Strony

sobota, 14 stycznia 2012

Zaufanie

Kilkanaście lat temu, gdy zaczynałem pracę zawodową, jeśli umawiałem się z jakimś klientem lub podwykonawcą, najważniejszą sprawą było wzajemne zaufanie. Dogadywaliśmy zakres usługi, termin, cenę i można było robotę zaczynać. Umowę oczywiście też się podpisywało, ale była ona trochę wtórna w stosunku do tego co już było ustnie uzgodnione i często formalnie była podpisana nawet wiele tygodni po rozpoczęciu prac. W tamtych czasach zatrudnianie prawnika do analizy bieżących umów nawet nie przyszło nam do głowy. Zresztą wszystkie zapisy umowy mieściły się na jednej lub dwóch stronach maszynopisu.

Dziś często nawet niewielkie zlecenia otrzymujemy lub przekazujemy po wielotygodniowych lub kilkumiesięcznych negocjacjach z zatrudnianiem po obu stronach kancelarii prawniczych. Standardowa umowa ma dziś z 15 stron i trzeba bardzo uważać na zapisy każdego paragrafu. Czasem praca polega właściwie na tym, by być czujnym i uważnym i nie dać się wciągnąć w jakąś pułapkę przez kontrahenta.

Inny przykład: Dawniej, gdy do urzędu oddawało się projekt budowlany w 4 egz. nikomu nie przychodziło do głowy, by w kopiach potwierdzać "za zgodność z oryginałem" jakiekolwiek dokumenty. Dziś coraz częściej wchodząc do jakiegokolwiek urzędu, czuję się jak złodziej, oszust i malwersant. Na wszystko musi być papier, nawet wtedy, gdy jest on wydawany w tym samym urzędzie. Moje oświadczenie, moje nazwisko, uprawnienia budowlane, zawód zaufania publicznego (czy ktoś jeszcze wie co to sformułowanie oznacza) już nic nie znaczą.

Jeszcze z innej beczki z ostatnich tygodni: Zamieszanie z receptami. Politycy, lekarze, aptekarze wszyscy deklarują, że zależy im tylko i wyłącznie na dobru pacjenta. A pacjent tylko się modli, by nie musiał w tym czasie chorować. Lekarze nie wierzą ministrowi i później sejmowi. Zakończą protest pieczątkowy dopiero, gdy prawo zostanie zmienione po ich myśli. Politycy ulegając lekarzom, znowu coś przekombinowali w stosunku do aptekarzy. Aptekarze z kolei chcą ... Kto w ogóle jest w stanie się w tym wszystkim połapać.

Generalnie rzec biorąc coraz bardziej obserwujemy brak zaufania ludzi do siebie: poszczególnych osób, ale też całych grup społecznych. A jestem pewien, że bez tego nie będziemy w stanie dalej się rozwijać. Taki stan rzeczy niestety zmierza do katastrofy. Niektórzy twierdzą, że światowy kryzys finansowy jest przede wszystkim właśnie kryzysem zaufania. Myślę, że to słuszna diagnoza.

Jak z tego wybrnąć ? 

Trzeba mieć odwagę. Trzeba umieć zaryzykować. Bo zaufanie zawsze wiąże się z odwagą i z ryzykiem, że ktoś cię wykorzysta, oszuka.

Jak mówił mi znajomy prawnik:

- Panie Andrzeju, jak ma pan miękkie serce to musi pan mieć twardy tyłek.

I miał rację, bo często w ten tyłek oberwałem.

Ale jak się zastanowić, to teraz z perspektywy czasu się okazuje, że dawniej z odrobiną serca można było więcej zdziałać, niż dziś, gdy większość elit o sercu chyba zapomniała, za to mają miękkie tyłki, którymi trzęsą, by nie stracić swoich społecznych pozycji.

Mimo, że tyłek czasem boli, ja jednak opowiadam się za okazywaniem innym serca, za zaufaniem i nie tylko z jakiś abstrakcyjnych powodów altruistycznych, ale również z tego powodu, że jest to jedyny kierunek rozwojowy. Egoizm, biurokracja i strach przed otwarciem na innych nie prowadzi do tego, że będzie mi czy nam coraz lepiej. 

To miłość, zaufanie i wiara w innych daje energię do wyjścia z kryzysowych sytuacji i do dalszego rozwoju w naszym życiu, w biznesie, w polityce, w poszczególnych grupach społecznych i całych narodach.

Czy to idealizm ? Nie, pragmatyzm tyle, że pojmowany w dłuższej perspektywie czasowej.



Pozdrawiam



1 komentarz:

  1. ciekawa diagnoza, niestety żyjemy w takich czasach że dla wielu ludzi poczucie bezpieczeństwa (często tak złudne) stało sie bożkiem, dla którego są oni w stanie poświęcić swoją wolność czy system wartości, jak mawiał któryś z papieży potrzeba nam odwagi miłości
    pozdrawiam
    wojownikswiatla

    OdpowiedzUsuń