Dziś rano byliśmy na 8.00 w kościele. Podczas Mszy było słychać, że na zewnątrz dzieje się jakaś zawierucha. Nawet na koniec ksiądz życzył nam byśmy za bardzo nie zmokli, bo na dworze przechodzi jakiś tajfun - jak się wyraził. I faktycznie, ludzie właściwie zatrzymali się przy wyjściu, bo z nieba lało, jak z cebra.
W tej sytuacji podjechałem moim autem najbliżej, jak się dało i zabrałem do domu rodziców i ich sąsiadkę. Na skrzyżowaniu ul. Zamenhofa i Solidarności powstało ogromne rozlewisko. Z duszą na ramieniu, jakoś przejechaliśmy w zanurzeniu ponad połowy kół (szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia, ale nie było czasu o tym myśleć).
Zdjęcie archiwalne - sprzed 2 lat |
Po odwiezieniu rodziców, i zrobieniu zakupów, trzeba było wrócić na Starą Halembę. Niestety wyjazd był już w tym momencie zablokowany. Nie wiem, czy ktoś się faktycznie z samochodem utopił na w/w skrzyżowaniu czy po prostu nie miał odwagi wjechać w jeziorko. Uznałem to za "siłę wyższą" i skręciłem (wraz z kilku innymi) pod prąd w ul. Miodową i w ten sposób wydostaliśmy się do domu.
W domu okazało się, że po burzy nie działa nam internet i telewizja. Spalił się zasilacz do modemu, który udało się od ręki na Wirku wymienić. Gorzej z drugą sprawą, bo coś się popsuło w moim amplitunerze. Chciałem mu w z związku z tym przywrócić ustawienia fabryczne, ale się do reszty zawiesił i trzeba go wysłać do serwisu.
Pozdrawiam
P.S.
Właśnie w kończącym się tygodniu, w ramach moich obowiązków zawodowych, wysłaliśmy do NFOŚiGW w Warszawie wniosek o dofinansowanie przebudowy kanalizacji deszczowej w Rudzie Śląskiej, w tym między innymi w rejonie, który dziś tak poważnie zalało.
Mam nadzieję, że pieniądze się znajdą, bo - jak widać - inwestycja jest bardzo potrzebna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz