Strony

wtorek, 17 stycznia 2012

Spowiedź

Wczoraj wieczorem poszedłem na adorację. Nie bardzo mi się chciało, bo ciągle moje zdrówko nie za bardzo się kręci. Ale zadzwoniła Kasia, którą zwykle podwożę i zdecydowałem się, mimo wszystko pójść.

Pośpiewać, nie pośpiewałem (gardło nie pozwalało).
Za to zdecydowałem się na spowiedź.

Przez ostatnie lata zwykle była wersja "supermarket": kolejka, dużo ludzi, raz-dwa, puk-puk, następny proszę.
Jasne, mam pełną świadomość, że wtedy sakrament jest tak samo ważny.

Jednak myślę, że właśnie wczoraj był mi potrzebny porządniejszy remanent sumienia. Na naszych adoracjach jest taka możliwość. Jest ksiądz i to taki, który ma i olej w głowie i żyje tym, o czym gada. Jest cisza, spokój i czasu tyle ile potrzeba.

W ogóle tak mi ostatnio chodzi od jakiegoś czasu po głowie, że dobrze byłoby mieć stałego spowiednika.

Zobaczymy co z tego wyniknie.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz