Strony

czwartek, 30 maja 2013

Boże Ciało - deszcz łaski

W tym roku uroczystość Bożego Ciała na Halembie miała szczególną aurę.

Zdjęcie sprzed kilku lat ze Starej Halemby

Deszcz zaczął padać właściwie zaraz na początku Mszy Świętej, którą w tym dniu księża co roku odprawiają na osiedlu pomiędzy blokami. Tak więc cała Eucharystia odbyła się pod parasolami. Najtrudniejszy był moment komunikowania, by każdy chętny mógł Pana Jezusa przyjąć, a jednocześnie trzeba było uważać na deszcz, by woda nie zalała hostii.

Po Mszy, pod parasolami wyruszyliśmy w procesji. 

Ulewa nie ustępowała, a gdy byliśmy już przy czwartym ołtarzu, wydawało się, że jeszcze się wzmogła. Przemoczeni, ale radośni, że i w trudnych warunkach mogliśmy towarzyszyć Chrystusowi w Eucharystii, weszliśmy wreszcie do kościoła, gdzie zabrzmiało "Te Deum laudamus".

Oby dzisiejsza ulewa w obecności Boga była symbolem "deszczu łaski od Pana". W takim deszczu mogę przemoknąć do suchej nitki.

Pozdrawiam

P.S. Na Starej Halembie na koniec uroczystości widoczny na zdjęciu ks. Proboszcz podsumował, że pomimo deszczu, opalaliśmy się dzisiaj w blasku Boga (tak mi dopowiedziała rodzinka).

środa, 29 maja 2013

Konto dla syna - sędziego

W ostatnią niedzielę Łukasz miał swój debiut. Pierwszy raz sędziował mecz football'u amerykańskiego. Niestety nie mogłem z nim pojechać, gdyż miałem w tym czasie inne zajęcia. :)

Podobno go widać na poniższym zdjęciu:


Wrócił zadowolony, pewnie też dlatego, że główny sędzia go chwalił.

Ponieważ za takie sędziowanie dostaje się jakieś, choćby tylko symboliczne, ale zawsze pieniądze, trzeba było pomyśleć o otwarciu Łukaszowi konta w banku.

W końcu dziś umówiliśmy się, by ten pomysł zrealizować. Po pracy i szkole spotkaliśmy się pod bankiem, gdzie mamy z żoną konto i razem weszliśmy do środka. Przyjął nas miły Pan i choć mój pierworodny jest jeszcze niepełnoletni, udało nam się otworzyć konto "młodzieżowe". Dodatkowo za kilka dni powinna do Łukasza przyjść pocztą karta płatnicza.

Szybko nam ten syn wydoroślał - myślałem sobie siedząc w banku, gdy załatwialiśmy formalności. Szczególnie zafrapował mnie fakt, że obsługujący nas, a właściwie Łukasza pracownik banku, zwracał się do niego "per Pan", a Łukasz bez zmrużenia oka stawiał parafki, składał bankowy wzór podpisu i osobiście podpisywał umowę. Ja tam byłem potrzebny tylko jako przystawka w formie "opiekuna prawnego" osoby chwilowo jeszcze niepełnoletniej.

Hmmmm...

Pozdrawiam

wtorek, 28 maja 2013

Zespół synodalny

Co prawda nie byłem w ostatnią niedzielę w naszym parafialnym kościele z racji Piekar, lecz przeczytałem w internecie w ogłoszeniach parafialnych, że mamy w poniedziałek po wieczornej Mszy Św. spotkać się z Proboszczem.

Po powrocie z pracy szybko więc zjadłem obiad - fast food (?) i pojechałem do kościoła. Całe szczęście udało mi się zdążyć na Eucharystię. Po niej spotkaliśmy się w grupie kilkunastu osób z Farorzem.

Dowiedzieliśmy się, że zgodnie z zarządzeniami z diecezji, obecnie tworzymy parafialny zespół synodalny. Wspominałem kilka miesięcy temu, że ma u nas miejsce Synod Kościoła katowickiego.


Trochę Proboszcz poopowiadał o Synodzie, ale też o bieżących sprawach parafii. Była też okazja do podyskutowania o kilku kwestiach związanych z życiem halembskiego Kościoła. Siedziałem w ostatnim rzędzie, dość oszczędnie zabierałem głos, ale mimo miejscami dość ożywionej wymiany zdań, w duchu dziękowałem Bogu, że my ciągle mamy takie właśnie problemy, jakie poruszaliśmy. To oznacza, że nasz lokalny parafialny Kościół żyje.

Na koniec dostaliśmy od Proboszcza pytania, na które trzeba odpowiedzieć w ramach prac synodalnych. I tu zaczynają się schody. Bo jak odpowiedzieć w kilku słowach już na pierwsze z nich:

Czym jest dla Was Kościół?

Pozdrawiam

niedziela, 26 maja 2013

Piekary 2013

Podobnie, jak rok temu i wiele razy wcześniej, dziś też byłem w Piekarach. Byłem tam ja i około 100 tys. facetów ze Śląska i nie tylko, choć głównie ze Śląska. Tak już mamy, to jest w naszej tradycji, że w ostatnią niedzielę maja pielgrzymujemy pieszo, na rowerach lub autem (jak ja) do Matki Boskiej Piekarskiej. Dziś być może w szczególny sposób uświadamialiśmy sobie, że Maryja jest naszą Matką - w Dzień Matki.



Podobnie też, jak rok temu, przeżywałem dzisiejszą uroczystość w charakterze Szafarza. Wraz z innymi Szafarzami, Diakonami i Księżmi wykomunikowaliśmy dziesiątki tysięcy mężczyzn na kalwaryjskim wzgórzu. Oby Bóg każdemu z tych ludzi, którzy przyjęli Jego Syna w Eucharystii udzielił obfitych darów Ducha Świętego - wszak dziś też Uroczystość Trójcy Przenajświętszej.

Tak się złożyło, że dziś całą Mszę Świętą stałem w szpalerze Szafarzy i Diakonów bezpośrednio w pierwszym rzędzie przed ołtarzem. Nie mogłem więc nawet na chwilę gdzieś usiąść i nogi oraz kręgosłup dawały znaki, że istnieją.

Z drugiej strony mogłem z bliska obserwować wszystko co działo się w okolicach ołtarza. Zaraz obok siedzieli oficjele z Panem Prezydentem na czele oraz Panem Buzkiem (byłym premierem oraz byłym przewodniczącym parlamentu europejskiego). Był wojewoda, szef Solidarności, prezydenci miast i wielu innych. Zostawiając politykę obok, dobrze z nimi wszystkimi: i wielkimi tego świata, ale też z każdym najzwyczajniejszym człowiekiem, który przybył do Piekar, po prostu wspólnie się pomodlić.

Dziękuję Bogu za słowa naszego arcybiskupa Skworca, ale też za kazanie Prymasa Czech, który przypomniał o historycznych i kulturowych powiązaniach Śląska z Czechami oraz podziękował Polsce za obalenie komunizmu w bloku państw socjalistycznych. Wyraził też wdzięczność za 200 księży z Polski, w tym wielu ze Śląska, którzy po odzyskaniu niepodległości wsparli duszpasterstwo w Czechach.

Choć dzisiejszy dzień kosztował mnie sporo wysiłku, cieszę się, że mogłem tam być.

Pozdrawiam

sobota, 25 maja 2013

Wiara Franciszka

Zdjęcie z internetu

Przeczytałem przed chwilą słowa Papieża Franciszka, które zapisał, zanim jeszcze został księdzem, przed święceniami:

"Chcę zawsze wierzyć w Boga Ojca, który kocha mnie jak syna, i w Jezusa, Pana, który napełnił mnie swym Duchem w moim życiu, aby sprawić, żebym się uśmiechał, i w ten sposób doprowadzić mnie do wiecznego królestwa życia. 
Wierzę w moją historię przenikniętą kochającym spojrzeniem Boga, który w pewien dzień, 21 września, wyszedł mi na spotkanie i zaprosił, bym poszedł za Nim. 
Wierzę w moje cierpienie, bezowocne z powodu egoizmu, w którym się ukrywam. Wierzę w nędzę mojej duszy, która chce pochłaniać bez dawania… bez dawania. 
Wierzę, że inni ludzie są dobrzy i że mam ich kochać bez lęku, i nigdy nie zdradzać po to, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. 
Wierzę w życie duchowe. Wierzę, że chcę bardzo kochać. 
Wierzę w codzienne umieranie, jego wewnętrzny ogień, przed którym uciekam, a które uśmiecha się do mnie i zaprasza, bym je przyjął. 
Wierzę w cierpliwość Boga, życzliwą, dobrą jak noc w pełni lata. 
Wierzę, że mój tata jest w niebie razem z Panem. Wierzę, że ksiądz Duarte (od niego rozpoczęła się droga powołania Bergoglio - przyp.red.) też tam jest i wstawia się za moim kapłaństwem. 
Wierzę w Maryję, moją matkę, która mnie kocha i nigdy nie zostawi samego. 
I mam nadzieję, że będę codziennie przeżywał zadziwienie obecną w moim życiu miłością i mocą, zdradą i grzechem; one towarzyszą mi stale, aż do ostatecznego spotkania z tym cudownym obliczem, które nie wiem, jak wygląda, i którego nieustannie unikam, ale które chcę poznać i kochać. Amen".


Dobrze jest wiedzieć, w co się wierzy. Dobrze jest dzielić się swoją wiarą.

Pozdrawiam

czwartek, 23 maja 2013

Gumball 3000

Nie do końca wiem o co chodzi, ale dziś koło południa spotkałem kilka dziwnych samochodów, które jechały S7 w stronę Krakowa, gdy dojeżdżałem do Kielc.

 Moja wyścigówa na pit-stopie w czasie pamiętnego rajdu na Chorwacji :)

Godzinkę temu wracając do domu, na A4, tym razem jechaliśmy w tym samym kierunku. Jedna rajdówa nawet mnie wyprzedziła - uprzejmie ją przepuściłem, a co!

Na wiaduktach, poboczach, zjazdach i gdzie bądź tłumy gapiów. To sam też się poczułem jak rajdowiec. Tyle, że ja dziś zamiast 3000 mil zrobiłem 333 km.

Pozdrawiam

środa, 22 maja 2013

Koniec budowy

Kilka tygodni temu dostaliśmy z koleżanką z pracy zaproszenie na uroczyste zakończenie inwestycji budowy kanalizacji, którą przez prawie 2 lata nadzorowałem.


No i dziś pojechaliśmy do gminy, tym razem nie w roboczych butach, kasku i odblaskowej kamizelce, a w garniturze i pod krawatem. Ponieważ inwestycja była dość duża, a patrząc z punktu widzenia nie aż tak wielkiej gminy, nawet bardzo duża, na uroczystość zaproszono sporo oficjeli: z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, z Urzędu Marszałkowskiego, z powiatu, radni, sołtysi, wykonawca prac, wodociągi, itp.

Przywitał nas wszystkich Wójt, który miał kilkunastominutową prezentację o projekcie, w ramach którego wybudowano prawie 60 km kanalizacji za kilkadziesiąt mln złotych. Inwestycja była realizowana w znacznym stopniu z pieniędzy z funduszy europejskich. Dzięki niej ok. 95% mieszkańców gminy korzysta obecnie z dobrodziejstwa kanalizacji zbiorczej bez konieczności użytkowania szamb, które wcześniej i tak były nieszczelne i ścieki zanieczyszczały grunt oraz strumyczki i rzeki.

Podczas prezentacji Wójt dziękował poszczególnym instytucjom i osobom, które do realizacji zadania się przyczyniły i muszę powiedzieć, że było mi bardzo miło, gdyż moja skromna osoba też była wymieniona z imienia i nazwiska, a nie tylko jako nazwa naszej firmy.

My ze swej strony również podziękowaliśmy Wójtowi i Pani, która zawsze była dobrym duchem tej inwestycji, wręczyliśmy im kwiaty oraz "wazonik" (butelka dobrego, mam nadzieję, wina).

Muszę powiedzieć, że w tej gminie jest jakoś inaczej niż w większości dzisiejszych samorządów. Wójt trzyma wszystko twardą ręką, ale dba o swoich, jak mało kto. Tam nie boją się podejmować decyzji, a przepisy prawne nie paraliżują poczynań gminnych władz. Inwestycje (bardzo liczne, bo to nie tylko kanalizacja) realizuje się nie po to, by się nimi chwalić, ale żeby służyły mieszkańcom. Znam dziesiątki miejsc, gdzie też budowano kanalizację, ale nikt nie pomyślał o tym, by każdy mieszkaniec, nawet najbiedniejszy, mógł się do niej podłączyć. Tu było to oczywiste i gmina sama zadbała o to, by nie tylko kanalizacja była ułożona, ale faktycznie ludzie od zaraz mogli z niej korzystać.

Bywają jeszcze takie władze samorządowe i tacy urzędnicy, którzy nie tyle sprawują władzę, co pełnią służbę, służbę dla swoich mieszkańców.

Oby było takich przykładów jak najwięcej.

Pozdrawiam

wtorek, 21 maja 2013

Hebama

Właśnie wróciłem ze spektaklu teatralnego pt. HEBAMA, który przedstawił Teatr Naumiony z Ornontowic.








Po ślonsku, zabawne, świetnie zagrane, a na dodatek z głęboką myślą i hołdem oddanym konkretnej osobie - położnej, która przez kilkadziesiąt lat przyjmowała na świat kolejne pokolenia ludzi z Ornontowic i okolicy.

REWELACJA! Polecam!








Pozdrawiam

Dalij na kole

Dalij, szybcij i z wygodniejszym zicym na kole ...


... na nowym kole.

Ale byda rajzowoł. No i żebych sie zaś niy wywaloł, jak łostatnio, bo szkoda ... koła.


Łostońcie z Bogiym!


sobota, 18 maja 2013

Nowy biskup wrocławski

Dzieją się wokół rzeczy trochę związane z moimi wcześniejszymi zapiskami na blogu.

Bp Józef Kupny właśnie został mianowany metropolitą prastarego biskupstwa we Wrocławiu. To ten sam człowiek, z którym spotykaliśmy się u nas na Halembie w listopadzie:

Bp Kupny z halembskim proboszczem

To ciekawe, bo zanim powstała diecezja katowicka, nasze tereny przez setki lat należały do diecezji wrocławskiej. Interesujący jest też fakt, że wielu biskupów w Polsce pochodzi lub pochodziło z Górnego Śląska (np. obecnie: biskup opolski i gliwicki - co oczywiste, biskup legnicki, biskup płocki, biskup warszawski, a wcześniej: biskup tarnowski, biskup białostocki, koszalińsko-kołobrzeski i wielu innych). Trzeba tu jeszcze obowiązkowo wspomnieć o Prymasie Auguście Hlondzie, który najpierw był pierwszym ordynariuszem katowickim, a urodził się w Brzęczkowicach - dziś dzielnica Mysłowic.

Ponieważ nominacja dla biskupa Józefa ma miejsce w Wigilię Zesłania Ducha Świętego, można być pewnym, że darów Trzeciej Osoby Boskiej, potrzebnych do sprawowania nowych obowiązków, mu nie zabraknie, czego mu szczerze życzę.

Pozdrawiam

P.S. Ciekawe kto zostanie nowym biskupem pomocniczym w Katowicach?

czwartek, 16 maja 2013

Na kole

Ludzie złoci! Jak jo wczoraj wyrżnoł na kole.

Po zimie przyszoł czas na rozruszanie starych kości. Jak łońskego roku, zaczon żech zaś pyndalować po lesie. 

Staro fotografio, jak jeszcze chopcy zy mnom rajzowali :)

Wrocom sie wczoraj już do dom i w miejscu, kaj pod liniom ze sztromym niydowno zrobiyli nowo wycinka, leżało na ziymi trocha patykow. Ale dyć to normalno rzecz, jak sie rajzuje po lesie to roztomaite kijoki bele kaj sie poniywiyrajom. Nawet niy wiym, jak to sie stało, ino nogle shaltowało mi na blank przednie kołko i zanim żech cokolwiyk pomyśloł, wykiprowało mie bez kerownica na zol. Tyla ino że żech zdonrzoł wycingnoć rynce, bo inaczyj gichnoł bych prosto na pysk. A musicie wiedzieć, że tera w niydziela ida do krzesnioka na komunijo, to ze starganom gymbom bych piyknie wyglondoł.

Jakoś żech sie pozbiyroł, przinajmij do pozycji siedzoncyj i kombinuja: rynce całe, nogi całe, z gowy krew sie niy leje -  może niy je tak nojgorzyj. Pomacołch sie czy mom wszysko na swoim miejscu, ale ino rynce'ch sie zmarasioł i nawet ich niy połobdziyroł. Dobrze, że boło tam doś miynko, boch sie ani za fest niy potrzaskoł.

No to trza boło jeszcze zrobić szybki przeglond koła. Keta mi niy sleciała i w ogóle zadek boł w porzondku. Trocha gorzyj wyglondol przodek. Szprycha sie wygła w jedna strona, a drot łod szuzblecha w drugo - pewnikiym w tym miejscu wloz tyn pieroński kijok. Niy szło tyż dali jechać, bo szuzblech tar po łoponie. Całe szczynście niy boło pany. Szuzblech żech naciong trocha rynkom i nogom wyklepoł i po leku dokuloł żech sie szczynśliwie do dom. Dziynki Ci Pon Bóczku żech sie niczego niy ajchnoł.


Łostatni roz bez kerownica żech przelecioł za bajtla, zaroz po tym jak żech sie na kole nauczoł jeździć. Znaczy sie już żech umioł jechać prosto, ale jeszcze mi niy wychodzioły skrynty i haltowanie. Jak żech wtedy piznoł w murek z piaskownicy, to koło łostało na placu, a jo furgoł do piosku. Ja, wczoraj mi sie to spomniało.


Ale co tam, dzisiej tyż żech juzaś zrobioł ponad 10 kilosow i wszysko je w porzondku. A jeszcze sie zastanowiom, czy sie nowego koła niy kupić, bo te moje to już je haszpel.

Łostońcie z Bogiym! 

środa, 15 maja 2013

Europejski Kongres Gospodarczy c.d.

Może jednak uda mi się sklecić dwa zdania o samym Kongresie.


Pierwszy raz w tym wydarzeniu uczestniczyłem. W sumie przez 3 dni w różnych punktach Katowic odbyło się ponad 100 różnych sesji tematycznych. Osobiście wsłuchiwałem się w dyskusje na dwóch panelach. Wczoraj w Gmachu Sejmu Śląskiego brałem udział w spotkaniu wodociągowców, a dzisiaj w Hotelu Angelo w tematach gazownictwa.

Szczególnie sesja dotycząca gospodarki wodnej była dla mnie bardzo interesująca. Przy okazji można się było trochę pokręcić w środowisku.


Jak widać na powyższym zdjęciu, wystąpienia wodociągowców nie odbywały się niestety w Sali Sejmu Śląskiego, o której pisałem wczoraj, a na przeciwko, w sali marmurowej. Mogłem za to sobie przypomnieć miejsce, gdzie 12 lat temu zdawałem egzamin na uprawnienia budowlane.

Z mojego punktu widzenia, z tego fragmentu Kongresu, który miałem okazję obserwować, wszystko było przygotowane na bardzo wysokim poziomie. Do miejsc spotkań można było bez problemu dojechać i zaparkować. Każdy z nas został zaopatrzony w imienny identyfikator. Z trafieniem na poszczególne sesje nie było problemu: wszystko było opisane, pomocą służył też sztab obsługi i wolontariuszy (spotkałem nawet młodą osobę od nas z Halemby).

Myślę, że możemy z naszego śląskiego, katowickiego Kongresu być zadowoleni. W pełni zasługuje on, moim zdaniem, na nazwę "Kongresu Europejskiego". Możemy być dumni.

Pozdrawiam

wtorek, 14 maja 2013

Europejski Kongres Gospodarczy

Brałem dziś udział w jednej z sesji tematycznych w ramach Europejskiego Kongresu Gospodarczego.

Spotkania mają miejsce w kilku punktach Katowic. Ja trafiłem akurat na historyczny gmach Sejmu Śląskiego, który dziś częściowo służy jako Urząd Wojewódzki, a częściowo jako Samorząd Wojewódzki. Z okazji Kongresu budynek był elegancko przystrojony.


Na miejscu byłem nieco przed czasem i trafiłem najpierw do jeszcze pustej sali Sejmu Śląskiego.


Przed wojną w tym miejscu ważyły się losy Śląska, który miał szeroką autonomię, z własnym Sejmem, ale - co równie ważne - z własnym skarbem.



Górny Śląsk w przeciwieństwie do Polski, która znajdowała się pod zaborami, był od lat przyzwyczajony do demokracji.





Wielu Ślązaków (w tym Wojciech Korfanty) było wcześniej posłami w pruskim Reichstagu, więc po przyłączeniu do Polski, wdrożenie zasad parlamentarnych było dość naturalne i oczywiste.



Po II wojnie światowej, gdy odbudowywano gmach Sejmu w Warszawie, wzorowano się na Sejmie Śląskim.

To miejsce robi zawsze na mnie bardzo dobre wrażenie. Sala jest monumentalna, ale jednocześnie kameralna, niezbyt duża. Przed wojną śląskich posłów było maksymalnie 48, a później tylko 24. W takim gronie pewnie da się wypracować sensowne ustawy.






I miałem pisać o Kongresie, a poszło w kierunku historii mojej małej ojczyzny.

To nic. Do tematyki Kogresu jeszcze pewnie wrócę.

Pozdrawiam

poniedziałek, 13 maja 2013

Cristiada w Rudzie Śląskiej

Nikt mi za tę reklamę nie płaci, ale, jak pisałem wcześniej, na ten film warto pójść. Dlatego pozwolę sobie zaanonsować:



Jeśli nie miałeś okazji, Drogi Czytelniku, tego filmu jeszcze obejrzeć, to serdecznie polecam!

Pozdrawiam

niedziela, 12 maja 2013

Niezdobyta Góra Św. Anny

Tak mi ostatnio chodzi po głowie Góra Św. Anny.

Bardzo dawno tam nie byłem, a to przecież ważne miejsce dla każdego Ślązaka. Były czasy, że nasi dziadkowie częściej właśnie tam na Anaberg pielgrzymowali niż na Jasną Górę czy do Piekar.

Na jesieni, wracając ze służbowego wyjazdu, zatrzymałem się na parkingu przy autostradzie pod Górą Św. Anny i chciałem podejść do klasztoru. Na miejscu okazało się jednak, że to zbyt daleko na krótki czas, którym dysponowałem.

Trzy tygodnie temu, gdy odwiedzałem Muzeum Archidiecezjalne w Katowicach, znów św. Anna mi się przypomniała.


Gdy więc w ubiegły czwartek miałem umówione spotkanie służbowe we Wrocławiu, planowałem, że w drodze powrotnej odwiedzę klasztor franciszkański. Niestety i tym razem skończyło się na planach, gdyż rozmowy w stolicy Dolnego Śląska nieco się przedłużyły i zakończyły się o ... 21.15. Nocną porą na Górze Św. Anny mogłem się jedynie znów zatrzymać na stacji benzynowej przy autostradzie, by zatankować samochód i kupić sobie na kolację hot-doga, bo byłem już strasznie głodny i zmęczony.

Pewnie jeszcze będzie okazja, by Anaberg odwiedzić.

Pozdrawiam

sobota, 11 maja 2013

Pogrzeb

Jeśli pogrzeb może być piękny, to ten, na którym byłem dzisiaj był pięknym pogrzebem.

Małgosia od kliku lat chorowała na raka. Jej mąż przez te lata jej towarzyszył, opiekował się nią. Dla niej wiele spraw zostawił z tyłu, bo ona była najważniejsza.

Byłem u nich na jesieni. Serdecznie żeśmy sobie pogadali. Siedziałem w ich domu z trzy godziny i aż mi było trochę głupio, że tak długo. Dziś nie żałuję ani minuty i cieszę się z tego, jak się okazuje, ostatniego spotkania. Pamiętam, że na pożegnanie Małgosia powiedziała, że spotkamy się znów na wiosnę, jeśli dożyje. I faktycznie, spotkaliśmy się na wiosnę tyle, że na jej pogrzebie.

Pogrzeb był piękny. Sześciu koncelebransów i pełny kościół ludzi. Ludzi, dla których była kimś ważnym. Na ofiarę (bo u nas na Śląsku chodzi się na ofiarę) szły setki ludzi. Ta procesja do ołtarza i do jej trumny trwała i trwała i zakończyła się grubo po przeistoczeniu. A potem kolejny tłum przystępował do Komunii Św., by w ten szczególny sposób w zjednoczeniu z Zmartwychwstałym Chrystusem się za nią modlić.

Zawsze na pogrzebach bardzo przeżywam śpiew:

Dziś moją duszę w ręce Twe powierzam,
mój Stworzycielu i najlepszy Ojcze.
Do domu wracam jak strudzony pielgrzym,
a Ty z miłością przyjmij mnie z powrotem. 

Niesamowita molowa melodia i niesamowite słowa. Niby śpiewamy w imieniu zmarłego, ale z pełną świadomością, że mnie też to dotyczy i jest to również moja własna modlitwa.


Małgosiu, ciesz się życiem wiecznym. Spotkamy się znów na wiosnę, po zimie naszej śmierci, w niebie, u naszego wspólnego, kochającego Ojca.

Pozdrawiam

O byciu katolikiem

Przeczytane wczoraj:

Wierzę, że jeśli jesteś katolikiem, to zawsze nim będziesz, nie możesz sobie doszczętnie wyprać mózgu, nasza wiara jest tak piękna, tak głęboka i prawdziwa, że gdy ją odstawisz, pustki po niej nie da się niczym wypełnić, prędzej czy później przekonasz się o tym i wrócisz do swoich korzeni.


Pozdrawiam

środa, 8 maja 2013

W łogrodku

No i juzaś dożylimy wiosny.

Na wieczor jeszcze w jakli, ale idzie sie siednońć we łogrodku.
Niy momy tu jakoś ekstra wszysko wyporzondzone tak, jakby sie chciało, ale i tak je piyknie, a piyknie. Szczególnie jak je wykoszono trowa (razym z chabaziami). Moga sie sam pokwolić, że wczoraj na wieczor udało mi sie piyrszy roz po zimie łodpolić moja kosiarka. Zaraz żech pościnoł trownik przed chałpom, a dzisioj za domym doł sie z tym rada Łukasz. Dobry synek sniego, że tak starymu łojcu pomogo.

Momy w łogrodku łod samego początku sezonu nowości. Skuli tego, że latoś zerwało nom sie wino ze sznorka, postawiyli my na werandzie tako drzewniano pergola. 


Mo zaś sie zielsko po czym pionć do gory (tam z tyłu za tom kratkom). Jak blank puści liście, to bydymy mieć tako zielono ścianka, a jak sie rozrośnie na wiyrch, to i daszek zrobi nom ciyń łod letniego skwaru. Podpatrzoł żech to na Chorwacji.

Piyknie sie tak łodpocznoć. Sielanka. Ptoszek, kery sie siod sam na płocie świyrgoli jak trza (niy je to wrona z niydzielnego kozanio). Ze strony lasu słychać rzegotanie żab i yno szkoda, że w tle buczy autobana.

Misiezdo, że musza po leku kończyć, bo robi sie na placu ćma, a i kopruchy zaczynjom mi lotać kole ucha, a to je łokropnie wkurzające.

Łostońcie z Bogiym

wtorek, 7 maja 2013

Do Bujakowa bliżej

Wczoraj żona wróciła z pracy z rewelacyjną wiadomością: otworzyli przejazd z Wygody w stronę Bujakowa.

Dla niewtajemniczonych dodam, że dawno temu, chyba latem zeszłego roku, zamknięto w naszym rejonie drogę wojewódzką nr 925, gdyż była konieczność przebudowy niewielkiego mostku, właściwie przepustu pod drogą. Gdyby cała cywilizaja europejska rozwijała sie w tempie tejże inwestycji, to dziś żylibyśmy w pięknych czasach Średniowiecza.

Tak czy inaczej, dziś rano jadąc na nadzory do Cieszyna, pierwszy raz mogłem skorzystać z tejże drogi. Mostek zrobiony, choć jadąc od Halemby miałem wrażenie, że droga jest źle wyprofilowana i w pewnym momencie jedzie się jakby do przepaści (nie widać dalszego ciągu drogi). Może to tylko moja inżynierska nadwrażliwość, ale wcześniej w tym miejscu było kilka śmiertelnych wypadków, więc po przebudowie miejsce powinno być bezpieczniejsze. Oby tak było!

Po drodze mogłem się na chwilę zatrzymać przed kościołem w Bujakowie. O miejscu tym już wcześniej pisałem na blogu, a ostatnio powtórzyłem ten tekst w gazetce parafialnej.

Akurat trwała Msza Św., więc figurka Matki Boskiej była odsłonięta. Mogłem więc kolejny raz zachwycić się jej pięknem i chwilę się pomodlić.


Jak człowiek rano choć na chwilę przyklęknie, to dzień jakoś lepiej się układa.

Potwierdzają się i u mnie słowa Psalmu 127:

Jeżeli domu Pan nie zbuduje, *
na próżno się trudzą, którzy go wznoszą.
Jeżeli miasta Pan nie strzeże, *
daremnie czuwają straże.

Pozdrawiam

niedziela, 5 maja 2013

Śląski gotyk i nie tylko

Gdy 2 tygodnie temu miałem okazję uczestniczyć w koncercie z cyklu Barokowe Five o'Clocki, przy okazji zwiedziłem wystawy w Muzeum Archidiecezjalnym w Katowicach.

Można by pomyśleć, że jeśli ktoś ma ochotę na tego typu muzeum, to niech jedzie do Krakowa, Wrocławia czy Gniezna. Pewnie nasze katowickie muzeum nie może się równać ze zbiorami prastarych polskich biskupstw. A jednak nawet tu można znaleźć coś, czego nie znajdzie się gdzieś indziej (no może tylko we Wrocławiu) - śląski gotyk. Oczywiście w czasach średniowiecza Katowic (przynajmniej w dzisiejszym kształcie) jeszcze nie było, ale istniały już liczne parafie należące do dzisiejszej Archidiecezji Katowickiej. Od nich pochodzą zgromadzone zbiory.
















W śląskim, kościelnym muzeum nie mogło zabraknąć Świyntyj Any.


Przy okazji piętro niżej mogłem podziwiać wystawę ikon.















Spotkałem nawet ikonę, o której już kiedyś pisałem:


Przy wyjściu z muzeum zafrapowała mnie jeszcze rzeźba już zupełnie współczesna (tak mi się wydaje), ale jakże ekspresyjna:


Pozdrawiam

sobota, 4 maja 2013

Cristiada

Jakoś tak w ostatnich latach mi się zdarzało, że w dniu 3 maja niekoniecznie mam zajęcia bardzo patriotyczne, przynajmniej w klasycznym, polskim podejściu.

W zeszłym roku na przykład zwiedzałem Pałac w Pławniowicach hrabiego von Ballestrema, posła, a nawet przewodniczącego pruskiego Reichstagu, który był jednak również bardzo zasłużony dla mojego Śląska.

Wczoraj zaś wieczorem wybrałem się do kina.

Kadr z filmu "Cristiada"

Cristiada to świetny film o trudnej i nie tak znowu odległej historii Meksyku. Gdy w latach dwudziestych XX w. ówczesny prezydent Plutarco Elias wprowadził prawo w zasadzie zakazujące religii (biskupów i księży wypędzono, kościoły zamykano, a armia rządowa je plądrowała, wierzących zaczęto męczyć i zmuszać do wyparcia się wiary), powstał w końcu zbrojny opór - Powstanie Cristeros. Na jego czele stanął generał Gorostieta, którego wspaniałe zagrał Andy Garcia.

Film o wojnie, ale również o trudnych problemach moralnych. O budzeniu się wiary i o obronie wiary, aż do męczeńskiej śmierci. Młody bohater przedstawiony na ekranie - Jose Luis Sanchez Del Rio został beatyfikowany w 2005 roku przez Bendykta XVI. Lecz - wierzcie mi, proszę - to nie jest pobożna historyjka o świętych.

Obraz kinowy warty obejrzenia. Polecam.

Tak sobie jeszcze myślę, że w dniu święta 3 Maja mam pełne prawo czcić te ojczyzny, które są mi bliskie, bliższe niż Polska: mała ojczyzna - Śląsk i "ojczyzna niebieska".

Pozdrawiam

piątek, 3 maja 2013

Maryja na Prezydenta!

Może powyższym zawołaniem nieco przesadziłem, ale tak się zastanawiam.

Gdy w XVII w. Jan Kazimierz ogłosił Maryję Królową Korony Polskiej, wtedy naszym ustrojem była monarchia. Chodziło więc o to, by Maryi nadać tytuł najwyższy z możliwych w państwie.

Dziś mamy demokrację i głową państwa jest prezydent. Jeśli więc chcemy Maryję uhonorować, to trzeba ją obwołać Prezydentem Rzeczpospolitej.


To co napisałem powyżej jest świadomą prowokacją. Myślę, że warto jednak zastanowić się nad dzisiejszą uroczystością NMP Królowej Polski.



Pewnie, że nie chodzi o to, by dziś w demokratycznych wyborach powtórzyć to, czego ponad 350 lat temu dokonał król Jan Kazimierz. Ale też, jak sądzę, nie możemy poprzestać na tym, by tytuł Królowej Polski był jedynie symbolem, a często okazją do zbyt napompowanej dumy, a nawet pychy, bo my Polacy jesteśmy Jej szczególnym narodem, nas najbardziej umiłowała, nas sobie wybrała, itp.

Myślę, że Jej nie specjalnie zależy na splendorze władzy (królewskiej czy prezydenckiej). Gdy wczytamy się w Ewangelię, którą można dziś usłyszeć w polskich kościołach, a która jest wyjątkowo króciótka:

Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.

Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”.

I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
 
może warto zastanowić się szczególnie nad ostatnim zdaniem. 

W jaki sposób dziś mogę w swoim życiu realizować testament Jezusa i Maryję "wziąć do siebie"?

Pozdrawiam

czwartek, 2 maja 2013

Obiad w Dniu Flagi

Przed chwilą przy obiedzie, na który, już tak wiosennie, żona przyrządziła kalafior, Jacek stwierdził:

- A kalafior jest bardzo drogi, prawda?

I zanim ktokolwiek zareagował, się zreflektował:
- Nie, to kawior.


Obiad wiosenny, ale za oknem leje i nawet nasza flaga przy kominie wygląda, jak zmoknięta kura:


Mimo deszczu, wiosna jednak do nas zawitała:


Pozdrawiam

środa, 1 maja 2013

Niech się święci 1 Maja

Z dzisiejszą datą kojarzą się co najmniej 3 wydarzenia.

Święto Pracy

Właściwie nigdy na pochody pierwszomajowe nie chodziłem. W podstawówce może kiedyś byłem, ale nie pamiętam. Rodzice i tak byli podpadnięci u władz, bo trzymali się blisko Kościoła, więc nie było presji, że trzeba iść, bo kłopoty w pracy, czy coś takiego. W liceum też nie chodziłem mimo drobnej obawy, czy nie będzie problemów z maturą. Studia zacząłem już w wolnej Polsce, więc problem sam się rozwiązał.

Za to w zeszłym roku w tym dniu odwiedziłem Muzeum PRL-u. Świętować komunistyczne święto mogę co najwyżej w muzeum, bo cały ten ustrój nadaje się jedynie do muzeum.



Włączenie w struktury Unii Europejskiej

W 2004 roku Polska przystąpiła do Unii Europejskiej. Muszę powiedzieć, że 9 lat temu bardzo się z tego faktu cieszyłem. Nigdy nie miałem wątpliwości, że Polska (a przede wszystkim nasz Śląsk) należy do Europy i do zachodniego kręgu kulturowego. To co narzucono nam po wojnie ze wschodu, było obce i nie nasze. Wtedy 9 lat temu nawet moi synowie zaangażowali się w uczczenie akcesji do UE.
















Dziś wiele spraw w Unii Europejskiej mi się nie podoba, ale jest też z tego wiele dobrego i trzeba to sobie cenić. Nie wyobrażam sobie Polski poza Unią.

Beatyfikacja Jana Pawła II

Dobrze, że od dwóch lat oficjalnie mamy takiego orędownika w niebie. Nie byłem na samej beatyfikacji, którą śledziłem w telewizji. Miałem jednak szczęście jeszcze w tym samym miesiącu, pod koniec maja 2011 modlić się u grobu błogosławionego.


Janie Pawle II módl za Polską, za Europą i za całym światem (bo mam wrażenie, że bez ingerencji z góry, wiele spraw coraz bardziej stawiamy na głowie).

Pozdrawiam