Który to już raz w moim życiu zaczynam uczyć się angielskiego?
Firma opłaciła mi kolejną sesję kursu językowego. Poprzedni "sezon" zakończyłem w listopadzie i szczerze mówiąc, trochę mi było żal, że nie mam możliwości dalej lekcji kontynuować.
Już wcześniej o tym wspominałem, ale powtórzę jeszcze raz, bo jest to dość ciekawy sposób. Języka uczę się ... przez telefon. Cały poprzedni rok, co wtorek o 18.00 dzwoniła do mnie Pani z ... Kanady. Miała taki styl, że raczej opowiadaliśmy sobie różne historie: o pogodzie, o naszych rodzinach, o naszych krajach, o pracy, itp, a nawet dowiedziałem się, że ona jest Świadkiem Jehowy. Bardziej to były konwersacje, niż regularne lekcje. Myślę, że dobrze mi to zrobiło i poczyniłem w angielskim pewne postępy.
Teraz, gdy rezerwowałem sobie (przez internet) nowe lekcje, niestety Marsha z Kanady nie była dostępna. Z drugiej strony może to i dobrze, bo po roku rozmów, trochę mi pod koniec brakowało już inwencji.
Z pewną tremą czekałem więc dzisiaj na połączenie (tym razem poprzez Skype) z nowym nauczycielem. Niestety, należę do ludzi, którym bardzo trudno pozbyć się bariery językowej. Zastanawiałem się, kto z drugiej strony się odezwie? Czy w ogóle zrozumiem, co do mnie mówi?
Z drobnym opóźnieniem zadzwoniła moja nowa nauczycielka. Jak się okazało jest Angielką, która kilka lat temu wyemigrowała do Panamy. Znowu mam więc kontakt z Ameryką, choć tym razem z Ameryką Południową. Tu jednak nie pogadaliśmy sobie "o wszystkim i o niczym", jak z Marshą, bo kobieta po krótkim wstępie, przeszła do konkretnej lekcji, z użyciem nawet internetowej tablicy. Może to i dobrze trochę zmienić styl. Choć tak do końca nie jestem przekonany, że jakaś wielka dawka gramatyki jest mi potrzebna. Najbardziej chciałbym po angielsku lepiej rozumieć i lepiej samemu gadać.
No nic, zobaczymy co z tego dalej wyniknie. Kolejna lekcja za tydzień.
Best regards
Andrzej
Which part didn't you understand?
OdpowiedzUsuń