać konsensusu wypracowanego jeszcze w czasach komunizmu lub na początku drogi ku wolności, powoli się wyczerpała.

Jako katolik i obywatel życzyłbym sobie, by sprawy te były dyskutowane przy wzajemnej życzliwości. By i Państwo, i Kościół potrafili wypracować rozwiązania, które przez kolejne lata pozwolą Kościołowi wypełniać jego misję i wspierać Państwo w licznych aspektach życia społecznego, jak to było dotychczas.

Pozdrawiam

środa, 14 marca 2012

Obwodnica Wrocławia

Wczoraj wracając z Leszna, pierwszy raz jechałem - jak się to ładnie nazywa: obwodnicą autostradową Wrocławia. 

Jeśli ktoś uważa, że w Polsce to nam się nic przez ostatnie 20 lat nie udało, a wielu jest u nas wiecznych malkontentów, powinien sobie tamtędy przejechać. Po prostu bajka. A już przejazd Mostem Rędzińskim nad Odrą napawał mnie dumą. Nie chcę tu przesadzać, ale jak mówią moi ulubieni sprawozdawcy z Eurosportu (Jaroński + Wyrzykowski): "Nie bójmy się słów". Faktycznie cieszyłem się jako Polak i jako Ślązak, że potrafiliśmy w naszym kraju i naszym regionie coś takiego wybudować. Czułem też pewną nutkę zazdrości do kolegów inżynierów branży mostowej, że zaprojektowali i wybudowali takie cudo. W mojej branży sieciowej niestety nigdy nie będzie mi dane przyczynić się do tak spektakularnego wyczynu. 

 zdjęcie z internetu

Żałowałem, że nie można się było zatrzymać i chwilę się poprzyglądać. No i nie byłem w stanie zrobić zdjęcia, niestety.
A jest na co popatrzeć: najwyższy w Polsce pylon o wysokości 122 m i podwieszone na nim na stalowych linach dwa przęsła o długości ponad ćwierć kilometra każde. Na mojej inżynierskiej duszy zrobiło to duże wrażenie.

Poza efektami estetycznymi jest jeszcze jeden aspekt. Jako kierowca nawet nie spostrzegłem, kiedy minęliśmy cały Wrocław, gdzie zwykle trzeba było spędzić w mieście minimum 1 godzinę.

Cieszmy się tym, co nam się udało!

Pozdrawiam

poniedziałek, 12 marca 2012

Leszno

Trochę się znowu włóczę po Polsce. 

Dziś przed południem miałem spotkanie w Polkowicach, a jutro rano jestem umówiony w Lesznie. Wymyśliłem więc, że nie ma sensu tłuc się drogami tam i z powrotem i niniejszego posta piszę z hotelu.

Jestem w Lesznie pierwszy raz (nie licząc kilku przejazdów po drodze do i z Poznania). Jeśli jestem gdzieś choćby tylko służbowo, staram się zorganizować sobie możliwość zobaczenia nowego miejsca. Pracuję już zawodowo kilkanaście lat i w ten sposób zwiedziłem już choćby mając do dyspozycji tylko kilka godzin: Londyn, Amsterdam, Brukselę, Berlin, Paryż, Pragę, Rzym i wiele innych ciekawych miejsc. Ale w Lesznie jeszcze nie byłem.

Mieszkam w hotelu na lotnisku lokalnego aeroklubu. Podobno odbywały się tu nawet szybowcowe mistrzostwa świata!


Pogoda nie zachęca do latania (biegania?) po lotnisku, ani do spacerowania po mieście. Mimo to wstukałem w GPS w samochodzie (nie w samolocie): Leszno - Centrum, dojechałem na parking w śródmieściu i z czapką na głowie trochę sobie pospacerowałem. Trafiłem na rynek z dużym ratuszem.


Pokręciłem się wzdłuż kamieniczek.


Idąc dalej zauważyłem budynek o intrygującej architekturze. Pomyślałem sobie: tu pewnie kiedyś była synagoga. I faktycznie podchodząc bliżej znalazłem opis potwierdzający moje przypuszczenia. Podobno była to największa synagoga w całej Wielkopolsce.


Kawałek dalej znalazłem jeszcze Pałac Sułkowskich, gdzie dzisiaj znajdują się różne urzędy państwowe.


Trzeba było jeszcze coś zjeść, więc wstąpiłem do restauracji na pyszną wieprzowinkę. I tyle co tu widziałem.

W hotelu musiałem zająć się sprawami zawodowymi: poodpisywać na maile, przygotować wycenę kolejnej oferty i zapoznać się z tematyką jutrzejszego spotkania.

I tak kolejny dzień powoli się kończy

Pozdrowienia z Leszna !!!

niedziela, 11 marca 2012

"Bogactwo" Caritasu

Kilka dni temu przeczytałem w internecie artykuł pod frapującym tytułem:

Tak mi to jakoś chodzi po głowie, bo wydawało mi się, że albo organizacja jest bogata, albo charytatywna. Wiem, to skrót myślowy i w artykule autorka przedstawia roczny przychód poszczególnych fundacji i instytucji. Oczywiście w jakiś sposób dziennikarkę tłumaczy też fakt, że informację znalazłem w dziale "biznes". Jak wiadomo, biznes jest po to, żeby zarabiać pieniądze, a nie żeby się nimi dzielić. Jednak w przypadku działalności charytatywnej sprawa ma się nieco inaczej. Tu priorytety są (a przynajmniej powinny być) inne.

A gdyby tak artykuł zatytułować: "Kto najbardziej wspiera potrzebujących" albo "Ranking najpopularniejszych organizacji charytatywnych w Polsce", a jeszcze lepiej "W jakim stopniu Polacy wspierają działalność charytatywną".

No nic, tytuł tytułem, a z artykułu można się dowiedzieć, że organizacją, która wiedzie prym w Polsce jest Caritas z przychodami w roku 2010 na poziomie 238 mln zł. Drugi w kolejce jest Polski Czerwony Krzyż (prawie 102 mln), potem Fundacja "Zdążyć z pomocą" nieżyjącego prof. Religi (ponad 91 mln), następnie Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (58 mln), itd.

Dobrze, że takie organizacje istnieją. Dobrze, że prowadzą swoją działalność. Dobrze, że są ludzie, którzy corocznie dzielą się swoimi pieniędzmi z innymi, którzy tej pomocy potrzebują. Nie mam też nic przeciwko temu, by częściowo organizacje były wspierane przez Państwo, tym bardziej, że w dużym stopniu wyręczają one właśnie Państwo w jego obowiązkach. Bardzo dobrze, gdy wokół organizacji charytatywnych powstaje ruch woluntariatu - ludzi, którzy bezinteresownie starają się pomagać innym.

I nie ma tu dla mnie znaczenia, kto tę działalność prowadzi: niech dobre inicjatywy owocują w różnych miejscach i środowiskach.

Oczywiście, jako katolik, cieszę się szczególnie działalnością charytatywną realizowaną przez Caritas i inne organizacje związane z chrześcijaństwem. Kiedyś myślałem, że ten aspekt funkcjonowania Kościoła jest jakby dodatkowy, wypływający z wiary, ale trochę drugorzędny. Aż trafiłem na następujące słowa pochodzące z Encykliki Benedykta XVI "Deus Caritas Est", gdzie pisze między innymi:

Wewnętrzna natura Kościoła wyraża się w troistym zadaniu: 
  • głoszenie Słowa Bożego (kerygma-martyria), 
  • sprawowanie Sakramentów (leiturgia), 
  • posługa miłości (diaconia). 
Są to zadania ściśle ze sobą związane i nie mogą być od siebie oddzielone. Caritas nie jest dla Kościoła rodzajem opieki społecznej, którą można by powierzyć komu innemu, ale należy do jego natury, jest niezbywalnym wyrazem jego istoty.

Wynika z tego, że instytucjonalna organizacja - Caritas jest sposobem wyrażania Caritas - posługi miłości do człowieka, realizowanej przez Kościół.

To dopiero jest Bogactwo Caritasu!

Pozdrawiam

sobota, 10 marca 2012

CO2 i atom

Polska zawetowała w UE pomysły, by do roku 2050 zredukować o 80% emisję CO2 w Europie.

Więcej szczegółów można na ten temat przeczytać np. TU.

I bardzo dobrze. Ciszę się, że polski rząd nie dał się zmanipulować i narzucić sobie dyktatu innych europejskich państw.

Czy jestem przeciwko ochronie przyrody? Nie!

Jestem za to przeciwko głupocie, demagogii, ideologizacji ekologii oraz sztucznemu podnoszeniu cen energii. Nie będę powtarzał tego, co już napisałem: KLIK.

