Używam strasznie staromodnych wyrazów.
Cnota? Co to w ogóle jest?
Cnotka, cnotliwe dziewczę to chyba wyrażenia pejoratywne.
Czy dziś jeszcze ktoś pracuje nad swoimi cnotami? Czy ktoś świadomie i konsekwentnie buduje swój kręgosłup moralny? Czy stara się ćwiczyć, jak faceci (i dziewczyny) w siłowni, swoje zdolności etyczne? A może doszliśmy już do wniosku, że nie warto, nie opłaca się, albo po prostu nad swoimi żądzami nie da się zapanować, więc nie będziemy się w ogóle starać?
Posłuszeństwo?
Dziś nawet już nie uważa się, by dzieci miały być posłuszne rodzicom czy nauczycielom. Przecież to je ogranicza, krępuje, nie pozwala się rozwinąć.
Tym bardziej dorosły. Czy w czasach swobód obywatelskich, demokracji i liberalizmu człowiek winien jest komukolwiek posłuszeństwo?
Takie refleksje mnie naszły dwa dni po wspomnieniu św. Franciszka, bo śmiałem się sam z siebie trzy miesiące temu w Asyżu, że, gdzie, jak gdzie, ale tu, muszę ćwiczyć się w cnocie posłuszeństwa i zgodnie z zakazami nie robiłem zdjęć we wnętrzach Bazyliki św. Franciszka z freskami Giotta, jego grobem i innymi wspaniałościami.
Bazylika św. Franciszka - zdjęcie tylko z zewnątrz |
Przecież to właśnie św. Franciszek uczył, że posłuszeństwo obok ubóstwa i czystości jest filarem sposobu życia, który zaproponował.
Myślę, że nie jest tak źle. Dziś ludzie również rozwijają i pracują nad swoimi cnotami (w tym niektórzy nad cnotą posłuszeństwa) nawet, jeśli tak tego nie nazywają.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz