Strony

piątek, 14 września 2012

Zebranie rodziców

W środę, wracając z Bydgoszczy, wybraliśmy drogę alternatywną tzn. przez Toruń, Łódź. Niestety, przejazd przez Włocławek można skwitować krótko - katastrofa. Drogę przez miasto budują już chyba z 3 lata i właściwie końca tej inwestycji nie widać - wszystko rozkopane. Całe tłumy pracowników z Anwilu, wiedząc, że autem to głównie się stoi, a nie jedzie, wracały na swoje osiedla rowerami. Potem jeszcze dodatkowo kilkadziesiąt minut trzeba było cierpliwie wyczekać w Częstochowie. Wróciłem do domu po 22.00. Padłem na łóżko i za parę chwil (jak mi się wydawało) trzeba było jechać znów kolejnego dnia do pracy. Na dodatek byłem umówiony w terenie. Do wykonanych w ostatnich dwóch dniach 950 km dodałem więc w czwartek jeszcze 160 km. Z budowy za Bielskiem gnałem do domu (w granicach rozsądku), by zdążyć na zebranie rodziców w podstawówce u Jacka.

Zwykle na takie imprezy chodzi żona, ale oczywiście w tym samym dniu, o tej samej porze, była też wywiadówka u Łukasza w liceum, to trzeba się było jakoś podzielić. Prawie nikogo z rodziców, ani wychowawczyni nie znałem. Przez moment nawet się zastanawiałem, czy na pewno trafiłem do odpowiedniej klasy. Za chwilę pani nauczycielka puściła do podpisania stos różnych oświadczeń, zgód, pism na których widniało na samej górze nazwisko mojego syna, to się uspokoiłem.

Nie będę opisywał przebiegu spotkania. 

Za to przypomniało mi się, gdy wiele lat temu, w drugiej połowie lat 80, byłem na wywiadówce u ... mojego brata. Rodzice gdzieś wyjechali, pewnie na jakąś pielgrzymkę i poprosili mnie bym poszedł w ich imieniu. Jestem od brata starszy zaledwie o 3 lata. Ja chodziłem do liceum, a on wtedy do technikum budowlanego. Tamte zebranie rodziców to był dopiero hardcore. Siedzieliśmy w klasie: rodzice uczniów i ja, a z powieszonego pod sufitem czarno-białego monitora musieliśmy wysłuchać najpierw pogadanki milicjanta obywatelskiego na temat bezpieczeństwa. Potem z tego samego ekranu leciało (chyba live) orędzie dyrekcji w temacie socjalistycznego wychowania młodzieży. Po mniej więcej godzinie dopiero wychowawczyni mogła wyłączyć te zdobycze ówczesnej techniki i przystąpić do zasadniczej części spotkania.

Tamte wspomnienia zostały mi w formie traumy. Pewnie dlatego nie przepadam dziś za zebraniami rodziców i cieszę się, że zasadniczo uczestniczy w nich moja żona, która będac nauczycielem z pewnością podchodzi do sprawy dużo bardziej profesjonalnie, niż ja. :)

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz