Po spotkaniach służbowych w Toruniu, przed dalszą jazdą, usiadłem w restauracyjce, by zjeść obiad. Miejsce było bardzo sympatyczne - zaraz u stóp Mikołaja Kopernika.
W Toruniu na Rynku |
Gdy czkałem na zamówione danie, podeszła do mnie Starsza Kobieta i poprosiła, czy nie mógłbym jej poratować jakąś kwotą.
Nie mam w zwyczaju dawać ludziom gotówki, więc grzecznie odmówiłem ale też zaraz dodałem, że mogę jej postawić obiad. Chwila wahania i jednak Pani się zgodziła. Dosiadła się do mojego stolika. Szczerze mówiąc, nie miałem wielkiej ochoty siedzieć z Żebraczką w restauracji, ale co było robić.
Pani, dla rozluźnienia atmosfery, zaczęła:
- Opowiem Panu dowcip.
Dowcip znałem, ale to był dopiero początek. Pani okazała się przemiłą osobą.
Całe życie pracowała na uczelni. Nie, nie pełniła tam funkcji pomocniczych. Osoba, która dziś jest zmuszona prosić na ulicy ludzi o wsparcie, była Nauczycielem Akademickim.
Dziś ma 70 lat i jest na emeryturze. Co miesiąc dostaje 1100 zł. Żyje samotnie. Ma małe mieszkanko - nawet nie drogie. Z tym, że ogrzewanie jest tam na prąd - z piecem akumulacyjnym. Zimą załącza piec o 12 w nocy, a potem nastawia budzik na 3.00, by go wyłączyć - w tych godzinach jest najtańsza taryfa. Szybko dodała, że ostatnia zima była dość łagodna, więc nie było tak źle.
Była w MOPS-ie, ale jej powiedzieli, że pomoc należy się dla tych, co mają poniżej 600 zł na osobę. Ks. Proboszcz stwierdził, że musi pomagać biednym rodzinom, a ona jest sama, to niech sobie sama radzi.
Nie, nie poddaje się. Dorabia w agencji reklamowej. Od każdego przedsiębiorcy, którego uda jej się namówić na zamieszczenie płatnej reklamy w kalendarzu, dostaje 10% od wartości zlecenia. Raz udało się jej zarobić nawet 50 zł.
Pomimo trudnej sytuacji, Pani Jola tryska humorem. Choć całe życie na Uczelni niewiele zarabiała - stąd ta niska dziś emerytura, ma ogromną satysfakcję, że wypuściła w świat rzesze studentów, którzy do dziś, jak tylko jest okazja się spotkać, zawsze są dla niej bardzo mili. Wielu z nich zajmuje dziś prestiżowe stanowiska.
Gadaliśmy chyba z godzinę i muszę powiedzieć, że dawno nie jadłem obiadu w tak zacnym towarzystwie.
Tak się tylko zastanawiam, kim my jesteśmy? Co to za naród, który każe swojej elicie na starość żebrać na rynku miasta?
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz