Strony

czwartek, 31 stycznia 2013

N-S otwarta !

Ponieważ temat poruszałem w tym miejscu wcześniej: klik, klik, klik, muszę podzielić się informacją, którą dziś znalazłem na stronie Urzędu Miasta Ruda Śląska:


Cieszę się, że wreszcie po 5 miesiącach udało się kawałek drogi włączyć do ruchu.

Mimo tej radości, ciągle ciśnie mi się na usta kilka pytań:
  • Czy Nadzór Budowlany musiał się w ten sposób zachować?
  • Czy miejscy urzędnicy wystarczająco zadbali o interes mieszkańców?
  • Czy poza kierowcami ktoś jeszcze nie został niepotrzebnie przez zwyrodniały system biurokratyczny pokrzywdzony?
  • Czy naprawdę nie było możliwości rozsądnego i wcześniejszego załatwienia tej sprawy?
Jeśli natomiast odpowiedź na ostatnie pytanie jest negatywna, to można mieć wątpliwości natury ogólnej:

Czy Prawo tworzone przez człowieka ma służyć człowiekowi, czy człowiek służyć bezdusznemu prawu?


Chętnie posłuchałbym kilku odpowiedzi na powyższe pytania od zainteresowanych Stron. Niestety, nigdzie w lokalnej prasie nie znalazłem artykułu, w którym jakiś dziennikarz miałby odwagę temat podrążyć.

Pozdrawiam

Prasówka okołośląska

Żeby już nie zanudzać Szanownych Czytelników naszymi małżeńskimi wspominkami, proponuję dzisiaj krótką prasówkę ze sprawami śląskimi w tle.

Na Halembie, gdzie mieszkam, mamy kopalnię:

KWK Halemba
Kopalnia Halemba należy do Kompanii Węglowej.

Natomiast o Kompanii Węglowej, która jutro obchodzi 10 lecie powstania (jako spółka z obecną nazwą, bo kopalnie do niej należące mają kilkadziesiąt, a nawet ponad 100 lat), przeczytałem następujące informacje:
  • zatrudnia 60,2 tys. pracowników i jest jedną z najwiekszych firm w Polsce
  • wydobywa ponad połowa węgla kamiennego eksploatowanego w całej Unii Europejskiej
  • długość chodników wydrążonych w ciągu ostatnich 10 lat, pozwoliłaby połączyć Śląsk z ... Tunezją
  • gdyby cały węgiel wydobyty w ciągu jednej doby zapakować na jeden pociąg, to miałby on długość prawie 39 km.
Niesamowite, ale tak tu wyczytałem.


Inna informacja prasowa, która też mnie lekko zafrapowała, to dane mówiące o tym, iż Polacy pod względem oszczędzania są lepsi nie tylko od Niemców, Czechów i Słowaków, ale nawet przewyższają pod tym względem średnią europejską. Oczywiście wiele zależy od tego w jaki sposób badania statystyczne przeprowadzono, ale tak czy inaczej to - jak sądzę - dobra informacja.

Dalej z tego samego artykułu dowiedziałem się, że w Polsce najoszczędniejsi są Ślązacy. I to mnie już wcale nie dziwi, bo my sam zawsze byli doś szporobliwi

Wyczytałem te rewelacje tutaj.

Pozdrawiam

wtorek, 29 stycznia 2013

O szczęściu

Kochani Elu i Andrzeju, 

przydzieliliście mi najtrudniejszą funkcję. Dlatego, że muszę powiedzieć kazanie tak, żeby ktoś z tego coś zapamiętał. A kto dzisiaj kazań słucha ?

Ale spróbujmy razem. 

I zastanawiałem się tak:

Dzisiaj różnych rzeczy będą Wam życzyć. Co z tych rzeczy jest takie najbardziej Boże? Bo na pewno będzie zdrowie, będzie pomyślność, ktoś jeszcze pomyśli o dostatku. Ale pewnie najczęściej będą Wam życzyć szczęścia.
I szczęście, życzenie szczęścia, jeżeli ktoś je dobrze rozumie, jest naprawdę Boże.

Tak jak zacząłem myśleć o szczęściu, to doszedłem do wniosku, że właściwie małżeństwo jest sakramentem szczęścia, wbrew obiegowym opiniom :)
Jest to sakrament szczęścia, bo nie istnieje szczęście solo, szczęście w pojedynkę. Nie ma takiego szczęścia. Szczęśliwy może być człowiek tylko w kontekście drugiej osoby, z drugą osobą: z drugim człowiekiem, z Bogiem. Wtedy może być szczęśliwy. Ale biada człowiekowi, jeśli zostaje sam, jeden.

Ktoś zresztą podał kiedyś taką definicję miłości, którą zapamiętałem, bo wynikała z jego doświadczenia i tak była jakoś bardzo przejmująco powiedziana. Powiedział, że miłość to jest: chcieć szczęścia drugiej osoby.

Szczęście. Wtedy ktoś może być szczęśliwy, jeśli zostanie szczęściem obdarowany. Szczęście możesz dać, szczęście możesz otrzymać, ale szczęścia nie możesz sobie zabrać. Możesz dać drugiemu, możesz od niego przyjąć, ale wziąć sobie szczęście - to jest niemożliwe.

(..)

Szczęście można otrzymać. Ten jest szczęśliwy, kto je otrzymuje od drugiej osoby.

