Wczoraj po prawie 6 godzinach za kierownicą, po służbowych spotkaniach, po wieczornej (prawdziwej) mszy, wybrałem się jeszcze na 21.00 do kina na "Boże Ciało".
Trochę się bałem, że po męczącym dniu, w kinie usnę. Gdy o 23.30 wróciłem do hotelu, bałem się, że nie będę mógł spać.
To jest świetny obraz. Po prostu majstersztyk filmu. Doskonale opowiedziana historia. Rewelacyjna gra głównego bohatera - Bartosza Bielenia.
Nie sądziłem, że można na ekran wrzucić tyle emocji. Tyle, że tu, nie jak w większości filmów, nie da się na emocjach poprzestać. Z nich wyrasta refleksja o najważniejsze sprawy naszego człowieczeństwa, naszego polskiego spojrzenia na nas samych, naszej religijności, wreszcie wiary (świadomie oddzielam ją od religijności).
Nie będę filmu opowiadał. Zachęcam, by go zobaczyć. Warto.
W ramach komentarza powiem tylko, że cieszę się, że mogłem pójść do kina w tygodniu po niedzielnej Ewangelii, w której Jezus konfrontuje wiarę pobożnego faryzeusza z grzesznym celnikiem błagającym o Boże Miłosierdzie.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz