środa, 26 lipca 2017

Powrót z Elafonissi

Jak pisałem wczoraj KLIK, by wrócić z Elafonissi wybraliśmy inną drogę.

Elafonissi

Po przejechaniu pierwszego odcinka prowadzącego z plaży, na skrzyżowaniu w niewielkiej wiosce skierowaliśmy się nie na północny-zachód, a bardziej na północny-wschód. Droga, choć też prowadziła przez góry, była tu jednak nieporównywalnie lepsza od tej porannej. W pewnym momencie nawet Ela pochwaliła i ...

I się zaczęło! Wjechaliśmy, jak się okazało w Wąwóz Topolia. Jak czytam w przewodniku, jago ściany mają 300 m wysokości. Nie byłoby problemu, gdybyśmy jechali jego dnem. Ale nie, droga jest na wysokości chyba ponad 200 m wykuta w pionowej ścianie. Z racji, że cierpię na lęk wysokości, wolałem się specjalnie nie rozglądać, ale i tak nie dało się tego nie zauważyć. W kluczowym miejscu znajduje się zwężenie drogi na łuku skalnej półki. Pierwszeństwo dla pojazdów nadjeżdżających z przeciwka, ale zupełnie nie widać, czy coś z przeciwka się porusza. Aha, nad przepaścią zainstalowano lustro, w którym zauważyłem, że chyba coś z drugiej strony nadjeżdża, więc przyhamowałem. Faktycznie zza zakrętu wychynął samochód i musiałem kilka metrów się cofnąć do kolejnego auta, które już stało za mną w kolejce. Gdy jednak dodatkowo pojawiła się ciężarówka, cała nasza kolejka z tej strony, która już zdążyła się uformować, musiała kilka metrów się cofnąć. Za tym zakrętem była kolejna niespodzianka: tunel w skale. Tunel na szerokość auta z ruchem wahadłowym sterowanym światłami. Przynajmniej przejeżdżając nie było widać przepaści. Właściwie to w tunelu nic nie było widać, bo oświetlenie było dość liche, a oczy nie zdążyły się przyzwyczaić do ciemności. Tunel był całe szczęście krótki i od razu skierowałem samochód na jego wylot, dzięki czemu nie zahaczyłem o jego ścianę. 

Dalej do domu dojechaliśmy już bez przeszkód drogą przez Kissamo.


Wczoraj nie zwróciłem na to uwagi, dopiero dziś do mnie dotarło, że nasza wczorajsza podróż była pilnie obserwowana z nieba przez św. Krzysztofa - patrona kierowców, wszak było to jego wspomnienie. Czy wieczorem już po szczęśliwym powrocie nie dawał nam znaków z nieba?

Wieczorny widok z naszego tarasu


Pozdrowienia z Krety


P.S. Z samej jazdy nie mam żadnego zdjęcia. Są takie sytuacje, że nawet mi nie w głowie wyciąganie aparatu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

zdjęcia (2715) wiara (1122) podróże (950) polityka (710) Pismo Św. (700) po ślonsku (447) rodzina (416) Śląsk (412) historia (394) Kościół (365) zabytki (348) humor (300) Halemba (287) człowiek (253) książka (218) święci (210) praca (209) muzyka (204) sprawy społeczne (177) gospodarka (176) Ruda Śląska (151) Grupa Poniedziałek (111) ogród (110) Jan Paweł II (106) filozofia (105) muzeum (100) miłosierdzie (91) Covid19 (89) środowisko (87) sport (82) dziennikarstwo (76) film (66) wojna (61) Papież Franciszek (57) biurokracja (57) Szafarz (45) dom (41) varia (37) teatr (34) św. Jacek (33) makro (7)