Na Rawa Blues Festival znowu w tym roku się nie załapałem, choć miałem już nawet bilet. Tak więc blues w wersji ogólnoświatowej przeszedł mi koło nosa.
Zamiast, trafiłem wczoraj na koncert inicjujący Szlak Śląskiego Bluesa.
Szlak Śląskiego Bluesa |
Kogo tam nie było ze śląskich muzyków? Chyba tylko tych, co już poumierali. Choć nawet oni byli obecni we wspomnieniach przyjaciół, w pamięci widowni, a przede wszystkim w swojej muzyce, którą nam zostawili. Nie zabrakło przecież "O mój Ślasku" Jana "Kyksa" Skrzeka czy standardów Dżemu zaśpiewanych przez syna Ryśka - Sebastiana Riedla.
W ogóle ten koncert był niesamowity przez to, że na jednej scenie udało się zgromadzić: zespół Cree, Macieja Radziejewskiego, Andrzeja Urnego, Śląską Grupę Bluesową, Marka Piekarczyka, Miuosha, "I innych" (pod tą nazwą wystąpiło wielu kolejnych znakomitych muzyków) oraz innych.
Grali niesamowicie w poszczególnych odsłonach koncertu.
Natomiast gdy na finał pojawili się na scenie wszyscy razem i zagrali wspólnie można było nie tylko poczuć bluesa, ale poczuć potężną moc tej muzyki.
Finał |
Co by tu nie mówić, śląski blues od dawna jest nie tylko śląski, ale światowy.
To był świetny koncert.
Pozdrawiam
P.S. Za jakość zdjęć przepraszam - z komórki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz