Wczoraj wieczorem wybraliśmy się ze starszym synem na film, jeszcze wtedy pretendujący do Oscara: "W ciemności".
Już o tym filmie wspominałem przed miesiącem. KLIK.
Teraz, gdy obraz zobaczyłem, już wiem, że nie kanalizacja, jako taka, jest jego głównym tematem.
Przede wszystkim to film o człowieku.
O tym jak człowiek potrafi być zły, nikczemny, jak potrafi się upodlić. Jak człowiek potrafi drugiemu stworzyć piekło na ziemi. Jak potrafi wyzbyć się sumienia i ludzkich odruchów.
Jest to też film o człowieku, który pomimo przeraźliwie trudnych czasów stara się zachować swoje człowieczeństwo, jakąś podstawową przyzwoitość.
Najciekawsza jest jednak postać głównego bohatera - Sochy. Taki z niego złodziejaszek, rzezimieszek próbujący jakoś zawieruchę wojenną nie tylko przetrwać, ale jeszcze, jeśli się tylko da, wytargać z niej dla siebie jak najwięcej korzyści. Pomaganie Żydom to niebezpieczne zajęcie, ale za to może być bardzo intratne.
Tylko, myślę sobie, jeśli taka pomoc trwa aż 14 miesięcy, z codziennym narażaniem życia, to taka sytuacja musi na człowieka wpływać. Umiem sobie wyobrazić historię, która potoczyłaby się inaczej. Po prostu, gdy "ratowanym" Żydom skończyły się pieniądze, mógł ich zadenuncjować hitlerowcom lub współpracującym z nimi, oddziałom Ukraińców.
Jednak nasz bohater stopniowo, jakby odkrywał swoją wartość płynącą z pomagania drugiemu człowiekowi, będącemu w skrajnej potrzebie. A przecież nie było łatwo im pomagać. Był przez swoich "podopiecznych" posądzany o zdradę, nawet próbowali go zabić. Nie było też łatwo ze świadomością, że naraża nie tylko siebie, ale i najbliższych: żonę i córkę. Powoli jego pomaganie stało się najważniejszym sensem jego życia. Kochał rodzinę, ale nawet w dniu I Komunii córki, gdy zerwała się ulewa, musiał ruszyć z pomocą tym, których starał się ocalić.
Mina Sochy, gdy postanowił, że będzie dalej pomagał nawet, gdy skończyły się pieniądze, była dla mnie bardzo wymowna. I jeszcze w ostatniej scenie, gdy wojna się skończyła, jego wybuch prawdziwej radości, że to "jego Żydzi", ci których uratował.
Tu przestała się już liczyć wartość pieniądza. Tu była na pierwszym miejscu jego własna wartość jako człowieka. Człowieka, który ocalił innych ludzi.
Film jest trudny, okrutny w swoim wyrazie, ale warto go zobaczyć. Zobaczyć z pełną brutalną świadomością, że to nie jest fikcja literacka, a prawdziwa historia, która rozgrywała się ledwie 68 lat temu, w pokoleniu naszych rodziców i dziadków.
Pozdrawiam
Już o tym filmie wspominałem przed miesiącem. KLIK.
Teraz, gdy obraz zobaczyłem, już wiem, że nie kanalizacja, jako taka, jest jego głównym tematem.
Przede wszystkim to film o człowieku.
O tym jak człowiek potrafi być zły, nikczemny, jak potrafi się upodlić. Jak człowiek potrafi drugiemu stworzyć piekło na ziemi. Jak potrafi wyzbyć się sumienia i ludzkich odruchów.
Jest to też film o człowieku, który pomimo przeraźliwie trudnych czasów stara się zachować swoje człowieczeństwo, jakąś podstawową przyzwoitość.
Najciekawsza jest jednak postać głównego bohatera - Sochy. Taki z niego złodziejaszek, rzezimieszek próbujący jakoś zawieruchę wojenną nie tylko przetrwać, ale jeszcze, jeśli się tylko da, wytargać z niej dla siebie jak najwięcej korzyści. Pomaganie Żydom to niebezpieczne zajęcie, ale za to może być bardzo intratne.
Tylko, myślę sobie, jeśli taka pomoc trwa aż 14 miesięcy, z codziennym narażaniem życia, to taka sytuacja musi na człowieka wpływać. Umiem sobie wyobrazić historię, która potoczyłaby się inaczej. Po prostu, gdy "ratowanym" Żydom skończyły się pieniądze, mógł ich zadenuncjować hitlerowcom lub współpracującym z nimi, oddziałom Ukraińców.
Jednak nasz bohater stopniowo, jakby odkrywał swoją wartość płynącą z pomagania drugiemu człowiekowi, będącemu w skrajnej potrzebie. A przecież nie było łatwo im pomagać. Był przez swoich "podopiecznych" posądzany o zdradę, nawet próbowali go zabić. Nie było też łatwo ze świadomością, że naraża nie tylko siebie, ale i najbliższych: żonę i córkę. Powoli jego pomaganie stało się najważniejszym sensem jego życia. Kochał rodzinę, ale nawet w dniu I Komunii córki, gdy zerwała się ulewa, musiał ruszyć z pomocą tym, których starał się ocalić.
Mina Sochy, gdy postanowił, że będzie dalej pomagał nawet, gdy skończyły się pieniądze, była dla mnie bardzo wymowna. I jeszcze w ostatniej scenie, gdy wojna się skończyła, jego wybuch prawdziwej radości, że to "jego Żydzi", ci których uratował.
Tu przestała się już liczyć wartość pieniądza. Tu była na pierwszym miejscu jego własna wartość jako człowieka. Człowieka, który ocalił innych ludzi.
Film jest trudny, okrutny w swoim wyrazie, ale warto go zobaczyć. Zobaczyć z pełną brutalną świadomością, że to nie jest fikcja literacka, a prawdziwa historia, która rozgrywała się ledwie 68 lat temu, w pokoleniu naszych rodziców i dziadków.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz