Jeśli pogrzeb może być piękny, to ten, na którym byłem dzisiaj był pięknym pogrzebem.
Małgosia od kliku lat chorowała na raka. Jej mąż przez te lata jej towarzyszył, opiekował się nią. Dla niej wiele spraw zostawił z tyłu, bo ona była najważniejsza.
Byłem u nich na jesieni. Serdecznie żeśmy sobie pogadali. Siedziałem w ich domu z trzy godziny i aż mi było trochę głupio, że tak długo. Dziś nie żałuję ani minuty i cieszę się z tego, jak się okazuje, ostatniego spotkania. Pamiętam, że na pożegnanie Małgosia powiedziała, że spotkamy się znów na wiosnę, jeśli dożyje. I faktycznie, spotkaliśmy się na wiosnę tyle, że na jej pogrzebie.
Pogrzeb był piękny. Sześciu koncelebransów i pełny kościół ludzi. Ludzi, dla których była kimś ważnym. Na ofiarę (bo u nas na Śląsku chodzi się na ofiarę) szły setki ludzi. Ta procesja do ołtarza i do jej trumny trwała i trwała i zakończyła się grubo po przeistoczeniu. A potem kolejny tłum przystępował do Komunii Św., by w ten szczególny sposób w zjednoczeniu z Zmartwychwstałym Chrystusem się za nią modlić.
Zawsze na pogrzebach bardzo przeżywam śpiew:
Dziś moją duszę w ręce Twe powierzam,
mój Stworzycielu i najlepszy Ojcze.
Do domu wracam jak strudzony pielgrzym,
a Ty z miłością przyjmij mnie z powrotem.
mój Stworzycielu i najlepszy Ojcze.
Do domu wracam jak strudzony pielgrzym,
a Ty z miłością przyjmij mnie z powrotem.
Niesamowita molowa melodia i niesamowite słowa. Niby śpiewamy w imieniu zmarłego, ale z pełną świadomością, że mnie też to dotyczy i jest to również moja własna modlitwa.
Małgosiu, ciesz się życiem wiecznym. Spotkamy się znów na wiosnę, po zimie naszej śmierci, w niebie, u naszego wspólnego, kochającego Ojca.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz