Wielki Post powoli się już kończy, a ja w tym roku nie miałem okazji uczestniczyć w tradycyjnej piątkowej Drodze Krzyżowej w naszym kościele. Tak jakoś wyszło.
W zamian trafiły mi się w tym czasie trzy Drogi Krzyżowe niezwyczajne.
Już na początku Wielkiego Postu znalazłem się przypadkiem w Jerozolimie, a w tym historycznym miejscu na Golgocie. Nie było wtedy czasu na rozważanie, na śpiew "Któryś cierpiał...", na przejście od stacji do stacji, ale choć na chwilę mogłem być i dotknąć Miejsca Świętego. To był dla mnie niesamowity moment.
Golgota |
Podczas rekolekcji parafialnych w czasie nauki stanowej dla mężczyzn ks. kaznodzieja zastrzegał, że ówczesne rozważania nie były Drogą Krzyżową, a raczej rachunkiem sumienia w oparciu o 14 stacji. Ja jednak chłonąłem jego słowa i po prawie godzinie, która minęła niesamowicie szybko, pomyślałem, że to co przeżyłem i nad czym się zastanowiłem było o wiele bardziej wartościowe niż wiele łzawych tradycyjnych nabożeństw.
Rekolekcje parafialne |
Zaś wczoraj wieczorem miałem okazję uczestniczyć w tradycyjnej już Drodze Krzyżowej ulicami Halemby. Ta wersja, pewnie najbliższa tej zwyczajnej w kościele, też jest nieco inna. Bo nie zawsze słychać. Bo trzeba uważać, by nie wejść do kałuży (dzięki Bogu, że nie lało). Bo ktoś mnie nadepnął, albo ja kogoś. Jednak ta wersja plenerowa ma również swój niewątpliwy urok.
Droga Krzyżowa ulicami Halemby |
Myślę, że jednak niezależnie od formy, miejsca, sposobu czy pory najważniejszą sprawą jest chwila zastanowienia się nad sposobem, w jaki Bóg odkupił człowieka. Trzeba przyklęknąć (bardziej duchem niż ciałem) przed Jezusem, który ofiarował się za nasze grzechy. Uświadomić sobie, że Bóg-Człowiek ukochał nas do końca, oddając za nas życie i to wtedy, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz