Ciekawą myśl podrzucił dziś Wikary na wieczornej Mszy Św. z okazji wspomnienia św. Hieronima, czyli tego, który tytaniczną pracą przetłumaczył w IV w. Pismo Święte z języków oryginalnych na popularną wtedy Łacinę.
Miejsce pracy św. Hieronima - grota w Betlejem |
Biblię można czytać na dwa sposoby:
Pierwszy negatywny:
Masz o czymś przeświadczenie, masz swoją teorię, jakieś poglądy i wtedy wertujesz Pismo Św., by znaleźć odpowiedni cytat, który potwierdzi twój punkt widzenia. W tej sytuacji stawiasz siebie na pierwszym miejscu. Udowadniasz - jak powiedział Ksiądz - że nawet Pan Bóg jest tak mądry, jak ty.
Drugi pozytywny:
Czytasz Pismo Święte, zastanawiasz się, rozważasz i myślisz, jak by jej wskazania zastosować do swojego życia.
A wczoraj, w zupełnie innych okolicznościach, dyskutowaliśmy chwilę o moich wpisach tu na blogu lub na facebooku, gdzie przecież czasem cytuję Biblię, właściwie o tym samym. Bo to nie jest łatwe, by z jednej strony również w życiu społecznym Pismem Świętym żyć, a z drugiej strony, by nie używać Słowa Bożego w sposób instrumentalny. Granica jest tu bardzo cienka. I pewnie nie jestem tu bez winy.
Oczywiście, najłatwiej byłoby w ogóle na Pismo Święte się nie powoływać. Jednak to pójście na łatwiznę. Jeśli Biblią się żyje, nie można od niej uciekać. Niech jednak ona służy przede wszystkim do mojego osobistego nawrócenia i wyznaczania sobie kierunków w życiu.
Pozdrawiam