Wyście weszli na drogę wspólnego szczęścia. Połączyliście swoje losy. 

Ale Ty Elu sobie szczęścia nie weźmiesz. Jak ci on nie będzie chciał dać, to nie weźmiesz. Ani Andrzej sobie szczęścia od Ciebie nie weźmie. Wy sobie możecie dać razem. 

Chociaż to jest bardzo trudne. Bo człowiek w końcu pomyśli o sobie. Pomyśli, że przecież ja mam prawo, ja chcę. Ale jak nie otrzymam, to nie będę miał.

(...)

I ja też Wam życzę szczęścia. Ale zrobię to - myślę - nieco inaczej niż Wasi goście. Bo życzę Wam żebyście siebie nawzajem umieli szczęściem obdarowywać. 

Elu, Andrzeju, jeśli tego chcecie, to trzeba, żebyście to wyrazili wobec nas wspólnoty Katolickiego Kościoła, żebyście tutaj przed ołtarzem złożyli sobie przysięgę. Zapraszam. Amen.

Kazanie ks. Antoniego Dewora z naszego ślubu dwadzieścia lat temu.

Pozdrawiam

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Kredyt małżeński

W pewnym momencie mojego życia postanowiłem wybudować dom.

Najpierw chodziłem w sumie kilka lat w poszukiwaniu działki - zależało mi i na odpowiedniej lokalizacji, i na przystępnej cenie, bo nie dysponowałem jakimiś specjalnymi oszczędnościami. W końcu udało się wygrać w miejskim przetargu i otrzymać prawie na własność (użytkowanie wieczyste) kawałek swojego nieba nad swoim gruntem.

Ponieważ w dalszym ciągu nie miałem gotówki, aby mieć pieniądze na materiały i żeby móc zapłacić ludziom za robotę, musiałem pójść do banku po kredyt.

W banku o nic nie pytali: od razu, nawet bez dokumentu przelali pieniądze i powiedzieli, że jak będę mógł to będę spłacał, a jak nie, to trudno - takie jest życie.


W pewnym momencie mojego życia postanowiłem założyć rodzinę.

Najpierw wiele lat do tego się przygotowywałem. Od dzieciństwa obserwowałem małżeństwo moich rodziców, dziadków, rodziny krewnych i znajomych.

Od przedszkola miałem kolegów, ale też koleżanki i w niektórych z koleżanek mniej lub bardziej się zakochiwałem, czasem na dłużej, czasem na krócej.

Chcąc jednak założyć rodzinę, musiałem wybrać tę jedną. Gdy ją znalazłem, powiedziałem jej, że chcę z nią zamieszkać, możemy nawet mieć dzieci. Ona się zgodziła i zaczęliśmy taki "związek partnerski", który jeśli się uda to ok., a jeśli nie, to trudno - takie jest życie.


Tak, końcówki obu historyjek nie są prawdziwe.

Prawda jest taka, że bank zanim 10 lat temu dał mi kredyt, dokładnie mnie prześwietlił, zbadał moją zdolność kredytową, sprawdzał systematycznie, czy faktycznie dom buduję, a nie przeznaczam transz kredytu na inne wydatki, dom obłożył hipoteką i kazał go ubezpieczyć i precyzyjnie pilnuje bym każdego miesiąca prawidłowo raty kredytu spłacał.
A ja staram się ze swoich zobowiązań wobec banku się wywiązać. Solidnie pracuję i spory kawał swoich dochodów bankowi oddaję, ciesząc się jednak myślą, że dom z każdą spłaconą ratą jest coraz bardziej nasz.

W drugim przypadku też prawda jest inna. Miałem odwagę 20 lat temu najpierw przed Urzędnikiem Stanu Cywilnego, a potem w kościele (jeszcze nie było ślubów konkordatowych) zawrzeć związek małżeński - złożyć przysięgę, że ślubuję miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że nie opuszczę, aż do śmierci.
I staram się ze swoich zobowiązań wobec żony i dzieci, ale też wobec Państwa i Kościoła się wywiązać.


I jestem szczęśliwy, że już 9 rok mieszkamy we własnym domu. Ale przede wszystkim jestem szczęśliwy, że przez 20 lat kochamy się z żoną coraz bardziej, że mamy wspaniałych synów, świetną rodzinę.

Mam też nadzieję, że damy radę kredyt spłacić kiedyś do końca. 
Ważniejsza jest dla mnie jednak ufność, że kolejne lata życia małżeńskiego też przeżyjemy razem, kochając się aż do końca.

Pozdrawiam

niedziela, 27 stycznia 2013

Msza Jubileuszowa

Dziękujemy wszystkim za modlitwę w naszej intencji podczas dzisiejszej Mszy Św., ale także tym, którzy nie mogli w niej uczestniczyć, a też wspomnieli o nas przed Bogiem.


Najważniejsza chwila, od której rozpoczęliśmy 20 lat temu wspólne małżeńskie życie:


Nie mieliśmy wtedy pojęcia, jak ono się dalej potoczy.

Dziś możemy Bogu, sobie wzajemnie, naszym synom i życzliwym ludziom wokół powiedzieć:

DZIĘKUJEMY !!!.

Niech kolejne wspólne lata będą szczęśliwe!

Pozdrawiam

sobota, 26 stycznia 2013

Rozmowa poobiednia

Żona do mnie:
- Idź yno łotworzyć, bo ftoś stoji przi fortce. Misiezdo, że Jehowy.

Łotwiyrom drzwiyrze, pewnie z gupiom minom, a tu ... cera kuzynow ze swoim sweetheart:
- Jake Jehowy, dyć to Kinga z Justicem! - wołom z antryja.

Przyszli z kołoczym i zaproszyniym na ślub. A dodatkowo Justice wrynczoł mi flaszka wina. Toch mu piknie podziynkowoł i jeszcze żech dodoł:
- You like polish customs. Now, you have to like polish customs. Congratulation!

Niych im PonBóczek pszajom bez cołkie życie.

Łostońcie z Bogiym

Śniadaniowa rozmowa

Jacek podczas śniadania rzucił dziś hasłem:


- A podobno tata żył w latach 90!

- ... i w 80, i w 70 - dopowiedziałem

- Tato, to ile ty musisz mieć lat?

- ?!?!?!?

Pozdrawiam

czwartek, 24 stycznia 2013

Ludzie Boga

W najnowszym numerze Gościa Niedzielnego będzie dołożony film "Ludzie Boga".

Ludzie Boga

W moim prywatnym rankingu, to jeden z najlepszych filmów, jakie widziałem. 

Tuż po premierze, w lutym 2011 roku po powrocie z kina, tak pisałem:

Piękny film. Pięknie zrobiony. Jakaś niesamowita równowaga między formą i treścią. Żadnej cukierkowatości. Nikt nie udaje świętoszkowatości, heroizmu.

Film o Trapistach (chyba najtrudniejszy współczesny zakon kontemplacyjny), ale jednocześnie o zwykłych ludziach z ich rozterkami i cielesnymi (np. zdrowotnymi) i duchowymi (wątpliwości w powołaniu). O ich codziennym życiu na modlitwie, w pracy i w posłudze chorym. O trudnych wyborach w obliczu niebezpieczeństwa.

Poza wszystkim innym zachwyciło mnie piękno liturgii, śpiewy i … język francuski.

A jak się dobrze wpatrzeć, to można dostrzec, co człowiekowi jest na prawdę potrzebne do szczęścia. :) 

Dobrze ten film potraktować jako swoiste rekolekcje.




Polecam - mnie ten film, ta opowieść, ci ludzie złapali za serce.



Pozdrawiam



wtorek, 22 stycznia 2013

Trasa N-S c.d.

Zgodnie z zapowiedzią KLIK, posłałem e-mail do Śląskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego:
Proszę o przedstawienie kopii dokumentów, które powodują, iż do dnia dzisiejszego nie jest możliwe użytkowanie Trasy N-S w Rudzie Śląskiej pomimo faktu, iż inwestycja została zrealizowana w miesiącu wrześniu 2012 roku. 
Dokumenty proszę przesłać na adres: tu wpisałem mój e-mail (a w formularzu odznaczyłem kratkę "forma elektroniczna")

Mimo to, wczoraj dostałem wezwanie na pocztę - odpowiedź przyszła listem poleconym za zwrotnym potwierdzeniem odbioru. (Gdybym wiedział, że narażam Skarb Państwa na taki wydatek, to może bym zaniechał.)

Muszę przyznać, że Organ zadziałał "bez zbędnej zwłoki" - to się chwali: e-mail wysłałem 14.bm wieczorem, a odpowiedź jest datowana na 16.bm:


W załączeniu znalazłem Decyzję z dnia 11.09.2012 zgłaszającą sprzeciw wobec przystąpienia do użytkowania obiektu budowlanego, która zawiera 10 stron uzasadnienia.

Nie będę tu referował całości. Nadmienię tylko, że takie postawienie sprawy nie wynika z faktu, iż źle wybudowano drogę bądź wiadukt zagraża bezpieczeństwu użytkowników. Chodzi o to, że:
  • nie całkiem tak, jak w projekcie wykonano rów odwadniający
  • nie wykonano odcinka ciepłociągu, który był w projekcie, ale z pewnych względów nie jest już w ogóle potrzebny
  • aby uniknąć kolizji, przedłużono przebudowywany w ramach inwestycji wodociąg
i w związku z tym, Miasto, jako Inwestor powinno było uzyskać zmianę do Pozwolenia na budowę.

Nie potrafię rozstrzygnąć kto ma rację Miasto czy ŚWINB. Być może w świetle obowiązującego prawa Nadzór Budowlany musiał się tak zachować i zablokować użytkowanie drogi na kolejne miesiące.

Jednego jestem pewien: Prawo, które jest tak skomplikowane, jak w naszym kraju, prawo, które nie służy nam obywatelom, a jedynie utrudnia życie, powoduje wiele zła. Powoduje, że ludzki wysiłek i nasze pieniądze są marnowane.

Urzędnikom obu stron konfliktu chciałem w tym miejscu zadedykować artykuł 7 i 8 Kodeksu postępowania administracyjnego, który winien być dla nich Biblią:

Art. 7.
W toku postępowania organy administracji publicznej stoją na straży praworządności, z urzędu lub na wniosek stron podejmują wszelkie czynności niezbędne do dokładnego wyjaśnienia stanu faktycznego oraz do załatwienia sprawy, mając na względzie interes społeczny i słuszny interes obywateli.
Art. 8.
Organy administracji publicznej prowadzą postępowanie w sposób budzący zaufanie jego uczestników do władzy publicznej.

Podkreślenia moje

Pozdrawiam ciągle mając nadzieję, że droga N-S doczeka się kiedyś otwarcia.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dzień Babci i Dziadka

Im zawdzięczam:
  • istnienie
  • geny
  • kulturę
  • religię
  • wychowanie
  • historię rodziny

Moje babcie, dziadkowie oraz pra- i prapra-

 Wieczny odpoczynek racz im dać Panie!




Pozdrawiam




niedziela, 20 stycznia 2013

500 litrów wina

Nasz wikary podczas homilii wyliczył, że tego wina w Kanie Galilejskiej, które przemienił Chrystus z wody, było prawdopodobnie około 500 litrów.

Bóg zawsze obdarza z nadmiarem!

Winiarnia w Vrbniku na wyspie Krk w Chorwacji


Druga, moim zdaniem, genialna myśl, którą znalazłem dziś w internecie również a propos dzisiejszej Ewangelii od ks. Artura Stopki:

"Napełnijcie stągwie wodą."

Bóg nie wymaga od nas cudów,
tylko rzeczy najprostszych.

Pozdrawiam

sobota, 19 stycznia 2013

Byłem pierwszy

Wczoraj nasza firma świętowała - coroczne New Year Party. 

Wszyscy się wystroili, zjedliśmy uroczystą kolację, a potem Prezes przedstawił nasze wyniki za rok 2012. Jest dobrze. Wypracowaliśmy drobny zysk. Nie jest to łatwe w obecnych czasach, gdy inwestycje są redukowane, pieniądze europejskie się skończyły, a nowy budżet w Brukseli ciągle w bólach się tworzy. 

Tym bardziej możemy sobie pogratulować. Wszyscy też wiemy, że było to okupione sporym wysiłkiem.
Kolejnym punktem programu były nagrody dla kierowników najlepszych projektów, dla osób które pracują już 15 lat oraz "nagrody Prezesa" za różnorakie osiągnięcia. 

Nie, ja nie byłem tu pierwszy. W ogóle nie dostałem żadnej nagrody. Innym o wiele bardziej się należały. 

Najbardziej się cieszę, że uhonorowano koleżankę, która może i nie bywa wielkim Project Managerem, ale robi kawał dobrej, mrówczej roboty. Dobrze, że nasi szefowie potrafią to zauważać.
Potem były tańce i rozmowy kuluarowe. 

Nie, ja tam do tańcowania też nie jestem pierwszy. 

Pogadać za to lubię. Problem jest tylko taki, że gdy gra głośna muzyka, nie słyszę zbyt dobrze, zresztą nie tylko ja. Mimo to, trochę żeśmy sobie porozmawiali - najwięcej z ... koleżanką z pokoju, bo w biurze to nigdy nie ma czasu. :)

Po 23.00 zebrałem się do domu. 

Nie, nie byłem pierwszy. Trochę osób wyszło przede mną.

Do domu wróciłem przed północą. Ela i Jacek już spali, a Łukasz, jak zwykle coś tam jeszcze w swoim pokoju kombinował. Wszedłem się przywitać i starszy z synów zapytał, czy poczekam jeszcze 10 min. Przypomniał mi w ten sposób, że o północy zaczynał się jego dzień urodzin.
No to zszedłem jeszcze po prezent i punktualnie o północy byłem pierwszy z życzeniami dla naszego pierworodnego syna.


Pozdrawiam

czwartek, 17 stycznia 2013

Zwariowany dzień

Dziś jeszcze przed świtem dzień wywrócił nam się do góry nogami.

Jacek zaniemógł, więc decyzja była krótka - Ela została z nim w domu. Co pewnie nie było łatwe, bo u Eli w szkole połowa nauczycieli już i tak jest chora, włącznie z dyrekcją. No ale co zrobić - siła wyższa. 

Druga kwestia to dzisiejsza wywiadówka w szkole u Łukasza. Trafiło więc na mnie.

Przed wyjazdem do pracy, zadzwoniłem tylko do dziadka, że dziś Jacek do nich rano nie przyjdzie, bo chory.

Do biura wpadłem właściwie tylko po to, by przesiąść się do auta służbowego. Mimo to, wchodząc na swoje piętro, byłem dziś pierwszy - portier za mną wołał, bym zabrał klucz. Za to wczoraj wieczorem piętro zamykałem, wychodząc ostatni - wariactwo.

Dzień spędziłem w Cieszynie, gdzie pełnię nadzór autorski przy budowie kanalizacji. Po 14.00 jeszcze z Cieszyna zadzwoniłem do domu. Całe szczęście z Jackiem już było lepiej. Kilka minut przed 16.00 wróciłem do biura, gdzie tylko zdążyłem oddać służbowe kluczyki. Wsiadłem do mojego auta i w sam raz zdążyłem na zebranie rodziców.

Łukasz ma bardzo sympatycznego wychowawcę. Wszystko co mówił, pilnie notowałem, by w domu zdać relację żonie. Na koniec pierwszego semestru nasz starszy syn ma oceny dobre, bardzo dobre, a nawet jedną celującą - super!

Po wywiadówce poszedłem zobaczyć nasz nowy dworzec PKP w Katowicach, bo jeszcze tam nie byłem. Muszę powiedzieć, że powiało wielkim światem. Zrobiłem nawet kilka zdjęć - komórką, więc są kiepskiej jakości:




No i sławne ubikacje za 2 zł. Lecz moim zdaniem, lepsze takie za 2 zł, niż poprzednie za darmo.


Gdy wyjeżdżałem z centrum Katowic, zadzwonił Łukasz, że właśnie skończył SKS. Wróciłem więc po niego, co nie było łatwe, bo w chwili telefonu już stałem na skrzyżowaniu nie na tym pasie, co trzeba.

Jadąc do domu, odebraliśmy jeszcze prośbę Eli, żeby kupić chleb w piekarni i serek.

Wszystko zostało więc opanowane.

Pozdrawiam

środa, 16 stycznia 2013

Mistrzostwo hipokryzji

Na Deonie znalazłem dzisiaj tekst, który tak się zaczyna:
Spotkałam niedawno człowieka, który po kilku uczuciowych zawodach stwierdził, że nie wierzy w trwałą miłość, a małżeństwa, które są ze sobą dłużej niż 10 lat, to zwyczajni mistrzowie hipokryzji...
My z żoną w tym miesiącu będziemy obchodzić podwójną rocznicę mistrzostwa hipokryzji. :)

Nasz ślub - 30 stycznia 1993
 
Jeśli ktoś ze znajomych miałby możliwość, to zapraszamy na Mszę Św. w naszej intencji w przyszłą niedzielę - 27 stycznia o 9.30 na Halembie w "Bożym Narodzeniu".

Pozdrawiam

wtorek, 15 stycznia 2013

Kościół dla średnio zaawansowanych

Właśnie skończyłem czytać:


Kupa śmiechu. Czasem żona chciała mnie wyrzucić z łóżka, gdy chichotałem bez opamiętania.

Ale też sporo mądrych i ważnych myśli.

Polecam !!!

Pozdrawiam





poniedziałek, 14 stycznia 2013

Ruda Ślaska: Trasa N-S bez c.d.

Jechałem dziś rano przez Rudę Południową. Niestety, jeśli chodzi o trasę N-S, to dalej zamknięta dla ruchu.

Teraz wieczorem musiałem po "etykietach" poszukać, żeby sobie przypomnieć, kiedy o tej drodze już pisałem po tym, gdy była już gotowa do eksploatacji. KLIK

Tak, minęło kilka kolejnych miesięcy. Przyszła zima, a my, mieszkańcy miasta, możemy, stojąc w korku "na Karmańskim", zastanawiać się, czy jeśli droga jest nieużywana, to najzwyczajniej w świecie niszczeje, czy właśnie przeciwnie, przykryta kołderką ze śniegu, nie zużywa się i dzięki temu mamy codziennie, ciągle nową drogę.

Coś mi się wydaje, że w demokratycznym państwie prawa, jako obywatel, mam prawo dowiedzieć się, co się w tej sprawie dzieje. Poślę więc zapytanie w tej sprawie do Śląskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który odmówił przekazania drogi do użytkowania. 

Co o tym sądzicie?

Jeśli się czegoś dowiem, będę informował.

Pozdrawiam


niedziela, 13 stycznia 2013

Niedziela w galerii handlowej

Są dwie rzeczy, których z zasady nie wykonuję w niedziele i święta:
  • nie wykonuję pracy zarobkowej
  • nie robię zakupów.
Dzięki Bogu właściwie już nie pamiętam kiedy byłem zmuszony jechać do biura w firmie gdzie pracuję w niedzielę. I dobrze - tak trzymać. Właściwie nie o tym mówię. Chodzi o to, że jeśli zdarza mi się robić jakąś "fuchę", to nawet jeśli nie zdążyłem w sobotę, w niedzielę tej pracy nie kontynuuję.

Oczywiście nie oznacza to też, że w niedzielę leżę cały dzień do góry brzuchem. Jako Nadzwyczajny Szafarz Komunii Św. mam trochę zajęć. Rano czasem idę z Eucharystią do chorych, potem uczestniczę przy ołtarzu we Mszy Św., a po południu podjeżdżam pod kościół jeszcze raz, żeby pomóc księżom komunikować. Jest to szczególnie istotne na przykład w obecnym czasie, gdy na parafii pozostaje tylko jeden kapłan, bo reszta chodzi po kolędzie. To też jest jakiś rodzaj "pracy", ale zdecydowanie zapłaty w złotych za to nie dostaję. Mam jedynie nieśmiałą nadzieję, że Pan Bóg mi na Swój sposób jakoś ten drobny wysiłek wynagrodzi.
 
Nigdy też nie planuję na niedzielę zakupów. Po prostu nie ma takiej opcji. Jasne, nie mówię o tym, że czasem idziemy gdzieś na lody, do kawiarni czy na obiad (rzadko, ale to się może zdarzyć). Czasem bywają sytuacje awaryjne i trzeba kupić coś na przykład na stacji benzynowej, ale chodzi mi o to, że nigdy nie planujemy, by pojechać w niedzielę na regularne zakupy do hipermarketu.

Czemu o tym dziś wspominam? Bo byłem dziś w Silesia City Center w Katowicach. Dla Czytelników spoza Śląska dodam, że to największa u nas galeria handlowa wybudowana w miejscu starej kopalni.

Szyb kopalniany starej kopalni w SCC


Nie byłem jednak na zakupach, a na koncercie kolęd. Przy SCC znajduje się kaplica, gdzie dziś pięknie śpiewał zespół Capax Dei z sąsiednich Kochłowic.

