Wczoraj trafiła się nam okrągła 19 rocznica ślubu. :)
Mieliśmy zamówioną w intencji naszej rodziny wieczorną Mszę Św. - za nas w rocznicę ślubu i za synów, bo obydwaj mają w tych dniach urodziny. Tak skromnie, w ciągu tygodnia.
W kościele, gdy przyszliśmy, było ciemnawo, chłodnawo i pustawo. Usiedliśmy wszyscy w ławce. Do 18.00 pozostało jeszcze kilka minut. Można było przypomnieć sobie, jak 19 lat temu w tym samym kościele przeżywaliśmy naszą uroczystość ślubną. Staliśmy wtedy na progu naszego wspólnego życia nie wiedząc, co nas czeka. Dziś już wiemy dobrze, że mamy za co Bogu dziękować.
I wiemy, że trzeba Go dalej prosić o błogosławieństwo na kolejne lata życia - oby dalej tak szczęśliwe (co nie znaczy, że zawsze miłe, łatwe i przyjemne).
No i tak sobie siedzę w kościelnej ławce, modlę się różaniec i rozmyślam, aż rozlega się dzwonek i do ołtarza wychodzą ministranci i ... aż pięciu księży w koncelebrze.
Ale zrobili nam wszystkim niespodziankę:
Przeszła mi wczoraj przez głowę taka myśl, że tak uroczysta Msza Św., że tych pięciu księży przy ołtarzu, to taki symbol tego, jak bardzo Pan Bóg nam błogosławi, jak bardzo nas kocha i jak przewyższa w swojej dobroci nasze oczekiwania.
A potem wieczorem poświętowaliśmy sobie jeszcze z Elą we dwoje, w zaciszu naszego domu.
No i zaczął się dwudziesty rok naszego wspólnego życia.
Niech się dobrze dzieje !!!
Pozdrawiam
Z tej okazji - a jakże - kupiłem żonie 19 czerwonych róż. (Znajomy, którego żona ma kwiaciarnię, przywiózł mi je do biura na koniec dniówki - ja to się mam dobrze).
Mieliśmy zamówioną w intencji naszej rodziny wieczorną Mszę Św. - za nas w rocznicę ślubu i za synów, bo obydwaj mają w tych dniach urodziny. Tak skromnie, w ciągu tygodnia.
W kościele, gdy przyszliśmy, było ciemnawo, chłodnawo i pustawo. Usiedliśmy wszyscy w ławce. Do 18.00 pozostało jeszcze kilka minut. Można było przypomnieć sobie, jak 19 lat temu w tym samym kościele przeżywaliśmy naszą uroczystość ślubną. Staliśmy wtedy na progu naszego wspólnego życia nie wiedząc, co nas czeka. Dziś już wiemy dobrze, że mamy za co Bogu dziękować.
I wiemy, że trzeba Go dalej prosić o błogosławieństwo na kolejne lata życia - oby dalej tak szczęśliwe (co nie znaczy, że zawsze miłe, łatwe i przyjemne).
No i tak sobie siedzę w kościelnej ławce, modlę się różaniec i rozmyślam, aż rozlega się dzwonek i do ołtarza wychodzą ministranci i ... aż pięciu księży w koncelebrze.
Ale zrobili nam wszystkim niespodziankę:
- Piotruś (ciekawe czy jeszcze go gdzieś nazywają "Dzieciątko", jak my ponad 20 lat temu)
- Boguś, który - pamiętam - służył przy ołtarzu na naszym ślubie, jako wtedy jeszcze kleryk. Dziś jest proboszczem w Czechach
- Leszek, nasz od wielu lat (jeszcze z czasów, gdy był wikarym na Starej Halembie) ulubiony kaznodzieja
- Kazik, mój brat (tu akurat się spodziewałem, że będzie na naszej Mszy)
- Grzesiu, nasz przyjaciel, z którym ostatnimi laty widujemy się dość rzadko, bo jest ... misjonarzem w Zambii. Właśnie przyleciał na urlop. Na naszym ślubie dyrygował chórkiem.
Przeszła mi wczoraj przez głowę taka myśl, że tak uroczysta Msza Św., że tych pięciu księży przy ołtarzu, to taki symbol tego, jak bardzo Pan Bóg nam błogosławi, jak bardzo nas kocha i jak przewyższa w swojej dobroci nasze oczekiwania.
A potem wieczorem poświętowaliśmy sobie jeszcze z Elą we dwoje, w zaciszu naszego domu.
No i zaczął się dwudziesty rok naszego wspólnego życia.
Niech się dobrze dzieje !!!
Pozdrawiam