środa, 2 września 2015

Szkolna prohibicja

Gdy chodziłem do szkoły ponad 30 lat temu, chłopaki w haźlu (tak się u nas mówiło na ubikację) palili papierosy.

Moja podstawówka


Dziś po genialnym pomyśle naszych władz, pod hasłem:

"Zadbałam o to, żebyście nie były grubaskami"

już widzę, jak na przerwie w haźlu mały Janek wcina snickersa, którego kupił po drodze do szkoły. Ponieważ trochę go szybkie jedzenie batonika zaklajstrowało, Krzysiek poratował go flaszką ... coca-coli, którą przemycił w worku na tenisówki. Jak dobrze, że szkolny ochroniarz przy wejściu go nie nakrył.


A dlaczego Małgosia płacze przez pół lekcji? Wyrodna matka zapakowała jej do szkoły drożdżówkę. Całe szczęście pani z biologii, która jest jednocześnie szkolnym dietetykiem, w porę zauważyła, co się dzieje i kazała wyrzucić do śmieci, bo to przecież "śmieciowe jedzenie". Trudno, trzeba będzie zawiadomić pomoc społeczną. Przyjrzą się, czym mama żywi Małgosię w domu. Ostatecznie może Dom Dziecka nie da dziewczynce tego co rodzice, ale ona jeszcze podziękuje za parę lat, że ma figurę modelki.




Podobno chłopaki z szóstej na dużej przerwie w krzakach na boisku sprzedają chipsy.



Pozdrawiam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety

zdjęcia (2554) wiara (1071) podróże (894) polityka (690) Pismo Św. (675) po ślonsku (440) rodzina (400) Śląsk (389) historia (371) Kościół (343) zabytki (313) humor (294) Halemba (261) człowiek (233) książka (203) praca (203) święci (187) muzyka (184) gospodarka (169) sprawy społeczne (169) Ruda Śląska (138) Grupa Poniedziałek (111) ogród (106) filozofia (104) Jan Paweł II (103) Covid19 (89) miłosierdzie (82) muzeum (76) środowisko (76) dziennikarstwo (73) sport (73) film (66) wojna (55) biurokracja (54) Papież Franciszek (53) Szafarz (43) dom (38) varia (36) św. Jacek (31) teatr (29) makro (7)