W ostatni piątek w Dzienniku Zachodnim ukazał się wywiad z Panią senator Marią Pańczyk-Pozdziej, który przeprowadziła Pani redaktor Teresa Semik.
KLIK
|
Zdjęcie z "Ślązaka roku" z 2013 |
Może ja, skromny bloger - amator nie powinienem się wtrącać, ale wbrew powszechnie znanej "śląskiej dupowatości", jednak zabiorę głos.
Mówi Pani Senator na początku tak: "Nie wszystkim Ślązakom jest po drodze z RAŚ". I wcześniej: "Oni walczą (...) w imieniu bardzo wąskiej grupy ludzi ...".
Tak, to prawda, że nie wszystkim po drodze i, że w imieniu bardzo wąskiej. Można jednak dodać, że radiowi słuchacze Pani Marii oraz jej wyborcy to także nie specjalnie wielka grupa ludzi i to raczej starszego pokolenia. Czy to znaczy, że nie warto Pani Senator słuchać, zauważać i można ją lekceważyć? Nie trzeba się we wszystkim zgadzać, ale zarówno dokonania jej środowiska, jak i RAŚ-u można szanować.
Kuriozalne jest pytanie Pani Redaktor. gdy mówi o "ponad 800 tys. skrzywdzonych osób" w odniesieniu do spisu powszechnego, w którym Ślązacy zadeklarowali swoją narodowość. Szkoda, że Pani Maria zamiast zaprotestować i ucieszyć się owocem również swojej pracy w odbudowywaniu śląskiej tożsamości, przywołała jakieś absurdalne opinie o "emisariuszach" RAŚ-u na Zaolziu.
Dalej chciałbym, by Pani Senator potrafiła rozróżnić dwie rzeczy. W moim rozumieniu chyba dość zasadnicze. Jeśli ktoś wypowiada opinię (być może niesłuszną), iż jest "hamulcową ambicji Ślązaków", to nie jest to tożsame ze stwierdzeniem, że jest "gorszą Ślązaczką". Czyż nie byłoby lepiej w tym miejscu zaśmiać się tak po śląsku nawet z samej siebie?
Dziwne rzeczy czytam dalej, gdy nieufność wobec państwa jest postrzegana jako wypieranie się swojej polskości. Za grosz nie mam zaufania do państwa w bardzo wielu zagadnieniach życia. Czy to oznacza, że jestem antypatriotą?
Następnie: "Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wolno tak eksponować swojego miejsca przywiązania i zakorzenienia, bo ktoś może sądzić, że nie myślę kategoriami polskimi". No trochę to odbieram tak, że są sytuacje, gdy czasem powinienem się wstydzić swojej śląskości albo Ślązakiem mogę być tylko i wyłącznie w granicach Polski. No cóż, przecież to zaprzeczenie jednego z podstawowych fundamentów naszej tożsamości, która została ukształtowana regionalnie niezależnie właśnie od granic i narodów, które ją współtworzyły. Warto być z tego dumnym, że potrafiliśmy łączyć różne tradycje i kultury.
Rozumiem całym śląskim sercem przywiązanie do Polski, gdy wspomina Pani lata wojny z koszmarem okupacji oraz wcześniejsze walki z czasów powstań śląskich. W moim rodzinnym domu taki punkt widzenia też był naturalny. A jednak potrafię zrobić krok do tyłu i umiem sobie wyobrazić sąsiada - Niemca wspominanego przez nią powstańca, który z podobnym przekonaniem mógłby powiedzieć: "My za niemiecki Śląsk to by se dali ręce poobcinać, serce z piersi wyrwać". Mnie tu martwi przede wszystkim to, że czasem nawet bracia byli zdolni, by siebie wzajemnie zabijać za Polskę lub za Niemcy. To jest tragizm, który trzeba dostrzec. Czy podział Górnego Śląska pomiędzy wrogie państwa nie był wtedy nieszczęściem?
Mówi Pani Senator, że "za mało sami Ślązacy na Śląsku są zainteresowani własną historią". To prawda. Jednak czy między innymi ona, jako polityk, nie powinna się tu uderzyć w piersi? Ja swoją edukację historii pobierałem w socjalizmie i nie mogłem tu na nic liczyć. Wszystko co wiem o dawnych czasach mojej małej ojczyzny sam musiałem zdobywać. Miałem kiedyś nadzieję, że moi synowie w wolnej Polsce będą mogli poznawać historię swojego regionu w szkole. Niestety dalej po ponad 25 latach wolności jedynie słuszna historia to ta z punktu widzenia Warszawy, a moi synowie zdążyli dorosnąć, nie doczekawszy edukacji regionalnej choćby w minimalnym stopniu.
Tu póki co przerwę swoje wtrącanie się do zapisanej w gazecie rozmowy, by nie zanudzić Szanownych Czytelników.
Nie obiecuję jednak, że nie będę kontynuował za jakiś czas, bo temat jest bliski mojemu sercu.
Pozdrawiam