******

Podobno dziś w wielu miastach Polski demonstrowano przeciwko planom budowy elektrowni atomowej. 

Najczęściej przeciwnicy tego rodzaju inwestycji wychwalają nad niebiosa tzw. energię odnawialną na przykład z wiatru. Super! Tylko trzeba się zastanowić, czy wiatraki na pewno są takie przyjazne. Okazuje się, że nakłady inwestycyjne na budowę farm wiatrowych przewyższają kwoty, które trzeba wydać na budowę elektrowni jądrowej, oczywiście przyjmując tę samą efektywną moc porównywanych obiektów. Można też wyliczyć z ołówkiem w ręku, że by zagospodarować wiatr trzeba zużyć czasem nawet ponad 10 razy więcej betonu i stali, by takie elektrownie wybudować.

A czy ktoś się zastanawia nad zniszczeniem krajobrazu przez farmy wiatrowe? Może i czasem jest to atrakcja, ale gdy wielkich śmigieł jest w okolicy za dużo, to wcale nie jest to ani estetyczne, ani miłe sąsiedztwo.

Gdyby w tym miejscy zamiast 3 wiatraków było ich 30 już krajobraz nie był by taki ciekawy. Przykład można znaleźć TU.

Tak jeszcze na koniec: czy zdajemy sobie sprawę, że do każdej MWh tzw. zielonej energii dopłacamy z naszych podatków (z budżetu państwa) 270 zł podczas, gdy konwencjonalna energia kosztuje ok. 200 zł/MWh?

Chrońmy środowisko naturalne, ale róbmy to z głową.

Pozdrawiam

czwartek, 8 marca 2012

Ideał kobiety

Moja prababcia. Nazywaliśmy ją zawsze: Babunia. Tak wyglądała, gdy byłem dzieckiem:



Kilka dni temu trafiło do mnie to zdjęcie. Szczerze mówiąc już nie pamiętałem jej twarzy. Miałem 10 lat, gdy umarła. Pamiętam jednak ją jako osobę. 

Chorowała na nogi i nie wychodziła z domu. Mieszkała ze swoją córką i jej mężem, czyli moimi dziadkami, a ja często u nich przebywałem. Zawsze siedziała na fotelu (w tle na zdjęciu) i pomagała w prostych pracach domowych np. obierała kartofle. Miała też swoje hobby (choć być może nawet nie znała tego wyrazu). Codziennie szydełkowała kolejny fragment firany, robiąc na niej piękne wzory. Gotową firanę po praniu trzeba było nakrochmalić i "naszpanować" na odpowiedniej ramie, która zajmowała pół pokoju. Dziś czegoś takiego się już nie używa. 

Była bardzo pogodna i dla wszystkich życzliwa. Gdy miała jednego cukierka czy kostkę czekolady, a zebrało się kilku jej prawnuków, to dzieliła go nożem tak, by wszystkim wystarczyło. Miała też swoją słabość - bardzo lubiła coca-colę i babcia (jej córka) co kilka dni ją dla niej kupowała. Były to lata 70, gdy ten napój był dość ekskluzywny w naszym kraju. Nikt z rodziny nie mógł też zdradzić prababci, że coca-cola jest dość droga, bo wtedy zakazałaby sobie go kupować, gdyż była niesamowicie skromną osobą.

Bardzo charakterystyczny był jej poranny, dopołudniowy śpiew. Wchodząc o tej porze do dziadków zawsze słyszało się jej "Godzinki", a około południa wszystkich gromadziła do wspólnej modlitwy "Anioł Pański".

Nie miała łatwego życia. Poza moją babcią wychowała jeszcze trzech synów. Jej mąż zginął podczas I wojny światowej. Był kowalem i w 1916 roku śmiertelnie kopnął go koń - niestety. Została sama z dziećmi. Mieszkali wtedy w Paprocanach (dzisiejsza dzielnica Tychów). Tak się mówiło, że przeprowadziła się do Bielszowic, by jej dorastający synowie nie wpadli w alkoholizm, o co w sąsiedztwie tyskiego browaru nie było trudno. Czy to prawda - nie wiem. Faktem jest, że była dzielną kobietą, która wychowała córkę i trzech synów na wspaniałych ludzi. Jeden z nich niestety zginął podczas II wojny światowej w Warszawie. Był jednym z tych żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, którzy próbowali pomóc warszawskim powstańcom w 1944 roku, gdy Stalin na prawym brzegu Wisły patrzył jak miasto się wykrwawia. Jego brat w tych latach służył w obsłudze naziemnej Dywizjonu 303 w Anglii, o czym dowiedzieliśmy się dopiero na jego pogrzebie (otrzymał nawet order od Królowej Elżbiety). Podobno po wojnie na kopalni Bielszowice, zanim nie wrócił do domu, nikt nie umiał uruchomić parowej maszyny wyciągowej. Trzeci brat po wojennej zawierusze wrócił chyba z Francji. Też znał się na swoim fachu, bo mimo, że nie należał do partii, wiele lat był na wysokim stanowisku w hucie w Gliwicach.

Dziś Dzień Kobiet.

Chciałem tylko powiedzieć, że moja prababcia z całą pewnością była KOBIETĄ w najbardziej wartościowym tego słowa znaczeniu.

Pozdrawiam

środa, 7 marca 2012

Górny Śląsk i Zagłębie Miedziowe

Zrobiłem dziś za kierownicą służbowo ponad 600km. W pewnym momencie miałem już bliżej do Szczecina, niż do domu. A jednocześnie miałem też bliżej do czeskiej Pragi niż do Katowic. :)

Wiosny jeszcze za bardzo nie widać. Co prawda słońce całą drogą świeciło i pierwszy raz od dłuższego czasu jechałem w ciemnych okularach, ale jak tylko trzeba było się zatrzymać i z auta wysiąść, to bez czapki nie było się co ruszać.
Pola i łąki jeszcze pożółkło-szare, a drzewa bez pąków, o liściach nie wspominawszy. Widziałem na niebie jakiś nieśmiały, niewielki klucz ptaków - i tyle. Jeszcze trzeba poczekać.

Byłem w Zagłębiu Miedziowym.

Trochę próbowałem je porównać z naszym Zagłębiem Górnośląskim. Też mają szkody górnicze ze wstrząsami i obniżeniami terenu.
W krajobrazie rzucają się w oczy, jak u nas, kopalniane szyby.
Wiele terenów jest zdegradowanych lub znacznie przekształconych przez człowieka. Jechałem na przykład kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż potężnego zbiornika wodnego.

Główna różnica polega chyba na tym, że znalezione 55 lat temu złoża miedzi, znajdowały się pod terenami leśnymi, rolniczymi i wiejskimi, gdzie jest raczej niskie zaludnienie.
Przejeżdżając obok Wrocławia, przeszła mi przez głowę taka myśl: czy władza (ta z czasów poprzednich, ale i obecnych) pozwoliłaby wydobywać bogactwa pod stolicą Dolnego Śląska, gdyby rudy miedzi znajdowały się w tym miejscu, a nie kilkadziesiąt kilometrów dalej?

U nas na Górnym Śląsku niestety to nasze bogactwo - węgiel kamienny doprowadziło do ruiny całe dzielnice i miasta. Najsmutniejszym przykładem jest chyba Bytom, gdzie nie bacząc na, przecież też wielowiekowe miejskie tradycje, zniszczono, na skutek szkód górniczych, zabytkowe kamienice, kościoły, pałacyki, osiedla, nie wspominając o infrastrukturze.

Szkoda tego co u nas zrujnowano. Dobrze, że piękny Wrocław nie musiał być narażony na wydobywanie spod jego powierzchni.

Swoją drogą myślę, że niestety nikt w Polsce wrzucając do pieca kolejną łopatę węgla lub zapalając światło elektryczne, nie zastanawia się nad niemierzalnym i nieodwracalnym spustoszeniem w naszym regionie, jakie spowodowało i dalej powoduje wydobycie węgla kamiennego.
Dobrze, że nie cały Górny Śląsk leży na terenach górniczych. Takie perełki, jak klasztor na Górze Św. Anny nie są zagrożone.
 Zdjęcie z okolic przyautostradowego parkingu. 
Dawno tam nie byłem - trzeba się kiedyś wybrać.
Pozdrawiam

wtorek, 6 marca 2012

Bez granic

Pewnie dla młodych ludzi to nie jest nic nadzwyczajnego. Jednak dla mnie, który 20 lat przeżyłem w czasach komunizmu, ciągle taka sytuacja jest pewnym zdumieniem.

Byłem dzisiaj w Cieszynie. Musiałem w terenie przyjrzeć się pewnemu miejscu, gdzie kilka lat temu zaprojektowaliśmy kanalizację.

