Właśnie rząd przyjął nowe rozwiązania podatkowe związane z ulgami "na dzieci".
W skrócie chodzi o to, że rodzice, którzy mają tylko 1 dziecko, będą mogli odliczyć sobie od podatku max. 1112 zł, jeśli ich wspólny roczny dochód nie przekracza 112 tys. Czyli jeśli dochód 3 osobowej rodziny wynosi 10 tys. zł miesięcznie, ulga już się nie należy. Moim zdaniem słusznie. Przecież takie zarobki są wystarczające, by rodzinkę bez problemów utrzymać.
Jeśli dobrze zrozumiałem, w moim przypadku, dwójki dzieci, nic się nie zmienia. Możemy sobie odliczyć po 1112 zł na każde dziecko.
Zdecydowanie poprawia się w tym zakresie sytuacja rodzin z większą liczbą dzieci. Ulga na trzeciego potomka wyniesie 1668 zł, a na każdego kolejnego 2224 zł.
Myślę, że nasz rząd w tym zakresie obrał dobry kierunek. Przecież trzeba wspierać wzrost dzietności naszych rodzin.
Niezależnie od rozwiązań systemowych, zastanawiam się nad wpływem zamożności rodzin na liczbę dzieci.
Z jednej strony dziś młodzi ludzie najczęściej zanim zdecydują się na córkę lub syna, muszą swój status materialny mieć na w miarę wysokim poziomie. Stąd późny czas rodzenia pierwszego dziecka i co za tym idzie, mała liczba dzieci.
Z drugiej strony w społeczeństwach biedniejszych, a nawet skrajnie ubogich, jak w Afryce czy w Azji, problem niskiej dzietności nie występuje. Nawet u nas na Śląsku jeszcze 100 lat temu rodzinka z kilkoma czy nawet kilkunastoma dzieciakami była standardem. Można się o tym przekonać sięgając do rodzinnych archiwów lub czytając o naszej historii. Np. takie dane znalazłem w opisie Nikiszowca w książce "Czarny Ogród" Małgorzaty Szejnert.
A przecież były to dużo trudniejsze czasy, z wysoką umieralnością dzieci z racji chorób. Na dodatek w czasach międzywojennego kryzysu oraz podczas wojen całe rodziny, a zwłaszcza dzieci cierpiały po prostu głód.
I nikt się wtedy nie zastanawiał, czy "stać go na dziecko".
Czy nie jest przypadkiem tak, że współczesny Europejczyk, w tym Polak stał się niestety zbyt wygodny, by chcieć przyjąć na siebie trud wychowania nowego pokolenia?
Myślę, że sprawy materialne, w tym ulgi podatkowe mają tu drugorzędne znaczenie.
Dobrze, że rząd przyjmuje rozwiązania, które nieco ulżą, szczególnie rodzinom wielodzietnym.
Jestem jednak pewien, że bez zmiany w naszej mentalności, w naszym myśleniu o wartości rodziny i dzieci, sytuacja demograficzna Polski nie specjalnie się poprawi.
Pozdrawiam
Ps. Siedzę sobie, pisząc powyższy tekst w salonie Renault, czekając na naprawiane auto. W poczekalni jest przygotowany stoliczek do kredkowania dla maluchów. Przed chwilą siedziała przy nim dziewczynka z chłopczykiem. Teraz pomiędzy wypolerowanymi samochodami biega 3-latek.
Oby takich dzieciaków było jak najwięcej.
W skrócie chodzi o to, że rodzice, którzy mają tylko 1 dziecko, będą mogli odliczyć sobie od podatku max. 1112 zł, jeśli ich wspólny roczny dochód nie przekracza 112 tys. Czyli jeśli dochód 3 osobowej rodziny wynosi 10 tys. zł miesięcznie, ulga już się nie należy. Moim zdaniem słusznie. Przecież takie zarobki są wystarczające, by rodzinkę bez problemów utrzymać.
Jeśli dobrze zrozumiałem, w moim przypadku, dwójki dzieci, nic się nie zmienia. Możemy sobie odliczyć po 1112 zł na każde dziecko.
Zdecydowanie poprawia się w tym zakresie sytuacja rodzin z większą liczbą dzieci. Ulga na trzeciego potomka wyniesie 1668 zł, a na każdego kolejnego 2224 zł.
Myślę, że nasz rząd w tym zakresie obrał dobry kierunek. Przecież trzeba wspierać wzrost dzietności naszych rodzin.
Niezależnie od rozwiązań systemowych, zastanawiam się nad wpływem zamożności rodzin na liczbę dzieci.
Z jednej strony dziś młodzi ludzie najczęściej zanim zdecydują się na córkę lub syna, muszą swój status materialny mieć na w miarę wysokim poziomie. Stąd późny czas rodzenia pierwszego dziecka i co za tym idzie, mała liczba dzieci.
Z drugiej strony w społeczeństwach biedniejszych, a nawet skrajnie ubogich, jak w Afryce czy w Azji, problem niskiej dzietności nie występuje. Nawet u nas na Śląsku jeszcze 100 lat temu rodzinka z kilkoma czy nawet kilkunastoma dzieciakami była standardem. Można się o tym przekonać sięgając do rodzinnych archiwów lub czytając o naszej historii. Np. takie dane znalazłem w opisie Nikiszowca w książce "Czarny Ogród" Małgorzaty Szejnert.
Rodzina naszych gospodarzy z ferii w Alpach w 2009 |
I nikt się wtedy nie zastanawiał, czy "stać go na dziecko".
Czy nie jest przypadkiem tak, że współczesny Europejczyk, w tym Polak stał się niestety zbyt wygodny, by chcieć przyjąć na siebie trud wychowania nowego pokolenia?
Myślę, że sprawy materialne, w tym ulgi podatkowe mają tu drugorzędne znaczenie.
Dobrze, że rząd przyjmuje rozwiązania, które nieco ulżą, szczególnie rodzinom wielodzietnym.
Jestem jednak pewien, że bez zmiany w naszej mentalności, w naszym myśleniu o wartości rodziny i dzieci, sytuacja demograficzna Polski nie specjalnie się poprawi.
Pozdrawiam
Ps. Siedzę sobie, pisząc powyższy tekst w salonie Renault, czekając na naprawiane auto. W poczekalni jest przygotowany stoliczek do kredkowania dla maluchów. Przed chwilą siedziała przy nim dziewczynka z chłopczykiem. Teraz pomiędzy wypolerowanymi samochodami biega 3-latek.
Oby takich dzieciaków było jak najwięcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz