Dzieje się tak intensywnie, że trudno wybrać, co opisać.
W środę wieczorem, po Ostatniej Wieczerzy, mieliśmy zakupione bilety - a co, jak szaleć, to szaleć - do Teatro alla Scala. Pomyślałem, że będzie to jedyna okazja w życiu, by pójść na operę do słynnej La Scali. Właśnie wystawiają Wilhelma Tell'a Rossiniego.
 |
W La Scali |
Weszliśmy do budynku i szukamy szatni. Nie ma. Kierują nas na 2 piętro, gdzie są nasze miejsca. Okazuje się, że każda loża ma tu swoją szatnię po drugiej stronie korytarzyka. Zdejmuję kurtkę i zakładam muchę, którą trzymam w kieszeni 😎
Nasza loża wygląda tak:
 |
Nasza loża |
Z przodu siedziała Włoszka z Włochem, a my na tych zydelkach z tyłu. Całe szczęście piąte miejsce nie było wykupione. Ponad 5 godzin na zydelkach 🤣 - daliśmy radę.
No właśnie. Przedstawienie rozpoczęło się o 18.30, a skończyło 5 minut przed północą. Cztery akty i trzy antrakty. A w tych przerwach gdzie ja tam wszędzie nie wlazłem.
 |
Tu wbiłem się do innej loży bardziej na środku |
 |
Foyer, ale się okazało, że przekąski nie są w cenie biletu 😉 |
 |
Na głównej widowni |
 |
Loża królewska - tu mnie nie wpuścili |
 |
Widok z 6 piętra |
 |
Nad orkiestronem |
 |
Od strony sceny |
 |
Jakieś zakamarki |
Dobra, muszę kończyć, bo dojeżdżamy do Bergamo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz