Jak to powiedział ks. Tomek:
Z 52 tygodni w roku, my musieliśmy sobie wybrać akurat jeden z trzech najgorszych. W całej reszcie, ładna pogoda w Ziemi Świętej jest gwarantowana.
No i faktycznie. Zaraz rano w pierwszym dniu po przyjeździe było zimno i strasznie lało. Zanim z hotelu doszliśmy do Bazyliki Narodzenia w Betlejem, mimo nieprzemakalnej kurtki, spodnie miałem kompletnie przemoczone.
Poranne Betlejem w ulewie |
Całe szczęście w Grocie Narodzenia, gdzie mieliśmy Mszę Św. jest dość ciepło i zdążyłem wyschnąć, bo sytuacja groziła przeziębieniem.
Ks. Tomek podpowiedział nam jednak, że mamy się modlić do św. Eulalii, która może nam wyprosić dobrą pogodę.
No to Grupa Poniedziałek w trybie doraźnym obrała sobie św. Eulalię za patronkę i gorliwie modliła się o słońce.
I trzeba powiedzieć, że Święta stanęła na wysokości zadania. Może nie było upałów, ale więcej już nam deszcz nie przeszkodził. Właściwie to mało powiedziane, bo w kluczowym momencie doświadczyliśmy cudu.
A było tak:
W piątek mieliśmy w planach zwiedzanie Petry. Jednak prognozy nie były zachęcające. I choć nie były optymistyczne przez cały nasz pobyt w Izraelu i Jordanii, w czwartek wieczorem ks. Tomek zdecydował, przy lekkim oporze lokalnego przewodnika, że zamienimy dni i zamiast do Petry, pojedziemy na pustynię Wadi Rum. Ruszyliśmy busem w deszczu i śniegu i brnęliśmy na południe ponad 100 km, aż w końcu gdzieś między chmurami zaczęło się przebijać słońce. W ten sposób mieliśmy bardzo udany dzień w tym niesamowitym miejscu, w asyście zapierających dech w piersiach widoków i gier światłocieni.
Na pustyni Wadi Rum |
Po powrocie do hotelu, okazało się, że z powodu ulewnych deszczy Petra była w tym dniu zamknięta z uwagi na bezpieczeństwo turystów!
Zaś nazajutrz, gdy my - omodleni przez św. Eulalię - znaleźliśmy się w Petrze, pogoda kształtowała się w sposób następujący:
Pod Skarbcem w Petrze |
I choć w tym samym dniu, jadąc na północ do Ammanu spotkaliśmy jeszcze śnieg, w Petrze towarzyszyła nam wyśmienita, słoneczna pogoda z błękitnym niebem.
Te dwa dni, to było najbardziej spektakularne działanie św. Eulalii.
Były też pomniejsze chwile, gdy nagle, choć na chwilę - jak sądzę - specjalnie dla mnie, rozwiewały się szare chmury, bym mógł zrobić ciekawsze zdjęcie. Tak było na przykład w momencie, gdy znaleźliśmy się na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. To przecież ważne, by w złotej kopule mogło odbijać się słońce.
Meczet Skały |
I tak chodziła z nami ta Eulalia podczas całej wyprawy, a mnie chodziła po głowie: skąd ja tę Eulalię znam.
W końcu mi się przypomniało! Przecież to główna patronka Barcelony, gdzie byliśmy z Elą 2 lata temu. Jej grób w tamtejszej Katedrze znajduje się w dolnej kaplicy:
Grobowiec św. Eulalii w Katedrze w Barcelonie |
Dziś, 12 lutego przypada jej wspomnienie.
Św. Eulalio nasza patronko - módl się za nami.
I tak po prostu - dziękujemy!
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz