Byłem wtedy w Warszawie raptem 5 dni po katastrofie. KLIK
Pałac Prezydencki 15.04.2010
Trochę tęsknię do tego czasu, gdy nikomu jeszcze nie przyszło na myśl, by nazywać innych zdrajcami lub z drugiej strony "sektą smoleńską". Wtedy jeszcze nie mieściło się w głowie, że rozpoczynające się śledztwo rosyjskie czy polskie mogłoby być nierzetelne. I nikt też nie wyobrażał sobie, że można tworzyć spiskowe teorie o bombach, zamachach, itp.
Wszyscy byli niesamowicie zjednoczeni w przeżywaniu żałoby.
Niestety, kilka dni później ta jedność myśli i uczuć wobec narodowej tragedii została brutalnie rozbita i pewnie już nigdy nie da się jej odbudować.
Może warto tu jeszcze raz przypomnieć fakty, które dziś wydają się jakby zacierać w społecznej, zbiorowej pamięci, że w katastrofie zginęli politycy z każdej partii parlamentarnej ówczesnego sejmu, a także osoby publiczne nie związane z bieżącą polityką oraz stracili tam życie ludzie (czasem bardzo młodzi), którzy po prostu wykonywali swoją pracę.
Ciągle też (wbrew dość powszechnej opinii) dziękuję Bogu, że tym samym samolotem nie leciał premier i inne osoby, dzięki czemu została zachowana ciągłość władzy i stabilność kraju.
Chcę też w tym miejscu zachęcić i prosić wszystkich Szanownych Czytelników niniejszego bloga, by niezależnie od dzisiejszej oceny sytuacji, w intencji ofiar katastrofy odmówili krótką modlitwę:
Wieczny odpoczynek racz im dać Panie.
Myślę, że zmarłym nie są potrzebne nasze spory, ale szczera modlitwa z pewnością będzie im pomocna.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz