Jak twierdzi sama Autorka, to powieść dla Kobiet.
Aleksandra Mazur - Aszerat |
Czy ja wiem? W jakimś stopniu pewnie tak, ale ja przeczytałem i chyba mojej męskości nie zaszkodziła. :)
Nie chcę opisywać treści, bo może ktoś chciałby przeczytać samemu - zachęcam!
Generalnie świetnie przedstawiono perypetie głównej bohaterki. Wartka narracja, zwroty akcji, a do tego wyraźnie zarysowana postać kobiety, z jej emocjami, uczuciami i niepewnością podejmowanych decyzji (to pewnie te cechy, które adresują książkę bardziej do Kobiet). Z drugiej strony Autorka pozwoliła też zajrzeć do psychiki czy duszy Aszerat - to dodatkowo bohaterkę ukazało w kolejnych wymiarach jej osobowości.
Co mi w książce doskwierało?
Pomimo tytanicznego wysiłku Autorki, nie udało się w pewnych epizodach do końca przenieść w czasy starożytnej Jerozolimy, Rzymu czy innych miejsc. Z jednej strony zgadza się geografia, historia i osoby wtedy żyjące. Z wielką dokładnością oddano fragmenty zaczerpnięte z Biblii - to duży plus. Z drugiej strony zabrakło pełniejszego odniesienia do kultury czy religijności tamtych czasów, w szczególnie fascynującej kultury i religii judaistycznej. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale jako przykład mogę podać partnerskie kontakty Józefa z Arymatei i Zuzanny:
- Czekam tu na ciebie i czekam - Józef powitał Zuzannę na progu. - Chciałem pokazać ci mój prezent. A ciebie jak nie ma, tak nie ma...
- Dzień dobry, Józefie. Ja też się cieszę, że cię widzę.
W praktyce, nawet dziś, a co dopiero 2 tys. lat temu, u pobożnego Żyda, członka Sanhedrynu, takie zachowanie nie mieściłoby mu się w głowie. Nie tak dawno sam bylem świadkiem w samolocie, gdy ortodoksyjny Żyd szukał zamiany miejsca, bo jego religia nie pozwalała mu siedzieć obok kobiety.
Jednak powyższe to tylko nieistotne drobiazgi.
To co jest wartością lektury, to z jednej strony czysty przekaz treści biblijnych - bez zniekształcania i poprawiania Ewangelistów czy innych Autorów Ksiąg Nowego Testamentu, a jednocześnie dodanie głębokich i, do mnie przynajmniej bardzo przemawiających, wątków osób drugiego planu. Podobała mi się niestandardowa koncepcja ukazania postaci Judasza. Tajemniczy Seosamh przewijający się gdzieś tam w tle głównej bohaterki robi dobrą robotę, nie tylko dodając dramatyzmu opisywanej historii, ale podnosząc ją na wyższy poziom tajników wiary.
Najbardziej jednak w 500 stronicowej książce, zachwycił mnie jej finał. Znów, nie chcąc zdradzać potencjalnemu Czytelnikowi treści, pozwolę sobie jedynie zacytować fragment, który w moim odbiorze, jest genialnym streszczeniem zbawienia:
A to jest proste. Masz dwoje dzieci. Anastazja. Westalka. Nie zna prawdy o sobie, nie zna prawdy o Jedynym Bogu. Może kiedyś pozna, może nie. Aaron. Wychowany w rodzinie chrześcijańskiej. W obliczu niebezpieczeństwa wyparł się Boga. Które z nich zasługuje na życie, a które na potępienie? Które postępuje dobrze, a które robi źle, które nagrodzić, które ukarać? Gdybyś miała zdecydować, które nie jest godne życia wiecznego?
- Wolałabym sama umrzeć, niż decydować. Wolałabym oddać swoje życie, zamiast osądzać i skazywać któregokolwiek z nich...
- I to jest odpowiedź na pytanie: dlaczego Jezus...?
Olu*, za tych kilka powyższych zdań, DZIĘKUJĘ.
Pozdrawiam
* Z Autorką chodziłem do jednej klasy w Liceum
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz