Strony

niedziela, 11 września 2016

Mojżesz pod WTC

Zwróciłem dziś uwagę w pierwszym czytaniu na taki fragment, gdy po grzechu Izraelitów Bóg mówi do Mojżesza:

Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku. 
Pozwól Mi, aby rozpalił się gniew mój na nich. 
Chcę ich wyniszczyć, a ciebie uczynić wielkim ludem

Co mógł wtedy powiedzieć Mojżesz? Mógł podziękować Bogu za jego łaskawość, że chce z Mojżesza wyprowadzić wielki nowy lud, który będzie bardziej doskonały, który będzie służył jedynemu Bogu, który będzie dużo lepszy od tych niewdzięczników, którzy wyszli z egipskiej niewoli.

Lecz nie. Mojżesz wstawił się za tym grzesznym ludem i błagał Boga, by go nie wytracił. Nie zależało Mojżeszowi na swojej chwale. Prosił za Żydów, którzy odlali sobie z brązu cielca i uznali go bogiem.

Prawdziwy Bóg w swoim miłosierdziu wysłuchał prośby Mojżesza.


Gdy dziś się zastanawiamy, czy musiało dojść do tylu nieszczęść na ziemi. Czy Bóg nie mógł oszczędzić amerykanom masakry na World Trade Center? Czy Bóg nie mógł zapobiec potem wszystkim wojnom rozpętanym przez USA. które de facto trwają do dziś? 

Tak mógł, wytracając grzesznych ludzi. 

Początek armagedonu nad moim domem


Nie robi jednak tego, bo w swoim miłosierdziu kocha nas wszystkich grzeszników.


Jego dobroć polega również na tym, że jak w przypowieści o synu marnotrawnym, daje mi pół swojego majątku i pozwala zrobić z nim, co chcę. Mogę go roztrwonić. Mogę też pomnożyć. To jest mój wybór.



Pozdrawiam  




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz