Strony

niedziela, 30 września 2012

Wyrozumiałość i bezkompromisowość

Myślę, że świetnie ks. proboszcz w dzisiejszej homilii podsumował czytania mszalne.

Trochę zainspirowany, chodzi mi po głowie kilka myśli:

Gdy ci "inni" robią coś dobrego, trzeba się z tego cieszyć, trzeba to docenić. 

Nie licytujmy się, czy lepszy jest Caritas, czy Ochojska, czy Owsiak, czy jeszcze ktoś trzeci. Nie szukajmy dziury w całym u tych "innych". Nie starajmy się podbijać swoich akcji poprzez pomniejszanie "konkurencji". 

W dzisiejszej polskiej polityce oraz - co gorsza - w jej opisie przez media, też zupełnie przestało liczyć się to, co kto robi. Ważne jest tylko kto. Jeśli ktoś z "naszych", to nieważne czy gada głupstwa, czy zaniedbuje swoje obowiązki, czy szkodzi krajowi, zawsze jego koledzy (oraz przychylne temu ugrupowaniu gazety) będą go bronić. Jeśli natomiast ktoś z oponentów odniósł ewidentny sukces, przyczynił się dla Polski i Polaków, rzetelnie wykonał swoją pracę, ma dobre pomysły to i tak trzeba uwydatnić jego pomyłki, pokazać w złym świetle, zarzucić złą wolę. Skąd my to znamy?

W polskim Kościele też nie ustrzegliśmy się podziałów. Mam wrażenie, że i dziś część z nas zachowuje się jak Apostołowie, zwracając się do Jezusa:

„Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami”

Łatwo przychodzi nam krytykować, a najchętniej chcielibyśmy, by Kościół zabronił wypowiadać się: ojcu Rydzykowi lub ks. bp Pieronkowi, redakcji Gościa Niedzielnego z ks. Garncarczykiem lub Religii TV z ks. Sową, Radiu Maryja albo Tygodnikowi Powszechnemu.

A Jezus mówi wtedy do swoich uczniów piękne i jednoczące słowa:

„Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami"

Nie twórzmy sobie wrogów. Nie szukajmy zła w innych. Poszerzajmy krąg tych którzy są "z nami". Bądźmy wyrozumiali dla tych, z którymi nie całkiem nam po drodze, ale też robią sporo dobra.

No to jak to? To już nie trzeba walczyć ze złem? Owszem trzeba! I to bardzo radykalnie:

"Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiemia rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła".

Walczyć ze złem trzeba przede wszystkim w sobie. Tu trzeba być absolutnie bezkompromisowym.

A to już nie jest takie łatwe. Wiedział o tym Psalmista:

Kto jednak widzi swoje błędy?
Oczyść mnie z błędów, które są dla mnie skryte.

Także od pychy broń swojego sługę,

by nie panowała nade mną.
Wtedy będę bez skazy
i wolny od wielkiego występku.

Pozdrawiam

sobota, 29 września 2012

Jesień

Ostatnio trochę marudziłem, więc proponuję zmienić temat.

Zaczęła się jesień.



Dzisiejsza rozmowa z rana:
- "Mimozami jesień się zaczyna."
- A co to właściwie są te mimozy?
- Nie wiesz? Jak ci z nosa kapie.






A jesień zaczęła się także w naszym ogródku:


















 Pozdrawiam

środa, 26 września 2012

Nadzór autorski

Właściwie od czasów średniowiecza, gdy budowniczy zaprojektował katedrę, jakiś gmach, pałac czy most, naturalnym było, że nadzorował on również jego realizację podczas budowy.

Do dzisiaj w polskim Prawie Budowlanym istnieje art. 20, który mówi między innymi, iż:

 "Do podstawowych obowiązków projektanta należy: (...) sprawowanie nadzoru autorskiego (...) w zakresie:
  1. stwierdzania w toku wykonywania robót budowlanych zgodności realizacji z projektem,
  2.  uzgadniania możliwości wprowadzenia rozwiązań zamiennych w stosunku do przewidzianych w projekcie, zgłoszonych przez kierownika budowy lub inspektora nadzoru inwestorskiego".
Od zawsze było oczywiste, że nadzór autorski, jak nazwa wskazuje, realizuje autor projektu. Sam wielokrotnie od ponad 10 lat, odkąd mam uprawnienia projektowe, sprawowałem nadzór autorski podczas realizacji inwestycji, które wcześniej projektowałem.

Jakiś czas temu w naszym kraju pojawił się pierwszy precedens. Ktoś wymyślił, że na nadzór autorski trzeba przecież rozpisać publiczny przetarg. Wszyscy pukali się w głowę. Ktoś odwołał się do sądu. W sprawę zaangażowały się całe sztaby prawników i co ? 

W świetle obecnie obowiązującej wykładni prawa, nadzór autorski, nad projektem, który wykonałem, może sprawować zupełnie obcy projektant, który wygra przetarg.

Czy absurdalność polskiej biurokracji i paranoja stosowania prawa ma w naszym kraju jakiekolwiek granice? Chyba nie.


Powyższa sytuacja nie jest hipotetyczna. Właśnie kończy mi się umowa na nadzór autorski bardzo trudnego tematu, który według mojego projektu jest budowany. Miasto zamiast podpisać ze mną aneks i współpracę kontynuować, właśnie ogłosiło przetarg na "Pełnienie nadzoru autorskiego". W kryteriach nie ma mowy o tym, że wystartować może autor (lub współautorzy). Może każdy, kto ma uprawnienia do projektowania.


*****

Jakoś strasznie ostatnio narzekam. Pewnie dlatego, że absurdy naszej rzeczywistości dość mocno mi uwierają. Sorry!

Pozdrawiam

poniedziałek, 24 września 2012

Ruda Śląska: Trasa N-S

Jechałem ostatnio, przejeżdżając w okolicach Rudy Południowej w naszym mieście, gdzie kilka tygodni temu wybudowano fragment Trasy N-S.

Niestety, pomimo, iż droga wraz z wiaduktami istnieje, pasy wymalowane i wydaje się, że wszystko gotowe, wjechać na nią nie wolno - zakaz ruchu.

Właśnie przeczytałem dlaczego: KLIK.

Były w naszym kraju takie czasy, że normalny człowiek z urzędnikiem nie potrafił się dogadać. 

Tu z góry przepraszam wszystkich urzędników, którzy pełnią służbę, w odróżnieniu od tych, którzy niestety sprawują władzę.

Przez lata projektowania, jako petent nauczyłem się, że z URZĘDNIKIEM się nie dyskutuje, że ON zawsze ma rację, że trzeba zrobić tak, jak ON sobie życzy.

Jak widać z linkowanego tekstu poziom biurokratyzacji naszego państwa (w tym samorządu) doszedł już do miejsca, gdzie urzędnicy nie potrafią dogadać się między sobą. Urzędnik miejski twierdzi, że ma rację, a urzędnik z Nadzoru Budowlanego ma inne zdanie.



Szanowni Urzędnicy!

Chciałem Wam uprzejmie przypomnieć, że ta droga została wybudowana z moich podatków i do jasnej cholery, chcę nią jeździć !!!

Pozdrawiam

sobota, 22 września 2012

Słodkie życie

Kupiłem wczoraj na dworcu w Warszawie kanapkę i colę. Usiadłem przy stoliku wraz ze starszym małżeństwem. Oczywiście zapytałem, czy mogę się przysiąść. Było tam dosyć ciasno, więc gdy zauważyłem, że pani rozgląda się za cukrem do swojej kawy, zaproponowałem, że jej przyniosę. Kobieta z wyraźną ulgą w głosie stwierdziła, że mimo wszystko można jeszcze dziś w ludzi wierzyć. Potwierdziłem, że ludzie są różni, ale jednak generalnie ja też uważam, że trzeba ludziom ufać. Cukier wraz z łyżeczką do pomieszania przyniosłem.

Trochę osłodziłem starszej pani życie. :)

Pozdrawiam

piątek, 21 września 2012

Oczyszczalnia ścieków "Czajka"

Dziś zapraszam na spacer po największej polskiej oczyszczalni ścieków o wdzięcznej nazwie "Czajka" w Warszawie.

Gdy byłem tam ostatnio, jakieś 10 lat temu, wyglądała zupełnie inaczej. Zresztą w tamtych czasach, a właściwie jeszcze miesiąc temu, cała centralna i północna lewobrzeżna Warszawa odprowadzała ścieki bez oczyszczenia bezpośrednio do Wisły. Teraz jest już oddany do eksploatacji tunel pod dnem rzeki o średnicy 4,5m, którym nieczystości z zachodniego brzegu są transportowane właśnie na oczyszczalnię ścieków "Czajka". A tutaj najlepsze światowe technologie i zastępy fachowców pracują nad tym, by do Wisły trafiały już czyste wody.

Schemat oczyszczalni ścieków "Czajka"

Oczyszczalnia to gigantyczny zakład przemysłowy - 52 ha powierzchni.



Następuje tu szereg procesów, które najpierw zmierzają do oczyszczenia ścieków.




Ostatecznie wszystko jest klarowane na osadnikach wtórnych, skąd już czyste wody (widziane w pierwszym planie) można odprowadzić do rzeki.

Osadnik wtórny

Tyle, że po oczyszczeniu ścieków pozostają tony, nazwijmy to, odpadów, z nich wydobytych. Tu dopiero trzeba sporo inżynierskiego wysiłku, by je zutylizować.

Komory fermentacyjne osadów ściekowych
Przy okazji tych procesów produkowany jest tzw. biogaz, który służy do produkcji ciepła i energii elektrycznej.

Zbiornik biogazu

Ostatecznie pozostałe po przeróbce odpady ściekowe są w Warszawie spalane w specjalnym piecu. Spalarnia osadów to właściwie cały oddzielny wysokospecjalistyczny zakład przemysłowy, z kilometrami rurociągów, tysiącami urządzeń, rejestratorów, skomplikowanymi systemami oczyszczania spalin, itp.

Spalarnia osadów ściekowych

Możecie mi wierzyć - a znam się na tym - to co mamy w tej chwili w Warszawie, ale również w wielu miastach i miejscowościach w Polsce, to są oczyszczalnie ścieków na najwyższym światowym poziomie. W tej kwestii postęp cywilizacyjny naszego kraju w ostatnich kilkunastu latach był niesamowity.

Jestem pewien, że musi się to w najbliższych latach przełożyć na poprawę jakości polskich rzek oraz Bałtyku.

Pozdrawiam

czwartek, 20 września 2012

Muzeum Powstania Warszawskiego

Po części merytorycznej dzisiejszej konferencji (bardzo dla mnie ciekawej), wybrałem się do miasta stołecznego. Hotel w którym nocujemy i mieliśmy kilkanaście wykładów znajduje się gdzieś na Mokotowie (chyba) ok. 10 km od centrum. Kawałek podwiózł mnie znajomy, a dalej, żeby było ciekawiej, podróżowałem publicznymi środkami transportu: autobusami i tramwajami.

Zanim się zdecydowałem, wyczytałem w internecie, że w czwartki Muzeum Powstania Warszawskiego jest czynne do 20.00. Przed 18.00 dotarłem na miejsce, więc miałem ok. 2h na zwiedzanie.


Muszę powiedzieć, że to muzeum robi niewiarygodne wrażenie. I to nawet nie z powodu, o którym słyszałem, że takie nowoczesne, inne, że można wszystkiego dotykać, wszędzie wchodzić, że multimedialne, itd. Na mnie przede wszystkim największe wrażenie zrobił po prostu temat:
Powstanie Warszawskie

Ja oczywiście wiem, właściwie od zawsze, co to takiego było. Natomiast w muzeum tej tragedii właściwie niemal się dotyka.

Zaraz przy wejściu znajdują się fragmenty oryginalnego Zamku Królewskiego:


Z jednej strony przedstawiono niesamowitą odwagę, ale też desperację powstańców. 


Z drugiej strony nie potrafię zrozumieć, jak bardzo człowiek mógł się okazać tak nieludzkim. Ile podłości mieli w sobie niemieccy faszyści ...


 ... ale też drugi okupant, właściwie w dniach powstania kontynuujący Pakt Ribbentrop - Mołotow.


W wielkim stopniu moją wyobraźnię poruszyła ekspozycja związana z powstańczą pocztą i listami ludzi, którzy wzajemnie się o siebie, o swoje rodziny niepokoili.


W części zatytułowanej "Miasto grobów" chciało się po prostu przyklęknąć i pomodlić.


 Generalnie w muzeum, pomimo wieczornej pory, ludzi było sporo.




Na koniec już przed 20.00 poszedłem na kilkuminutowy seans w 3D pod nazwą: "Miasto Ruin". Zrekonstruowano cyfrowo i pokazano w postaci przelotu samolotem nad Warszawą po jej zniszczeniu przez Hitlera po upadku powstania - to jest niewyobrażalne. 

Przytoczę tylko liczby:
  • 1 września 1939 roku w Warszawie mieszkało ok. 1 300 000 osób
  • 1 sierpnia 1944 roku - ok. 900 000
  • wiosną 1945 - w ruinach miasta mieszkało ok. 1000 ludzi.

To nie jest przyjemne muzeum. To nie jest łatwe muzeum.

Warto tam jednak pójść, by zrozumieć coś z tego Miasta i z Polski więcej.

Pozdrawiam




środa, 19 września 2012

Konferencja w Warszawie

Zaraz z rana "Górnikiem" InterCity przyjechałem do Warszawy.

Wcześniej kupując w kasie bilet, pani mnie uprzejmie poinformowała, że miejsc w II klasie już nie ma i może mi dać miejscówkę stojącą (!?!) do II klasy lub normalną do I klasy. Wybrałem wariant "na siedząco", ale za to droższy.

Nasza wielka inwestycja na dworcu w Katowicach trwa w najlepsze, ale można już zaobserwować pierwsze oznaki jej zakończenia. Ze starego jeszcze peronu 4, mogłem podziwiać odnowione perony 1 - 3, a za nimi duży napis "Galeria Katowice".

Dworzec PKP w Katowicach

Raczej pewnie nie chodzi o to, że po wyjściu z pociągu będzie można podziwiać obrazy, rzeźby i inne dzieła sztuki.

Dla tych którzy tych czasów już nie pamiętają dopowiem, że dawniej słowo "galeria" oznaczało zupełnie coś innego niż miejsce do handlowania.

Pociąg wyjechał i - co dziwne - dojechał dość punktualnie.

Za to, gdy swoją kwestię przez głośniki wygłaszał kierownik pociągu, uznaliśmy w przedziale, że byłoby bardzo dobrze, żeby ów gość był dużo lepszym fachowcem w kolejnictwie, niż jako spiker.

Ze znajomym, którego spotkałem już na dworcu w Katowicach, do hotelu podjechaliśmy taksówką - ok. 10km od stacji Warszawa Centralna.

I tak, jestem na konferencji pod nazwą:

"Suszenie i termiczne przekształcanie osadów ściekowych."

Dla mnie tematyka bardzo ciekawa.

Część merytoryczna na dzisiaj skończyła się po 17.00. O 19.00 będzie jeszcze uroczysta kolacja, a jutro od rana ciąg dalszy.

Pozdrowienia z Warszawy

wtorek, 18 września 2012

Nie nadaję się

Nie chodzi mi o to, żeby robić onetowi reklamę lub antyreklamę, ale jak tak spojrzę na stronę główną portalu


to się zastanawiam: ludzie na prawdę wchodzą w te poszczególne linki i to czytają?

Pewnie czytają. Bo gdyby nie czytali, to onet by tego nie zamieszczał.



Ja jednak coraz mniej się chyba do współczesnego świata nadaję. 

Pozdrawiam

niedziela, 16 września 2012

Mesjasz i szatan

Muszę o tym pamiętać, że bycie blisko Jezusa, nie sprawia, że automatycznie jestem odporny na pokusy, na grzech i na zło.

Św. Piotr w dzisiejszej Ewangelii składa piękne wyznanie wiary zwracając się bezpośrednio do Chrystusa:

„Ty jesteś Mesjaszem”

Jakiś czas temu rzucił wszystko, całe dotychczasowe życie i poszedł za swoim Mistrzem. Codziennie z Nim przebywał, z Nim rozmawiał. Zrozumiał, uwierzył. Teraz już wszystko w życiu Piotra mogło układać się bez przeszkód. Do dziś mówimy, że "jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym miejscu".

I co?

Zaraz w następnej linijce tej samej sceny ewangelicznej słyszy z ust Jezusa przerażające słowa:

„Zejdź Mi z oczu, szatanie (...)"


Czasem się dziwimy, gorszymy. Ktoś, kto był blisko Boga, nagle odchodzi od Kościoła. 

Kiedyś w oazie czy w ministrantach, potem przez całe lata dobrze żył ze swoją żoną. Jego zaangażowanie nie ograniczało się jedynie do niedzielnej Mszy Św. I w pracy, i w domu mógł być dla innych wzorem.
I nagle okazuje się, że się rozwodzi, "układa" sobie życie z nową kobietą.

Gorliwy ksiądz. Aż miło było patrzeć z jaką wiarą sprawował Eucharystię. Zawsze miał dla wszystkich czas. Wkładał w swoją posługę całe serce.
I nagle okazuje się, że już nie jest księdzem (jeśli w ogóle można przestać być kapłanem).

Dlaczego tak się dzieje?

Nie wiem.

To pewnie z pychy. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Gdy człowiek w pewnym momencie wie lepiej niż Bóg. Gdy nawet mimo bliskości życia z Jezusem, zaczyna układać przyszłość po swojemu. Gdy zaczyna Boga poprawiać, Boga upominać.

Muszę pamiętać o tym, że jestem tylko słabym człowiekiem. Że nawet jeśli coś robię z sensem, to dzięki Niemu. Że nie mogę polegać na sobie. Ale zawsze mogę zaufać Jemu. I w każdej sytuacji w życiu mogę na Niego liczyć.


Miłuję Pana, albowiem usłyszał
głos mego błagania,
bo skłonił ku mnie swe ucho
w dniu, w którym wołałem.

Pan jest łaskawy i sprawiedliwy,
Bóg nasz jest miłosierny.
Pan strzeże ludzi prostego serca:
byłem w niedoli, a On mnie wybawił.

Pozdrawiam

sobota, 15 września 2012

Nossol, Szymik, Eichendorff

Dokończyłem dziś czytanie kolejnej książki o jednym z moich ulubionych biskupów. "Być dla, czyli myśleć sercem" to wywiad rzeka z księdzem biskupem Alfonsem Nossolem przeprowadzony przez ks. Jerzego Szymika w 1998 roku.


Już wcześniej wspominałem o tej wybitnej postaci śląskiego, lokalnego Kościoła: Tutaj i Tutaj też.

Z racji rozmówców - profesorów, teologów, uczonych, książka o wiele trudniejsza w odbiorze przynajmniej dla mnie - prostego inżyniera, od wcześniej czytanego wydawnictwa klik. Niemniej osoba opolskiego biskupa ciągle mnie fascynuje.

Kilka cytatów? Proszę bardzo:

O Śląsku:

Ślązacy noszą w sercach i umysłach odbicie szerokiego kręgu kulturowego. Klasycznym przykładem takiego miejsca na Śląsku Opolskim jest Góra św. Anny - miejsce pojednania generacji, kultur i języków. Tam każdy mógł się zawsze modlić w języku serca, każdy czuł się tam u siebie, na "swojej" górze, każdy do św. Anny uciekał się jako do swojej patronki, która zrozumie go w jego inności, w jego ukierunkowaniu narodowym, czy nawet politycznej opcji. Nie była i nie jest to góra tylko politycznej identyfikacji czy wyznaniowej tożsamości. Dawała i daje ona bowiem szersze spojrzenie na świat. Tam, na tej górze, odczuwamy coś z nieograniczonych możliwości Boga, coś z nieskończoności, wieczności, która pomaga nam łączyć wszystkie wymiary śląskiej ziemi. Góra św. Anny pozwala nam czuć się już zawsze Europejczykami, którzy nie potrzebują zapierać się swojej narodowości czy etniczności ani wyrzekać się patriotyzmu.
Ślązacy są dziedzicami kulturowej trójwymiarowości, potomkami pokoleń i dziejów, które o tej trójwymiarowości zadecydowały. Nas nie sposób apriorycznie zamknąć, zaszufladkować.

O ekumenizmie:

Ekumenizm nie polega na nawróceniu z jednego wyznania na drugie, ale na powrocie do Chrystusa. Wszystkie wyznania chrześcijańskie muszą to robić ...

Moją najogólniejszą formułą ekumenicznego celu jest przekonanie, iż nam, wszystkim Kościołom chrześcijańskim, potrzeba jeszcze znacznie więcej katolickiej szerokości, ewangelickiej głębi i prawosławnej dynamiki.

O sprawach ostatecznych:

Ostatecznie więc, skoro Bóg jest miłością, a dzieło stworzenia to nic innego jak creatio ex amore, to nie tyle będziemy sądzeni z grzechów, lecz wyłącznie z miłości (albo zaniedbanej, albo aktywnie realizowanej). Bóg musi nas sądzić w oparciu o swą istotę - to będzie sąd miłości, dlatego nie musimy się go lękać.

O rzeczach najważniejszych (filozoficznie rzecz ujmując):

Można mieć pretensje do Boga, że mógł uczynić "po Leibnizowsku" świat doskonalszy, czyli tak ukształtować człowieka ex amore, aby dążył ad amorem i tylko per amorem był aktywny. Gdyby Bóg tak jednak sprawił, iż działoby się to "mechanicznie", z pominięciem wolności, wtedy nie byłoby w świecie miłości, ponieważ miłość jest najwyższym owocem wolności.

Na końcu książki ks. Szymik zamieścił wiersz wielkiego śląskiego poety okresu romantyzmu Josepha von Eichendorffa pod tytułem Mondnacht. Jest to pierwszy wiersz w życiu, który przeczytałem po niemiecku i choć zupełnie nie znam tego języka, przeczytałem go sobie na głos, zachwycając się harmonią i rytmem słów. Całe szczęście obok ks. Szymik zamieścił swoje polskie tłumaczenie wiersza, więc i treść mogłem zrozumieć. :)

Pozdrawiam

piątek, 14 września 2012

Zebranie rodziców

W środę, wracając z Bydgoszczy, wybraliśmy drogę alternatywną tzn. przez Toruń, Łódź. Niestety, przejazd przez Włocławek można skwitować krótko - katastrofa. Drogę przez miasto budują już chyba z 3 lata i właściwie końca tej inwestycji nie widać - wszystko rozkopane. Całe tłumy pracowników z Anwilu, wiedząc, że autem to głównie się stoi, a nie jedzie, wracały na swoje osiedla rowerami. Potem jeszcze dodatkowo kilkadziesiąt minut trzeba było cierpliwie wyczekać w Częstochowie. Wróciłem do domu po 22.00. Padłem na łóżko i za parę chwil (jak mi się wydawało) trzeba było jechać znów kolejnego dnia do pracy. Na dodatek byłem umówiony w terenie. Do wykonanych w ostatnich dwóch dniach 950 km dodałem więc w czwartek jeszcze 160 km. Z budowy za Bielskiem gnałem do domu (w granicach rozsądku), by zdążyć na zebranie rodziców w podstawówce u Jacka.

Zwykle na takie imprezy chodzi żona, ale oczywiście w tym samym dniu, o tej samej porze, była też wywiadówka u Łukasza w liceum, to trzeba się było jakoś podzielić. Prawie nikogo z rodziców, ani wychowawczyni nie znałem. Przez moment nawet się zastanawiałem, czy na pewno trafiłem do odpowiedniej klasy. Za chwilę pani nauczycielka puściła do podpisania stos różnych oświadczeń, zgód, pism na których widniało na samej górze nazwisko mojego syna, to się uspokoiłem.

Nie będę opisywał przebiegu spotkania. 

Za to przypomniało mi się, gdy wiele lat temu, w drugiej połowie lat 80, byłem na wywiadówce u ... mojego brata. Rodzice gdzieś wyjechali, pewnie na jakąś pielgrzymkę i poprosili mnie bym poszedł w ich imieniu. Jestem od brata starszy zaledwie o 3 lata. Ja chodziłem do liceum, a on wtedy do technikum budowlanego. Tamte zebranie rodziców to był dopiero hardcore. Siedzieliśmy w klasie: rodzice uczniów i ja, a z powieszonego pod sufitem czarno-białego monitora musieliśmy wysłuchać najpierw pogadanki milicjanta obywatelskiego na temat bezpieczeństwa. Potem z tego samego ekranu leciało (chyba live) orędzie dyrekcji w temacie socjalistycznego wychowania młodzieży. Po mniej więcej godzinie dopiero wychowawczyni mogła wyłączyć te zdobycze ówczesnej techniki i przystąpić do zasadniczej części spotkania.

Tamte wspomnienia zostały mi w formie traumy. Pewnie dlatego nie przepadam dziś za zebraniami rodziców i cieszę się, że zasadniczo uczestniczy w nich moja żona, która będac nauczycielem z pewnością podchodzi do sprawy dużo bardziej profesjonalnie, niż ja. :)

Pozdrawiam

wtorek, 11 września 2012

Pozdrowienia z Bydgoszczy

Dziś z koleżanką z pracy na godz. 11.30 byliśmy umówieni na negocjacjach w Katowicach. Stawiliśmy się bardzo elegancko 10 min. przed czasem i czekamy. 

I czekamy, ... i czekamy. 

Okazało się, że firma, która nas zaprosiła, wyznaczyła wszystkim oferentom tę samą godzinę. W rezultacie nasze spotkanie miało miejsce 2 godziny później. Fajnie.

Tyle tylko, że akurat jutro mamy również negocjacje z innego tematu w ... Bydgoszczy. Tak więc na "dzień dobry" wystartowaliśmy z dwugodzinnym opóźnieniem. 

Dojechaliśmy do hotelu przed 21.30. 

Pogoda się zepsuła. Już w Lesznie padał grad. (Jechaliśmy przez Wrocław, Poznań). I potem już ciągle było czarno-ciemno, burzowo, deszczowo i piorunująco.

W takich warunkach jechało się dość trudno. Mam prawo być już zmęczony.

Najważniejsze, że dotarliśmy szczęśliwie na miejsce.

Rynek w Bydgoszczy - zdjęcie z 2011


Pozdrowienia z Bydgoszczy