Troszeczkę się spóźniłem, bo trudno było na parkingu znaleźć miejsce. Widać omijanie zakupów w niedzielę nie jest zbyt popularne.

Gdy wszedłem do kaplicy, już trwało. 




W przedstawionym repertuarze były kolędy tradycyjne, jak i nowsze np. kolędy Universów. Śpiewano z towarzyszeniem gitary akustycznej, basowej i skrzypiec (lub altówki, bo nie rozróżniam), ale także a  capella. Były utwory wykonywane na głosy, ale też takie, gdzie mogliśmy, zachęceni przez kierującego zespołem Mariana, pokolędować wspólnie.



Capax Dei w tych dniach obchodzi 15 lecie istnienia. Wcześniej Marian prowadził "chórek" u nas na Halembie i grubo ponad 20 lat temu też śpiewaliśmy z moją przyszłą żoną w tym zespole. Nawet kilka nutek w śpiewanych dziś kolędach gdzieś tam po głowie mi się kołatało.

A śpiewali naprawdę pięknie. Szkoda, że zdjęciami nie da się "pokazać" dźwięków.

 

Cieszę się, że wybrałem się dziś do galerii handlowej. Tym bardziej, że sezon kolędowania powoli się już kończy.

Pozdrawiam

czwartek, 10 stycznia 2013

śp. Michał Smolorz

Tak, przyznaję się. Jestem jedną z tych osób, które piątkowy Dziennik Zachodni zaczynały czytać od felietonu Michała Smolorza.

Przykro usłyszeć, że dziś rano zmarł.

W katowickiej katedrze wśród ludzi - zdjęcie z listopada 2011

Nie będę oryginalny, gdy napiszę, że nie zawsze się z nim zgadzałem. Zawsze jednak było warto poznać jego opinię. Jego punkt widzenia, jego pogląd, jego sposób rozumowania na pewno inspirował, pobudzał do myślenia.


W znacznym stopniu moje pojmowanie Śląska zawdzięczam jego tekstom.


Niych go PonBóczek wpuszczom do Raju. Amyn.

Pozdrawiam

środa, 9 stycznia 2013

Czas

Dwa dni temu podczas Adoracji Najświętszego Sakramentu rozważaliśmy miedzy innymi słowa z kazania pierwszego proboszcza naszej parafii śp. ks. Zygmunta Długajczyka, które wygłosił w Sylwestra roku 1989.

Myślę, że warto te myśli przytoczyć i się nad nimi zastanowić:

Kiedy Słowo Ciałem się stało i Bóg przyjął ludzką naturę, wtedy został też uświęcony i konsekrowany czas. Zarówno ten czas, który przynosi radość i wtedy się spieszy i szybko ucieka, jak i ten czas, który niesie boleść cierpienia i niemiłosiernie się wtedy wlecze. Został konsekrowany i uświęcony ten czas, który przynosi dobro, ale i ten, co przynosi lęk i udrękę.

Ten czas uświęcony narodzeniem i śmiercią Chrystusa nie jest jednak przez ludzi dzisiaj właściwie zrozumiany i przeżywany. Dzisiaj człowiek przeżywa czas bardziej przez daty i kartki kalendarza, a nie przeżywa go przez swoje serce i swoje wnętrze. Czas skojarzył się nam z terminami, które nam wyznaczono i które nas ścigają, z planami, które trzeba wykonać, z długami, które trzeba terminowo spłacać, z latami, które jeszcze trzeba przeczekać, aby dotrwać do lepszych dni. Została w człowieku zachwiana równowaga czasu - czas dla niego bardziej płynie poprzez kalendarz, a przecież ten czas także płynie przez ludzkie serce. I nie tylko zostawia w sercu jakieś odczucia przyjemne lub nieprzyjemne, ale ten czas, który płynie przez ludzkie serce stwarza nam ogromne możliwości działania. W miarę mijających sekund, godzin, dni i lat wyzwalają się w człowieku siły i wartości, dzięki którym człowiek staje się bardziej ludzki i bardziej podobny do Jezusa Chrystusa.

Czas przeżywany w sercu daje możliwość spotkania się ze swoim sumieniem, daje możliwość postawienia temu sumieniu pytań i wysłuchania jego odpowiedzi. Czas przeżywany sercem pozwala wyraźnie widzieć granice między dobrem a złem. Czas przeżywany we wnętrzu daje też człowiekowi okazję do spotkania się z Bogiem w głębi własnego serca i daje człowiekowi okazję do podjęcia z Panem Bogiem rozmowy w modlitwie. (...)

To nie prawda, że nie mamy czasu. Tego czasu daje nam Bóg bardzo wiele. Tylko my ten czas niewłaściwie dzielimy. Za dużo ucieka nam go na te sprawy poza nami, za mało przepływa go przez serce. Zbyt często zaglądamy do kalendarza, zbyt często spoglądamy na zegar, a zbyt rzadko przyglądamy się naszemu sercu i naszemu sumieniu. Zbyt wiele w naszym życiu bezowocnej szarpaniny, wiele zmarnowanego wysiłku, bezskutecznej pracy, a zbyt mało modlitwy, zbyt mało zamyślenia nad samym sobą. Pragniemy z tych przemijających godzin i dni wyrwać jak najwięcej przyjemności i korzyści, chcemy z tego czasu czerpać bogactwa używania życia, a równocześnie coraz bardziej ubogie staje się serce.

Nauczmy się więc dobrze dzielić czas. Dzielmy go przede wszystkim sprawiedliwie. Znajdźmy czas na rozmowę z Bogiem i na rozmowę z własnym sumieniem.

Przeżywajmy czas w sercu, bo tylko tam spotkamy się z Bogiem żywym, a wtedy po ludzku przeżyjemy czas naszego życia. Amen.

Czego Szanownym Czytelnikom i sobie życzę

Pozdrawiam

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Eutanazja

Przy okazji ostatniej dyskusji świadomie lub nieświadomie sprowokowanej przez p. Owsiaka, pomyślałem sobie, że są takie kwestie, które dla ludzi wierzących, dla katolików, przynajmniej teoretycznie, bywają o wiele łatwiejsze, niż dla ateistów.

Dla nas sprawa jest prosta. Bóg jest Dawcą i Panem życia. Stąd jest oczywiste, że człowiek winien życie szanować i chronić od samego poczęcia, do naturalnej śmierci.

Nawiasem mówiąc, kolejny raz przekonałem się, że warto sięgnąć do oryginalnych wypowiedzi poszczególnych osób. W tym przypadku przeczytałem sobie apel do Jerzego Owsiaka skierowany przez grupę parlamentarzystów KLIK. Potem sięgnąłem po odpowiedź szefa WOŚP KLIK. Muszę powiedzieć, że już w sobotę, gdy te wypowiedzi analizowałem, miałem nieco inne wrażenie niż czerpiąc informacje jedynie z doniesień mass-mediów i to różnych opcji. Dziś można znaleźć jeszcze późniejsze stanowisko parlamentarzystów KLIK.

Myślę, że to dobrze, gdy ludzie potrafią, nawet o trudnych tematach, ze sobą rozmawiać.

Wczoraj wieczorem, zupełnie zresztą przypadkiem, miałem okazję problemowi eutanazji, samobójstwa, nieuleczalnej choroby i cierpienia przyjrzeć się dodatkowo z nieco innej perspektywy. 


Lubię twórczość i w ogóle bardzo cenię, jako człowieka Pana Krzysztofa Zanussiego. Tak się złożyło, że filmu o ciekawym i dającym już do myślenia tytule:
"Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" 

nie miałem okazji dotąd oglądać.

Wczoraj więc nadrobiłem tę zaległość.

Dobrze się to wkomponowało w obecnie toczącą się dyskusję o niełatwych tematach, a jednak tak bliskich każdemu człowiekowi, niezależnie od światopoglądu, jaki reprezentuje.

W filmie Pana Zanussiego nie ma łatwych odpowiedzi. Są za to ciekawie stawiane pytania - warte zastanowienia.

Jeśli ktoś filmu jeszcze nie widział, można go obejrzeć darmowo na stronie tvp.  Zapraszam: KLIK

Pozdrawiam


niedziela, 6 stycznia 2013

Czwarty Mędrzec - Benedykt XVI

Dziś w dniu, gdy świętujemy pokłon Trzech Mędrców ze Wschodu przed Nowonarodzonym Jezusem, niesamowite słowa wypowiedział Papież Benedykt XVI.
 
Zdjęcie z maja 2011

Co prawda bezpośrednio odnosiły się do wyświęcanych nowych biskupów, ale z pewnością są aktualne dla każdego z nas, chrześcijan.

"Pokora wiary, wspólnej wiary z wiarą Kościoła wszystkich czasów zawsze będzie w konflikcie z panującą mądrością tych, którzy trzymają się tego, co pozornie bezpieczne. Ten, kto żyje wiarą Kościoła i głosi ją, w wielu punktach nie pasuje do panujących poglądów, zwłaszcza w naszych czasach”.

To prawda, wiem po sobie. Z jednej strony, nie mam ambicji być kimś odklejonym od współczesności i chodzić gdzieś z głową w chmurach. Z drugiej strony, starając się żyć wiarą, też dostrzegam, że trochę, a czasem nawet dość mocno odstaję od "średniej krajowej", od trendów, że nie wspomnę o tzw. poprawności politycznej.

Dalej Benedykt XVI mówił, że "dominujący dziś w znacznej mierze agnostycyzm ma swoje dogmaty i jest wysoce nietolerancyjny wobec tego wszystkiego, co go kwestionuje i kwestionuje jego kryteria”.

Niestety nasza europejska cywilizacja w wielu aspektach wypiera się swoich judeo-chrześcijańskich korzeni. I nawet przypominanie o tym, w tak banalnych kwestiach, jak życzenia "Merry Christmas", jest zastępowane jakąkolwiek formułą, byle by nie było odniesienia do Boga. W koncernie, gdzie pracuję, oficjalna kartka "świąteczna" informuje o akcji charytatywnej, natomiast bardzo precyzyjnie jest "wyprana" z jakichkolwiek treści związanych nawet nie tyle z wiarą, co z bożonarodzeniową tradycją.


„Dlatego priorytetowe znaczenie ma dziś dla biskupa szczególnie odwaga sprzeciwu wobec dominujących kierunków. Musi być dzielny. Taka dzielność nie polega na uderzaniu, na agresywności, lecz na pozwoleniu, by być uderzonym, i opieraniu się kryteriom dominujących poglądów. Odwaga wytrwania w prawdzie jest niezbędnie konieczna u tych, których Pan posyła jak owce między wilki."

Jestem przekonany, że powyższe słowa odnoszą się nie tylko do biskupów. Cała sztuka polega właśnie na tym, by nie zgadzając się z dominującymi tendencjami, nie odpowiadać uderzeniem, agresją, ale być dzielnym w wytrwaniu przy wartościach, przy prawdzie i przy Bogu.

Wsłuchujmy się w słowa i naśladujmy postawy Mędrców - tych sprzed 2 tysięcy lat, ale i współczesnych.

Pozdrawiam

sobota, 5 stycznia 2013

Zły syn jestem

Pojechałem do EMPIK-u po prezent dla ojca, bo miał wczoraj urodziny.

Jak zwykle, zamiast pomyśleć o czymś już wcześniej, znów na ostatni moment.

Mało tego, zamiast kupić coś ojcu, kupiłem prezent ... sobie:


Ojcu też coś tam "przy okazji" wynalazłem, ale to mnie wcale nie tłumaczy. :)

Poza tym w temacie Szymona Hołowni robię się chyba zbyt monotematyczny, ale podobno i tę książkę warto przeczytać.

Pozdrawiam

czwartek, 3 stycznia 2013

TV Trwam c.d.

W ostatnich dniach wróciła kwestia miejsca na multipleksie dla TV Trwam.

Pisałem o tej sprawie prawie rok temu: KLIK

Właściwie wszystko jest, moim zdaniem, jak najbardziej aktualne. 

Z jednym może wyjątkiem. Ponieważ w tej chwili konkurs trwa, więc - jak rozumiem - Fundacja Lux Veritas jest w trakcie przygotowywania jak najlepszej oferty, by to właśnie jej telewizja koncesję dostała. Mam też nadzieję, iż, wspomniany w mojej poprzedniej notce, Pan Mecenas pomaga i służy swoją wiedzą w tym zadaniu. Szkoda by było czytać w prasie jego wypowiedzi znowu post factum, gdyby miało się i tym razem nie udać.

Przyznam się jeszcze, że w październiku, gdy jechałem tam i z powrotem do Rzeszowa, zrobiłem sobie mały eksperyment i prawie całą drogą słuchałem Radia Maryja. Nie wchodząc w szczegóły, było podczas tych kilku godzin, szereg wartościowych treści, między innymi wywiad z bp Rysiem z Krakowa na temat nowej ewangelizacji. Były niestety i takie, które mnie zdecydowanie bulwersowały na przykład, gdy w przykry sposób atakowano i ośmieszano poczynania rządu RP. 

Muszę też powiedzieć, że kilka razy się rozbawiłem. Był to okres, gdy przygotowywano się do pielgrzymki Radia Maryja do Rzymu. W związku z tym Ojciec Dyrektor doradzał na antenie, by będąc w Wiecznym Mieście, nawet starsze osoby wybrały się na zwiedzanie poszczególnych bazylik, co jest proste, bo można przecież zamówić sobie ... taksówkę.

W pewnym momencie puszczono piosenkę, która niemalże wbiła mnie w samochodowy fotel. Nie pamiętam tytułu, ale udało mi się zapamiętać nazwę zespołu: Kapela znad Baryczy (zapamiętałem, bo kiedyś wykonywałem koncepcję gospodarki ściekowej w zlewni tej rzeki). Proponuję inną "pieśń", ale w podobnej stylistyce:


I jak, podobało się?

:)

Pozdrawiam

środa, 2 stycznia 2013

Dzień powszedni

Tak mi się dobrze świętowało w ostatnich dniach, że trochę trudno znaleźć się w rzeczywistości dnia powszedniego.

Jeśli niebo polega na tym, że będzie to nieustające świętowanie, to jestem chyba coraz bardziej gotowy. :)

Nie chodzi mi o lenistwo. Miałem przecież święta dość intensywne: spotkania rodzinne i z przyjaciółmi, kościół, a pomiędzy prace domowe, basen z Jackiem, obróbka zdjęć z mijającego roku.

W ogóle lenistwo nie jest czymś ciekawym: czas się wtedy wlecze, a potem doskwiera kac, że tenże czas się bezpowrotnie zmarnowało, gdy na świecie jest tyle interesujących spraw.

Nie znaczy to, że człowiek powinien ciągle być aktywny. Odpoczywać też trzeba umieć: trochę się wyciszyć, posłuchać muzyki, zobaczyć dobry film, poleżeć z żoną, pójść na spacer, zająć się swoim hobby, poczytać, może coś napisać, jeśli ktoś lubi, zastanowić się nad jakąś myślą czy zdarzeniem.

Wrócił jednak dzień powszedni. Rano trzeba było, jak zwykle Jacka zawieźć do babci, Elę do szkoły i samemu pojechać do pracy na długie 8 godzin, które szczególnie, gdy robota jest żmudna i mało spektakularna, jakoś się dodatkowo wydłużają.

Trzeba się zmobilizować, uzbroić w cierpliwość, czasem nawet zacisnąć zęby i radzić sobie z rzeczywistością.

W nagrodę, za jakiś czas, znów będą święta.

Pozdrawiam

wtorek, 1 stycznia 2013

Życzenia Noworoczne


Niech cię Pan błogosławi i strzeże.
Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą,
niech cię obdarzy swą łaską. 
Niech zwróci ku tobie swoje oblicze
i niech cię obdarzy pokojem.


Z dzisiejszych czytań mszalnych - nic dodać, nic ująć.


Nasze fajerwerki 2013


Pozdrawiam