Te 25 lat z hakiem, gdy Polska była wolnym, demokratycznym państwem będę do końca życia bardzo dobrze wspominał.
Tak, nie było idealnie. Popełniono mnóstwo błędów (część z nich właśnie teraz się ujawnia), ale to był fascynujący okres mojego życia.
Z wielkim szacunkiem będę zawsze podchodził do Ojców wolnej Polski z Lechem Wałęsą na czele. Przede wszystkim za to, że mieli odwagę najpierw walczyć z totalitaryzmem i to w sposób pokojowy, a potem, gdy w końcu komunizm upadł, potrafili na ruinach tego co zostało, budować nowoczesne demokratyczne państwo.
Cieszę się, że mogłem żyć w czasach, gdy to Polska była motorem zmian w tej części Europy. Czy jeszcze pamiętamy, że to nasze polskie ideały i nasze przemiany polityczne były inspiracją do absolutnie kluczowych przeobrażeń w znacznej części Europy? Czy jeszcze pamiętamy, że najpierw była Solidarność, a dopiero potem zburzenie Muru Berlińskiego? Nigdy w historii nie stało się to, co przydarzyło się nam: bez jednego strzału z karabinu, zmienili nam się wszyscy sąsiedzi: po NRD, Czechosłowacji i Związku Radzieckim dziś nie pozostał żaden ślad.
Miałem wielką przyjemność oglądać, gdy okupacyjne wojska radzieckie (rosyjskie?) opuszczały terytorium Rzeczpospolitej. Mogliśmy w końcu sami decydować, że chcemy współtworzyć sojusz wojsk NATO.
Niesamowity był też czas aspirowania do Unii Europejskiej. Z jednej strony przemodelowaliśmy właściwie całość polskiego prawodawstwa, by było ono zsynchronizowane z dyrektywami ówczesnej "Piętnastki". Z drugiej strony otworzyła się wtedy bezprecedensowa możliwość pozyskiwania funduszy inwestycyjnych, która sprawiła, że po latach zastoju, nasz kraj stał się jednym wielkim placem budowy.
W końcu, gdy 1 maja 2004 roku staliśmy się jednym z krajów UE byłem naprawdę z nas dumny. Od tego dnia w sposób szczególny czuję się w pełni Europejczykiem tak samo, jak Włoch, Hiszpan, Francuz czy Niemiec.
Potem nastała względna normalność: jak miliony Polaków chodziłem codziennie do pracy, płaciłem niemałe podatki, cieszyłem się naszymi sukcesami i złościłem porażkami. Cyklicznie chodziłem na wybory, by mieć swoich reprezentantów w Mieście, w Samorządzie Wojewódzkim, w Sejmie i Senacie, w Parlamencie Europejskim oraz próbowałem wybierać "swojego" Prezydenta.
A dziś? Wiele wskazuje na to, że czas wolnej Polski przechodzi do historii.
Demokratyczne instytucje stały się groteską. Konstytucja jest wielokrotnie łamana przez tych, którzy przysięgali jej wierność. Publiczna telewizja (i nie tylko ona) stała się tubą propagandową władzy z poziomem obrzydliwości, której nie powstydziłby się sławny Rzecznik Rządu z czasów Stanu Wojennego. Podzieliliśmy się na dwa plemiona, które są gotowe skoczyć sobie wzajemnie do gardeł. Pojęcie "dobra publicznego" przestało istnieć - liczy się jedynie interes partii, który definiuje tylko i wyłącznie jej przywódca. Na arenie międzynarodowej, w szczególności w Europie, staliśmy się dla wszystkich problemem (pewnie jedynie na Kremlu zacierają z radości dłonie).
Obym się mylił, ale na serio się obawiam, że staczamy się w stronę dyktatury.
Nie wiem, co będzie dalej. Jednak te 25 lat z hakiem, gdy Polska była wolnym, demokratycznym państwem będę do końca życia bardzo dobrze wspominał - tego mi nikt nie zabierze.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz