Strony

piątek, 29 czerwca 2012

Kościół Piotra i Pawła

W tradycji Kościoła wykształciły się pewne zjawiska nad którymi można się tylko zachwycać. Jednym z nich jest dzisiejsze święto.

Dwóch bardzo różnych facetów: św. Piotr i św. Paweł mają wspólną uroczystość w jednym dniu.

Piotr:
  • prosty rybak
  • żonaty
  • porywczy
  • zmienny
  • zaparł się Chrystusa
  • pierwszy wyznał: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego"
Św. Piotr

 Paweł:
  • wszechstronnie wykształcony, pochodzący z bogatej rodziny
  •  kawaler
  • działający z namysłem
  • wytrwały w dążeniu do celu
  • gorliwy w prześladowaniu Chrześcijan
  • gorliwy w głoszeniu Chrystusa po nawróceniu
  • obywatel Rzymu podróżujący po ziemiach Imperium
Św. Paweł

Piotr i Paweł - tak różni, a obaj są filarami Kościoła.

W naszym Kościele jest miejsce dla różnorodności. Kościół, dzięki dzisiaj wspominanym apostołom, od samych jego początków był tworzony przez Żydów, którzy w Jezusie rozpoznali Mesjasza, ale i przez pogan, którzy uwierzyli w Boga-Człowieka. Kościół powszechny zawsze był otwarty na ludzi prostych i na myślicieli, na biednych i bogatych. 

Uczmy się tej różnorodności. 

Ubogacajmy się wzajemnie. 

Cieszmy się i Piotrem, i Pawłem.

Pozdrawiam

czwartek, 28 czerwca 2012

Teatr ... szkolny

Zaprosiła mnie dzisiaj żona na ... zakończenie roku szkolnego w siebie w szkole, gdzie uczy.

Miałem trochę mieszane uczucia, bo co ja tam będę robił? Zabrałem jednak Jacka i po pośpiesznym obiedzie pojechaliśmy na "Galę talentów". 

Uroczystość zaczynała się dwoma przedstawieniami. Najpierw młodsza grupa pokazała "Brzydkie kaczątko", a następnie starsze dzieci zaprezentowały "Most do Terabithii". 

Ludzie, to nie było przedstawienie teatrzyku z wiejskiej szkoły. 

To był prawdziwy teatr.

Niesamowicie oba spektakle były przygotowane. Dzieciaki potrafiły i śpiewać, i zatańczyć, i się poruszać, i deklamować - pełny profesjonalizm. Na dodatek, mimo skromnych środków, twórcy potrafili wyczarować zmieniającą się scenografię, efekty świetlne, zmieniające się tło, dobry podkład muzyczny, pacynki i nawet teatr cienia.


Gratuluję przede wszystkim Ewie, która z tymi dziećmi pracuje, ale też wszystkim, którzy włożyli w przygotowania sporo pracy i serca.

Pozdrawiam

środa, 27 czerwca 2012

Potrzebuję wakacji !!!

Jakoś już się nie mogę doczekać wakacji.

Czuję się zmęczony codzienną pracą i solidny odpoczynek jest mi już bardzo potrzebny.

Jeszcze trzeba dosłownie chwilę wytrzymać i jedziemy na Chorwację.

Pierwszy raz byliśmy tam w roku 2007, czyli 5 lat temu. Zakochaliśmy się wtedy wszyscy w tym pięknym kraju. Moja żona lubi morze. Ja przepadam za górami. A tam było jedno i drugie jednocześnie - bajka. Po 10 dniach kończąc pierwsze wakacje na wyspie Ugljan, naprzeciw Zadaru, wpłaciliśmy od razu właścicielce pensjonatu zaliczkę na pobyt rok później. I faktycznie w 2008 roku spędziliśmy w tym samym miejscu już pełne 2 tygodnie.

W kolejnych latach, z jedną przerwą na czeską Pragę, już w inne okolice, ale też wybieraliśmy Chorwację. Co tam będę opowiadał - może pokażę po prostu kilka fotek:

Jeziora Plitwickie 2008

Kornati 2008

Split 2008

Zadar 2008

Wyspa Ugljan - Góra Św. Michała 2008

Sibenik 2010

Trogir 2010

Krka 2010

Ljubljewa - nasza zatoczka 2010

Pag 2011

Povljana 2011

Ciekawe, jak będzie w tym roku?

Pozdrawiam

niedziela, 24 czerwca 2012

Wakacje w Kościele


Dziś, gdy słońce świeci coraz mocniej, dzieci podsumowują rok szkolny, myślimy o kolejnych wakacjach, które właśnie się zaczynają. Po trudach pracy, należy się chwila odpoczynku, wyjazdu, pobycia z rodziną.

Jedni pojadą nad morze lub w góry. Cześć wczasowiczów będzie podróżowała po Polsce, inni wybiorą się na zagraniczne eskapady.

Trzeba też pamiętać o tych, którzy z różnych powodów muszą pozostać w domu.
Każdy z nas jednak od czasu do czasu bywa poza domem i to nie tylko podczas wakacji.

Mnie również zdarza się jeździć w różne miejsca, czasem służbowo, czasem prywatnie. Bywa i tak, że jestem w podróży w niedzielę lub święto. Pamiętam zawsze o Eucharystii. Lubię również zajrzeć do kościoła w miejscowości, w której właśnie przebywam, także w tygodniu, jeśli jest taka okazja. Pewnie też dlatego, że mam wtedy okazję podziwiać piękne zabytki, architekturę, wystrój, obrazy, rzeźby. Mogę wtedy zrobić kilka zdjęć, by oglądane piękno zostało w mojej pamięci (i pamięci komputera) na dłużej.

Lublin


Zauważyłem, że niezależnie od tego, gdzie jestem, czy jest to Pomorze czy Podhale, Kartuzy na Kaszubach czy Lublin na wschodzie Polski, zawsze w kościele czuję się w jakiś sposób "u siebie". Owszem, czasem podczas liturgii mylę melodię, bo w różnych miejscach śpiewa się inaczej lub w ogóle lokalnych pieśni nie znam. Czasem chciałbym, by śpiewano szybciej, rytmiczniej tak, jak jestem przyzwyczajony u nas, na Śląsku. W innym miejscu jest trochę jakby smutniej, bo Msza nawet niedzielna prawie cała recytowana. 
 
 
Sandomierz
Soblówka





Ale właściwie lubię wsłuchiwać się w takie różnice i znajdować perełki w postaci np. świetnego kazania wygłoszonego przez księdza, którego pewnie już nigdy w życiu nie spotkam albo w usłyszaną po raz pierwszy (i może ostatni) melodię nieznanej mi pieśni.










W moim dotychczasowym życiu uczestniczyłem też ileś razy w Eucharystii w różnych częściach Europy. 

Zadar - Chorwacja
Wtedy oczywiście głównym problemem jest bariera językowa. Pewnie, że na Słowacji czy w Czechach, a nawet w Chorwacji wiele da się zrozumieć. Nie znam natomiast niemieckiego, więc już na przykład w Austrii, mógłbym powiedzieć, że czuję się "jak na tureckim kazaniu". 


Choć nawet wtedy w kościele mam przeświadczenie, że dalej jestem "u siebie", bo układ Mszy Świętej jest przecież taki sam. 


Praga - Czechy



Wiem, że czytania mszalne są w tym dniu identyczne, co czytane w różnych językach we wszystkich kościołach na świecie. Zdaję sobie sprawę, że podczas Przeistoczenia słowa wypowiadane przez kapłana, w jakimkolwiek narzeczu, mają tę samą moc. Przekazując sobie wzajemnie znak pokoju, cieszę się, że ludzie wokół mnie, skądkolwiek pochodzą, tworzą święty, powszechny i apostolski Kościół. Chrystus, którego w komunii przyjmuję do serca, jest ten sam, co u nas na Halembie, niezależnie od tego ile kilometrów od domu jestem oddalony.






Życzę wszystkim Szanownym Czytelnikom, by tegoroczne wakacje były udane. Życzę byśmy w kościołach Polski i świata współtworzyli Kościół Chrystusowy i w tym Kościele czuli się zawsze "u siebie", jak w domu.

Pozdrawiam

P.S. Tekst opublikowany w gazetce parafialnej "Boże Narodzenie"

piątek, 22 czerwca 2012

Fusbal

Ja, jo wiym, że Poloki już z Ełro wylecieli z wielkim hukym. Niy ma co beczeć. Roztomajte graczki na tym polegajom, że jedyn wygrywo, a drugi przegrywo. Franc sie staroł, jak mog, a tera wszyscy na nim psy wiyszajom.

Tak czy inaczyj, radujmy sie dali tym Ełro, bo je czym. Ludziska posjyżdżali sie do nas z cołkij Ełropy i niy poradzom sie nadziwić, że u nos je szfarnie.

Za chwila szpil w Gdańsku, kaj bydom grać Niymce z Grekami. Łobejrzymy, jak bydom sie fiksować. Możno zaś keryś, jak wczoraj CR7, trefi w supek abo w lata. A jak niy bydom poradziyli szczelić tor, to na koniec - elwry, bo tera już keryś musi wygrać.

