Wczorajszy dzień, bardzo intensywny od rana do późnej nocy, był w całości niesamowity, niewiarygodny i wspaniały.
Póki co wspomnę tylko o jednym i to najkrótszym, bo w sumie 15 minutowym jego fragmencie.
Od kilkunastu tygodni chciałem dostać bilet na Ostatnią Wieczerzę Leonarda da Vinci. Nie jest to takie proste. Na oficjalnej stronie https://cenacolovinciano.vivaticket.it wejściówki się pojawiają, ale trzeba pilnować. W środy o godz. 12.00 wrzucana jest partia na kolejny tydzień - to już wiedziałem. Akurat w poprzednią środę byłem na delegacji. Około 12.00 zakończyłem spotkanie, a kolejne miałem o 12.30. Niestety, coś mi tam nie zadziałało i nie zdążyłem kupić. Po sprawach zawodowych, gdy zameldowałem się w hotelu, spróbowałem jeszcze raz. Dzięki Bogu pojedyncze bilety jeszcze były. Po kolejnych drobnych problemach jakoś to opanowałem, przelew z karty poszedł i dostałem e-mail potwierdzający, ale... bez biletów w załączniku.
Z tego powodu byłem nieco nerwowy. Co prawda w e-mailu była instrukcja, że trzeba być pół godziny wcześniej i udać się do biura biletów, ale jednocześnie w tym e-mailu było mnóstwo informacji z powtarzającym się refrenem, że jak się nie spełni warunku to grozi to nie wpuszczeniem do obiektu.
Z różnych względów, bez zapasu czasowego raptem 35 min. przed 16.00 zameldowaliśmy się we wskazanym miejscu. Z duszą na ramieniu pokazuję Panu e-mail w komórce, a on na niego spojrzał i... wydrukował bilet imienny na mojego kumpla, z którym tu jesteśmy. Wykrzsztuszam więc z siebie, że zamówiłem 2 bilety, DWA! A Pan mi spokojnie mówi, że ta druga karteczka bez nazwiska to mój bilet. Uff!
Mam bilet! |
Sala z Ostatnią Wieczerzą |
Podziwiamy |
Byłam tam i widziałam Ostatnią Wieczerzę,! Niezapomniane wrażenie...♥️
OdpowiedzUsuń