Dziś rano dowiedziałem się, że właśnie jest Dzień Muzealników.
Czy można lepiej świętować taki moment niż w Muzeum Louvre?
Dzień Muzealników |
Po sprawnym wejściu do środka, ogrom gmachu, tysiące zwiedzających i ilość dzieł nieco mnie przytłoczyły. Dopiero po jakimś czasie zacząłem się odnajdywać, gdzie jestem i jaką metodę zwiedzania sobie przyjąć.
Generalnie - to nie jest genialne odkrycie - ile nie miałoby się czasu, całości wystawionych tu zbiorów nie da się obejrzeć.
Najważniejsze, że widziałem Mona Lisę Leonarda da Vinci.
Tłumy przed Mona Lisą |
Prawie sam na sam |
Nie sposób nawet opowiedzieć o choćby części pięknych dzieł sztuki, które dziś widziałem.
To był po prostu zawrót głowy.
Niekończące się muzeum |
Jedno nam się z Bratem zdecydowanie nie udało. Jeśli powiedzieliśmy sobie, że gdzieś chcemy dojść i już się nigdzie nie zatrzymujemy. Co chwilę znalazł się nowy obraz, wobec którego nie dało się przejść obojętnie.
Największe zaskoczenie i jednocześnie radość sprawił mi spotkany tu... Ślązak.
W pewnym momencie odwróciłem wzrok i mówię do Brata:
- Przecież to jest św. Jacek.
Św. Jacek Odrowąż |
Znam ten obraz z okładki książki o moim ulubionym świętym. Może i kiedyś czytałem, że oryginał obrazu Carracciego jest w Luwrze, ale dawno o tym zapomniałem. Cieszę się, że mogłem się nim zachwycić.
Szczerze mówiąc, trudno mi po dzisiejszych wrażeniach zebrać myśli. Pewnie będę tu jeszcze wracał do obrazów utrwalonych w pamięci i na zdjęciach w tym paryskim muzeum.
Póki co wszystkim Muzealnikom życzę wspaniałych wystawianych dzieł oraz potrafiących się nimi zachwycić zwiedzających.
Pozdrowienia z Paryża
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz