Poza tym, że jestem na wczasach w Toskanii, czytam sobie w podobnej tematyce:
Co prawda wiejski, idylliczny świat opisany w książce nie dane nam było, jak na razie, odkryć, ale znalazłem zdanie, które dość dobrze oddaje moje myśli:
Wiem, że czterdziestoletni mężczyzna (w moim przypadku czterdziestokilkuletni) powinien zdawać sobie sprawę z istnienia w życiu pewnych etapów, pogodzić się z tym, że młodość przeminęła i koniec końców przeminie też jego życie. Mimo to stanięcie twarzą w twarz z człowiekiem, który, dosłownie i w przenośni, przybije kiedyś gwóźdź do mojej trumny, było jeszcze ponad moje siły. Potrzebowałem więcej czasu, by stawić czoło rzeczy nieuchronnej: że pewnego dnia, nie tak wcale odległego, może nie jutro, ale z pewnością prędzej niż później, nadejdzie chwila, w której skończy się moje życie wypełnione codziennie innymi cudami ...
Ponieważ mieszkamy w klasztorze, a rano nie mam problemu ze wstawaniem, prawie codziennie uczestniczę we włoskiej mszy. Język nie jest problemem. Nie rozumiem szczegółów, ale zawsze się dosłucham kontekstu. Gdy kilka dni temu była Ewangelia o Marii Magdalenie, która spotkawszy Zmartwychwstałego, najpierw Go nie poznała, w momencie, gdy melodyjnym włoskim głosem kapłan odczytał słowa Jezusa: "Marija!!!" to, aż ciarki przeszły mi po plecach.
Mam nadzieję, że gdy zakończy się moje życie wypełnione codziennie innymi cudami, Zmartwychwstały i mnie zawoła po imieniu: "Andrzeju!" i wtedy Go poznam.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz