Ciągle od tego lipcowego dnia na Jasnej Górze brzmią mi w uszach słowa Papieża Franciszka z homilii tam wygłoszonej:
Uderza przede wszystkim to, jak się dokonuje przyjście Boga w historii: „zrodzony z niewiasty”.
Nie ma mowy o wejściu triumfalnym, jakiejkolwiek imponującej manifestacji Wszechmogącego:
nie ukazuje się jako oślepiające słońce, ale przychodzi na świat w sposób najprostszy
– jako dziecko zrodzone przez matkę, w tym stylu, o jakim mówi nam Pismo Święte:
jak deszcz spadający na ziemię (por. Iz 55, 10),
jako najmniejsze z nasion, które kiełkują i rosną (por. Mk 4, 31-32).
Nie ma mowy o wejściu triumfalnym, jakiejkolwiek imponującej manifestacji Wszechmogącego:
nie ukazuje się jako oślepiające słońce, ale przychodzi na świat w sposób najprostszy
– jako dziecko zrodzone przez matkę, w tym stylu, o jakim mówi nam Pismo Święte:
jak deszcz spadający na ziemię (por. Iz 55, 10),
jako najmniejsze z nasion, które kiełkują i rosną (por. Mk 4, 31-32).
Zatem wbrew temu, czego moglibyśmy się spodziewać, a może chcielibyśmy
– zarówno wówczas, jak i dziś –
„Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie” (por. Łk 17, 20), ale przychodzi w małości, w pokorze.
Papież Franciszek na Jasnej Górze |
Królestwo Boże przychodzi w małości i pokorze również dzisiaj.
Nie poprawiajmy Boga, bo to nigdy dobrze się nie kończy.
Pozdrawiam świątecznie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz