Bezpośrednio po informacji o wypadku drogowym Pana Ministra Macierewicza zamieściłem na twitterze następującą informację:
I zrobiłem to szczerze, bo nikomu źle nie życzę.
Dziś czytam, iż Pan Minister tłumaczy, że wypadek nie został spowodowany przez kierowcę samochodu, którym on podróżował. A ja się pytam, co to ma za znaczenie?
Podobno wcześniej Pan Macierewicz po dojechaniu do Torunia z Warszawy podziękował kierowcy, że zdążył w 1h i 45 min. Moja nawigacja pokazuje, że potrzeba na to najszybszą trasą 262 km 2h 37 min.
Szanowny Panie Ministrze Obrony, wynajęliśmy Pana my obywatele RP, by jak nazwa wskazuje, zapewnił nam Pan obronę, a nie był dla ludzi zagrożeniem. I nie jest winą tego czy innego kierowcy, że spowodował wypadek ministerialnej kolumny samochodów. To Pana odpowiedzialność, że wydaje Pan rozkaz, polecenie służbowe czy prośbę, by z narażeniem zdrowia i życia mknąć polskimi drogami z absurdalną prędkością.
Nawiasem mówiąc to, że policja, pogotowie czy straż pożarna jedzie do akcji na sygnale jest chyba dla wszystkich oczywiste. Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego Prezydent, Premier czy Minister jedzie i to z imprezy na imprezę (bo przecież w tym przypadku nie po to, by wydać ważne rozkazy związane z obronnością państwa) jako pojazd uprzywilejowany bez respektu dla ograniczeń prędkości, które przecież są po to, by zachować bezpieczeństwo na drodze: jadących, ale też przechodniów.
Aha, rozumiem, że za rozbite samochody zapłaci Pan Minister ze swoich pieniędzy. Nie? Znowu my obywatele mamy się na to złożyć?
Pozdrawiam
Lubię takie artykuły.
OdpowiedzUsuń