Dojeżdżając na miejsce, gdzieś źle skręciłem, przejechałem most i nagle wszystkie napisy na sklepach miały czeskie nazwy. Za GPS-em minąłem kilka przecznic, skręciłem kilka razy i drugim mostem wróciłem do Polski. :-)



Żadnych barier, strażników, żołnierzy, celników - super !!!

Pewnie nie wszystko w dzisiejszej Europie jest takie, jak wymarzyli sobie Ojcowie Założyciele Unii (o jednym z nich można przeczytać TUTAJ) i jak chcielibyśmy my obywatele Wspólnoty. Jednak swoboda poruszania się bez granic, to jeden z tych lepszych pomysłów, które udało się zrealizować.

A jak bardzo musi być to ważne szczególnie w takim miejscu jak Cieszyn, gdzie jedno miasto zostało podzielone na pół.



Pozdrawiam

niedziela, 4 marca 2012

Lubię swoje życie

Dawniej, gdy nie było fotografii cyfrowej, wywołane zdjęcia gromadziło się w albumach.

Dziś zdjęcia leżą w komputerze i się nie kurzą, ale też chyba rzadziej się do nich wraca.

Ponieważ lubię robić zdjęcia, w dobie aparatów cyfrowych, mam tych swoich fotografii tysiące. Żeby zupełnie nie zostały zapomniane w pamięci komputera, z ważniejszych wydarzeń swojego życia robię kilku- lub kilkunastominutowe filmiki - prezentacje.

Wymaga to odrobiny wolnego czasu, ale na przykład niedziela jest dobrym dniem, by trochę swoje fotografie uporządkować. 

Właśnie obrabiam rok 2011.

Czasem się człowiekowi wydaje, że życie składa się głównie z szarej codzienności. I faktycznie często trzeba z tą codziennością dzień za dniem jakoś się zmagać. Jednak, gdy przeglądam zdjęcia z całego roku, mam głębokie przeświadczenie, że moje życie nie jest banalne. 

Z jednej strony wierzę, że w życiu nie ma przypadków i to co mam, pochodzi od Boga i jest związane z Jego wolą i jego planem na moje pielgrzymowanie po ziemi - warto to od czasu do czasu zauważać. 

Z drugiej strony staram się też sam tak kierować swoim życiem, by było ciekawe. W miarę sił, zdrowia, chęci, również posiadanych środków finansowych, podejmuję różne inicjatywy. 
Czasem są to wyzwania z górnej półki, na przykład, gdy w maju ubiegłego roku zgodziłem się polecieć służbowo do Rzymu. Kosztowało mnie to sporo zdrowia, wysiłku i przeżywanego stresu, ale było warto.
Czasem trzeba po prostu wsiąść w niedzielne popołudnie w auto i przy ładnej pogodzie, zamiast leżeć do góry brzuchem, podjechać kilka kilometrów w ciekawe miejsce z aparatem np. na Nikiszowiec.

Myślę, że gdybym zrobił filmik z całego mojego życia, byłoby za co dziękować i Bogu, i ludziom, którzy mnie otaczają.

Lubię swoje życie.

Póki co, jako przykład, przedstawiam filmik z wakacji w roku 2007:



Pozdrawiam

sobota, 3 marca 2012

ks. Boniecki, ks. Stopka i Bronisław Wildstein

W ostatnią środę przysłuchiwałem się debacie z cyklu: "Myślenie na żywo". Wspominałem już o tym TU.

Nie jestem specjalnym fanem ks. Bonieckiego. Nie darzę wielką sympatią Bronisława Wildsteina. Lubię za to poczytać w gazetach, tudzież w internecie lub posłuchać w Radiu eM ks. Stopkę. Poznałem go zresztą osobiście tydzień wcześniej. Przed wykładem w ramach Śląskiego Areopagu KLIK chwilę żeśmy sobie pogadali (jak znajomy ze znajomym z facebook'a). 

Gdy więc wyczytałem na blogu ks. Artura o tym, że w kinie Kosmos będzie można posłuchać w/w gości, po pracy podjechałem do Centrum Sztuki Filmowej. Wstęp był wolny i zebrało się sporo ludzi. Wszystkie miejsca na sali kinowej były zajęte, a młodzież została poproszona, by siadać na schodach.

Faktycznie, nie jestem specjalnym fanem ks. Bonieckiego i nie darzę wielką sympatią Bronisława Wildsteina. Warto jednak posłuchać ludzi, gdy dyskutują.

