poniedziałek, 11 lutego 2019

Dzień Chorego

Dziś będą refleksje dość osobiste.


Z chorymi miałem do czynienia w swoim życiu zawsze - pewnie nie jestem w tym odosobniony.

Podobno wkrótce po urodzeniu dość poważnie chorowałem i leżałem w szpitalu, ale tego nie pamiętam.

Potem, gdy byłem w szkole podstawowej, zachorowała Mama. Kilka tygodni czy nawet miesięcy jej nie widziałem - to była moja największa trauma z dzieciństwa.

W czasach liceum i studiów wszystkie wakacje spędzałem jako opiekun z niepełnosprawnymi - w znacznym stopniu to mnie ukształtowało.

Kilka lat temu poważnie zachorowała na kręgosłup moja Żona - był smutek, niepewność, codzienne odwiedziny w szpitalu, przekonanie się, że mogę liczyć na moich synów, którzy w tym niełatwym okresie zajęli się domem. I wreszcie powolne wracanie do zdrowia z miesiącami rehabilitacji i profesjonalnym wdrażaniem diety, by kręgosłup miał mniej do dźwigania.

W zeszłym roku trzeba się było zająć Szwagierką - osobą samotną, która ostateczne swojej choroby nie przetrwała. Nie było to łatwe. Przeżywaliśmy wszystkie stadia jej niemocy: od sporadycznego zaglądania, co słychać, do opieki całodobowej w domu. Były trudne momenty decydowania, czy dzwonić po pogotowie i godziny spędzone na izbie przyjęć. Znam strach otwieranych drzwi, nie wiedząc, co za nimi zastanę. Moi synowie, gdy byliśmy w Barcelonie, ratowali Ciotkę wezwani przez sąsiadów, gdy zasłabła w łazience i zalała tych z dołu (to jej wtedy uratowało życie). Znam uczucie ulgi, gdy kolejny raz została w szpitalu i niepokój, co zrobimy, gdy wypiszą ją do domu. Była bezradność, niemoc i dojście do ściany, ale też doświadczenie pomocy dobrych ludzi: od sąsiadki, która rano podawała jej śniadanie, do profesjonalnej opieki MOPS-u (wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że jest taka instytucja) i firmy pielęgniarskiej. Już teraz wiem, jak załatwić do domu szpitalne łóżko z podnośnikami, materac antyodleżynowy i zestawy pampersów. 

Łóżko szpitalne w domu

Znam ból decydowania o wyprowadzce do DPS-u i patrzenia na powolną agonię. Wiem, że można się nie zdziwić, gdy zadzwonią ze szpitala, że właśnie umarła - niech miłosierny Bóg przyjmie ją do siebie.



Jest jeszcze jeden aspekt mojego kontaktu z chorymi. Jako nadzwyczajny szafarz, co kilka niedziel roznoszę Komunię Świętą do tych, którzy sami już do kościoła nie są w stanie dotrzeć. To wielka radość (po obu stronach), która buduje też jakąś niezwyczajną wieź pomiędzy moją skromną osobą a osobami w podeszłym wieku lub doświadczonymi chorobą. 


Dzień Chorego - to ważny dzień. Wszystkim chorym życzę, najpierw powrotu do zdrowia, ale też cierpliwości do siebie i najbliższych, dobrych ludzi wokół, wspaniałych lekarzy i - niezależnie od tego, do czego dana choroba prowadzi - wiary w Zmartwychwstanie.



Pozdrawiam





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

zdjęcia (2554) wiara (1071) podróże (894) polityka (690) Pismo Św. (675) po ślonsku (440) rodzina (400) Śląsk (389) historia (371) Kościół (343) zabytki (313) humor (294) Halemba (261) człowiek (233) książka (203) praca (203) święci (187) muzyka (184) gospodarka (169) sprawy społeczne (169) Ruda Śląska (138) Grupa Poniedziałek (111) ogród (106) filozofia (104) Jan Paweł II (103) Covid19 (89) miłosierdzie (82) muzeum (76) środowisko (76) dziennikarstwo (73) sport (73) film (66) wojna (55) biurokracja (54) Papież Franciszek (53) Szafarz (43) dom (38) varia (36) św. Jacek (31) teatr (29) makro (7)