Pewnie i mnie samemu też się to zdarza, ale dochodzę do wniosku, że przeproszenie warunkowe, nie jest przeproszeniem, a tylko jego udawaniem.
U dziecka jest to dość zwyczajne:
- Co zrobiłeś? Natychmiast przeproś braciszka, że walnąłeś go w głowę!
I obrażony brat, przez zaciśnięte zęby mówi:
- Przepraszam.
A ze szparek oczu ciągle zionie gniew.
U dorosłych, dojrzałych ludzi już tak być nie powinno. Owszem i tu czasem jest tak, że przeproszenie wymusi na przykład sąd i wtedy jest ono najczęściej oficjalnym oświadczeniem, które z rzeczywistym żalem nie ma wiele wspólnego.
Zastanawiam się jednak, co ma wspólnego z przeproszeniem stwierdzenie:
- Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się urażony
Innymi słowy, ja nie zrobiłem nic złego. Masz z moją wypowiedzią problem.
Czyli znowu to "jeśli".
By prawdziwie kogoś przeprosić, trzeba najpierw przeanalizować swoje zachowanie. Swoje - nie słuchaczy. Następnie zobaczyć swój błąd, swoją niestosowność, złe słowo, swój grzech (jeśli patrzeć przez pryzmat wiary).
I dopiero wtedy można w prawdzie powiedzieć:
- Przepraszam
Pokoju życzę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz