środa, 8 października 2014

Elementarz przekazywania wiary

Nabożeństwo różańcowe gdzieś tam w Polsce.

Wchodzę do kościoła w ostatniej chwili - pełno. Aż się dusza raduje. Osoby starsze, trochę młodzieży, dzieci, mamy z małymi dziećmi. Super!

Różaniec świetnie przygotowany. Katechetka dwoi się i troi. Ktoś z młodych ludzi przed każdą dziesiątką czyta bardzo sensowne rozważania. Potem dzieci po kolei do mikrofonu odmawiają Ojcze nasz i Zdrowaśki. Dobrze widzieć, że tak się dzieci i młodzież garnie do tej, przecież nie prostej, modlitwy.

Skończyło się nabożeństwo. I skończyła się moja radość.

Nagle cały tłum dzieci i młodzieży podbiegł do Katechetki ze swoimi "dzienniczkami". W przodzie kościoła zrobił się jeden wielki rozgardiasz. Nie liczy się kościół, nie liczy się modlitwa, nie liczy się różaniec. Najważniejsza rzecz to podpis w "dzienniczku". Pewnie w podstawówce dostają dzięki temu wyższą ocenę z religii. W gimnazjum - wiadomo - bez podpisu nie ma bierzmowania, a bez bierzmowania z tym Kościołem już będą w przyszłości same tylko kłopoty.


Wczoraj Przewodniczący Komisji Wychowania bp Marek Mendyk przedstawił na forum Episkopatu totalną krytykę nowego darmowego Elementarza. Może ma rację, może nie - dla mnie to nie jest specjalnie ważne. Zajmowanie się sprawami wyższości Ali i Asa nad ślimakami, rakami i smokami - to sprawy drugorzędne.

Natomiast bardzo mnie martwi sposób religijnego wychowywania naszych dzieci i młodzieży poprzez odfajkowywanie podpisów. Wprowadzenie "dzienniczków", sprawdzanie obecności, pokazywanie, że w Kościele najbardziej liczy się "zaliczenie" kolejnego nabożeństwa - to dla mnie całkowita katastrofa systemu przekazywania wiary kolejnym pokoleniom. 

Mam więc prośbę do bpa Mendyka i całego Episkopatu, by z Bożą pomocą zastanowili się, jak zachęcić młodych ludzi do zachwycenia się Bogiem, gdyż obecny system "dzienniczkowy" nie wprowadza w młodych duszach i umysłach dobrych wzorców.


I jeszcze jedno. Wiem, że nas rodziców nikt w wychowywaniu religijnym naszych dzieci nie zastąpi. Moi synowie też nie specjalnie są chętni, by poza niedzielną Mszą Świętą w dodatkowych nabożeństwach uczestniczyć. Staram się jednak bardziej być dla nich przykładem niż, szczególnie teraz, gdy obydwaj mnie już przerośli, zmuszać ich i rozliczać z praktyk religijnych.


Pozdrawiam

3 komentarze:

  1. Uważam, że nic się nie zmieniło od czasów naszych katechez. Przecież i one rozpoczynały się sprawdzaniem obecności wraz z "rozliczeniem". Mam na myśli: 'jest, mam, byłem'. Gdzie pierwsza odpowiedź dotyczyła obecności, druga zeszytu a trzecia mszy szkolnej (wtedy sobotniej).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jednak subtelna różnica między sprawdzeniem obecności na lekcji religii w salce a podniesieniem średniej ocen w szkole. W moich czasach obecności na mszy niedzielnej, mszy szkolnej - faktycznie sobotniej czy na innych nabożeństwach nikt nie sprawdzał, a już na pewno nie w formie podpisu wikarego czy katechetki w "dzienniczku". Katecheta i bez biurokracji wiedział, kto do kościoła chodzi, a kto nie.

      Usuń
    2. Zgadzam się, to taki współczesny 'marketing'. Nie tedy droga...

      Usuń

Etykiety

zdjęcia (2714) wiara (1121) podróże (950) polityka (710) Pismo Św. (699) po ślonsku (447) rodzina (416) Śląsk (412) historia (394) Kościół (365) zabytki (348) humor (300) Halemba (287) człowiek (253) książka (218) święci (210) praca (209) muzyka (204) sprawy społeczne (177) gospodarka (176) Ruda Śląska (151) Grupa Poniedziałek (111) ogród (110) Jan Paweł II (106) filozofia (105) muzeum (100) miłosierdzie (91) Covid19 (89) środowisko (87) sport (82) dziennikarstwo (76) film (66) wojna (61) Papież Franciszek (57) biurokracja (57) Szafarz (45) dom (41) varia (37) teatr (34) św. Jacek (33) makro (7)