Nie chcę tu streszczać przebiegu spotkania. Zwróciłem natomiast uwagę na kilka ciekawostek. 

Zauważyłem, iż Pan Wildstein w swojej pierwszej wypowiedzi stwierdził, iż nie jest członkiem Kościoła (Nie wiem, czy to było przejęzyczenie i chodziło mu o to, że nie jest hierarchą, czy faktycznie nie jest katolikiem). Jednocześnie w każdej kolejnej wypowiedzi bronił Kościoła, jako instytucji, społeczności ludzi wierzących oraz cytował słowa Biblii.

Trochę mnie rozczarował prowadzący debatę: Pan Michał Olszewski z Tygodnika Powszechnego. Miałem takie wrażenie, że starał się lansować ks. Bonieckiego na gwiazdę, bohatera. Można też było wspomnieć, jako przykład o sprawie Nergala, ale ten wątek, jak na mój gust, był zbyt długo przez animatora spotkania ciągnięty.

Podobały mi się wypowiedzi ks. Bonieckiego szczególnie te, które - w moim odczuciu - wynikały z jego wiary: gdy cytował Ewangelię i próbował w jej świetle tłumaczyć swoje zachowanie lub sposób podejścia do kwestii podejmowania dyskusji z innymi ludźmi.

Ciekawe były spostrzeżenia ks. Stopki dotyczące dylematów związanych z wykonywaniem dwóch funkcji: kapłana i dziennikarza. Oczywiście nie ma problemu zasadniczego, jak rozumiem: w obu przypadkach trzeba kierować się prawdą. Natomiast z pewnością jest problem, gdy dziennikarz-ksiądz powinien lub nie powinien zwracać uwagę na problemy Kościoła lub ludzi Kościoła.

Po spotkaniu miałem lekki niedosyt. Ciekawe wątki na temat kiedy, z kim i w jaki sposób warto dyskutować o Kościele, w Kościele czy w świecie, zostały jedynie dotknięte. 

Za to zbyt dużo uwagi poświecono wspomnianej powyżej sprawie Nergala, zakazie występowania w mediach ks. Bonieckiego i stereotypowym wypowiedziom Bronisława Wildsteina o dzisiejszej rzekomej (lub prawdziwej) cenzurze publicznych mediów i dzisiejszej władzy.

Myślę jednak, że warto było w tym spotkaniu uczestniczyć. Nawet "prosty inżynier", taki jak ja, coś tam przez skórę wchłonie, gdy przysłuchuje się dyskusji ludzi mądrych. 

Z pewnością nie był to czas zmarnowany.

Pozdrawiam

czwartek, 1 marca 2012

Piłem w Spale, spałem w Pile

Coś mi się ten mój blog ostatnio zrobił zbyt poważny.

A u nas w rodzince w tym tygodniu na pierwszym miejscu domowej listy przebojów:


Łukasz twierdzi, że mi się najbardziej podoba fragment:
"A najgorsi to są młodzi. Świat przez młodych na psy schodzi."

To wcale nie prawda. Bo ja:
"Syn studiuje medycynę. Martwię się tym moim synem."

Co prawda Łukasz medycyny jeszcze nie studiuje, ale zaczyna się rozglądać za liceum. A poza tym w tym tygodniu ogłoszono wyniki Konkursu Matematycznego, gdzie został laureatem, co podobno oznacza, że już w tym zakresie zdał egzamin gimnazjalny. Trza by mu pogratulować, ale przecież:
"Nie pił w Spale, nie spał w Pile. Życia już zmarnował tyle, Hej!".

Pozdrawiam :)

Etykiety

zdjęcia (2549) wiara (1068) podróże (893) polityka (689) Pismo Św. (674) po ślonsku (440) rodzina (400) Śląsk (389) historia (371) Kościół (341) zabytki (312) humor (294) Halemba (260) człowiek (232) książka (203) praca (203) święci (186) muzyka (184) gospodarka (169) sprawy społeczne (169) Ruda Śląska (138) Grupa Poniedziałek (111) ogród (106) filozofia (104) Jan Paweł II (103) Covid19 (89) miłosierdzie (81) muzeum (76) środowisko (76) dziennikarstwo (73) sport (73) film (66) wojna (55) biurokracja (54) Papież Franciszek (53) Szafarz (43) dom (38) varia (36) św. Jacek (31) teatr (29) makro (7)