Przed chwilom pedzieli, że łoba nasze Ślonzoki: Podolski i Klose bydom grali. Byda im kibicowoł. Możno keryś z nich piźnie jako piykno buda po cyntrze z kepki prosto w łokynko. Winszuja im tego.

Za bajtla na placu my tyż zawsze fusbal grali. Jedna buda my mieli piaskownica, a drugo hasiok. Cza boło dować pozor coby ludziom za prawym ausym szybow w łoknach niy poczaskać. Z lewym ausym tyż boł problym, bo bal poradzioł nom wlecieć do Kłodnice. Ciynżko go boło potym chycić, bo do tyj smołowatyj, śmierdzoncyj belowy niy szło wlyź.
Jak sie w końcu bal wyciongło to żodyn niy chcioł potym cyntry na kepka.

Łod czasu do czasu grali my tyż wety z innymi placami.

Jo tu tak fandzola, a tam sie już szpil zaczyno. Musza kończyć.

Łostońcie z Bogiym!

czwartek, 21 czerwca 2012

Sosnowy las

Wyczytałem dziś w bardzo fachowym periodyku następującą rewelację, podawaną za PAP:


Ludzie kochani, przecież coś takiego wie każdy średnio rozgarnięty uczeń kończący podstawówkę. Choć może tak mi się tylko wydaje, bo ja kończyłem tę szkołę kilka lub kilkanaście reform edukacji wstecz.

Mam więc postulat: zamiast wydawać pieniądze podatnika i/lub użytkownika energii elektrycznej na technologie CCS, które powodują między innymi to, że sprawność bloków energetycznych będzie zmniejszana, niech naukowcy zbadają jeszcze, czy podobnie, jak las sosnowy zachowuje się również las świerkowy.


Potem poddajmy badaniom las jodłowy, a gdy badania tu również potwierdzą, iż te drzewa też są "silnymi pochłaniaczami dwutlenku węgla", leśnicy wraz z Ministerstwem Środowiska mogą spróbować dalszych eksperymentów na drzewach liściastych. Proponuję zacząć od buków.


I tu uwaga: badania pochłaniania CO2 przez drzewa liściaste, dobrze jest wykonać oddzielnie w porze letniej, gdy liście są na drzewach i oddzielnie w porze zimowej - bez liści. Jestem pewien, że wyniki badań będą dla naukowców zaskakujące.

Wiem, że to nieprofesjonalne i nie powinienem wyciągać wniosków, zanim eksperymenty naukowe nie zostaną udowodnione, ale gdyby się tak stało, że podobny efekt, jak dla lasu sosnowego, można obserwować również w innych drzewostanach, zamiast topić CO2 w postaci gipsu w morzach, sadźmy po prostu drzewa !!!

Pozdrawiam

wtorek, 19 czerwca 2012

Szczyrk - zdjęcia

Po wczorajszej adoracji nie było zdecydowanych sprzeciwów, by opublikować zdjęcia z naszego wyjazdu do Szczyrku z początku czerwca, który opisywałem TUTAJ.

Proponuję więc drobną dawkę fotografii:

Msza w kaplicy

 Do drogi na Skrzyczne byliśmy profesjonalnie przygotowani - mieliśmy mapę

 
Maszerowaliśmy wytrwale z zacięciem na twarzach

 Nawet idąc na szczyt, były fragmenty z górki (a może właśnie wróciliśmy się po błędnie obranym kierunku ?)

 Doszliśmy - zdjęcie przed schroniskiem na Skrzycznem

Próba znalezienia drogi powrotnej :)

Wieczorne ognisko

Urodzinowy kwiatek

Gramy, śpiewamy i od czasu do czasu "wymieniamy śpiewnik"

Loża specjalna

Podziękowania się należały

Jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć więcej - zapraszam TU lub klikając zdjęcie ze Skrzycznego na lewym marginesie.

Pozdrawiam

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Dzisiejszy chleb

Krótka myśl z dzisiejszej adoracji:

"Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj"

Dzisiaj. Nie martwmy się zbytnio o jutro lub pojutrze. Ufajmy Bożej Opatrzności.





Pozdrawiam

sobota, 16 czerwca 2012

Powrót z Bukaresztu

Wróciłem z Bukaresztu wczoraj w nocy, a właściwie dzisiaj, bo do domu wchodziłem kilka minut po 24:00.

Tym razem leciałem z przesiadką w Monachium.

Jeszcze w Bukareszcie na lotnisku spotkałem rodzinę królewską z jakiejś - sądząc po rysach twarzy - azjatyckiej monarchii.

Nie wierzycie? Mam dowód - zrobiłem telefonem zdjęcie:



Mama z dziećmi leciała także do Monachium i nawet wszyscy siedzieli w samolocie zaraz za mną. Muszę powiedzieć, że dzieciaki były bardzo grzeczne całą drogą.

W samolocie spotkałem mojego pierwszego szefa, który jest teraz na wysokim stanowisku w firmie o ogólnoeuropejskiej pozycji. Nie było szansy pogadać, jedynie uścisnęliśmy sobie dłoń. Miło go było zobaczyć.

W Monachium na lotnisku miałem ok. godziny do przesiadki, z czego połowę zrobiłem dość szybkim krokiem do mojego wyjścia - Gate G46. Niesamowicie wielkie to lotnisko, choć we Frankfurcie podobno jest jeszcze większe. Zrobił się nawet lekki korek autobusów, które z różnych lotów przywoziły pasażerów do terminali.

Gdy wsiadłem do samolotu, słońce już zaszło za horyzontem. Wystartowaliśmy z może 20 min. opóźnieniem, bo jak stwierdził nasz kapitan, nie mamy pozwolenia na start z uwagi na duży ruch powietrzny. Staliśmy w kolejce do pasa startowego.

Zresztą wcześniej lądując w Monachium miałem okazję podziwiać przez okno "lądowanie synchroniczne" - drugi samolot równolegle do nas robił dokładnie to samo co my.

Nigdy chyba nie leciałem jeszcze nocą. W moim oknie po zachodniej stronie, już po tym, gdy słońce się schowało, mogłem obserwować na horyzoncie poświatę z wszystkich kolorów tęczy.

Zanim dolecieliśmy do Pyrzowic, zrobiło się całkiem ciemno. Za to z góry niesamowite wrażenie robi wtedy oświetlona nasza śląska aglomeracja.

Szczęśliwie wylądowaliśmy o 23.05. Po odebraniu bagażu, czekał na mnie umówiony kierowca, który zabrał mnie do domu.

Nie piszę nic o samym spotkaniu w Bukareszcie. Pewnie dlatego, że nie poszło mi najlepiej - dużo stresu i wypadłem raczej kiepsko. Muszę w najbliższym czasie kilka rzeczy sobie przemyśleć.

Tak czy inaczej dobrze być z powrotem w domu.

Pozdrawiam

czwartek, 14 czerwca 2012

Bukareszt

Zapraszam na krótki spacer po Bukareszcie.

Raczej nie są to najważniejsze miejsca w stolicy Rumunii. Trafiłem natomiast dzisiaj tam, gdzie było najbliżej z mojego hotelu i miałem siłę dojść.

Czy ten budynek czegoś nam nie przypomina?

Dom Wolnej Prasy
(wolnej oczywiście od upadku komunistycznego reżimu)

Znacznie niższy i mniejszy, ale moje skojarzenie od razu padło na warszawski Pałac Kultury i Nauki - może to też "dar" naszych komunistycznych "przyjaciół" zza wschodniej granicy?

Jedyna cerkiew, jaką tu dzisiaj zauważyłem:

 
Mânăstirea Caşin - cokolwiek to oznacza

Z pięknym prawosławnym wnętrzem, gdzie chwilę się pomodliłem (po katolicku, bo w obrządku wschodnim nie potrafię).






W Bukareszcie znajduje się jeszcze jeden obiekt jednoznacznie kojarzący się z innym (tym razem nie z Warszawą) europejskim miastem:

Łuk Triumfalny

Wygląda prawie jak w Paryżu. Muszę powiedzieć, że ten monument robi wrażenie. Oczywiście, szczerze mówiąc, do oryginału mu daleko no i ani to Place Charles de Gaulle, ani Avenue des Champs-Élysées, ale też ładnie się prezentuje.

Pewnie jest w Bukareszcie wiele ciekawych miejsc, do których niestety nie mam szans tym razem dotrzeć, ale od czegoś trzeba zacząć.

Pozdrowienia z Rumunii

Business trip

7.00. Siedzę sobie w Balicach na lotnisku. Już po odprawie. Trochę jest to śmieszne, że dorosły facet, przechodząc przez kontrolę, musi wyciągnąć ze spodni pasek. Ale i tak mi się udało, bo nie kazano mi zdejmować butów.
Za chwilę wsiadam do samolotu.

8.00. Lecimy. Siedzę przy oknie. Długi czas po starcie lecieliśmy w chmurach, więc i tak nic nie było widać. Ja bym się na pilota raczej nie nadawał. Gdy jadę autem muszę widzieć, co jest przede mną. On gdy leci, może widzieć jedynie mgłę. Przed chwilą dopiero pojawiło się nad nami błękitne niebo, a pod nami w dziurach chmur czasem widać kawałki Czech. Lecimy, jak podał przed chwilą kapitan, na wysokości 6500 m. Pewnie tak nisko, bo samolot jest mniejszy, taki ze śmigłami - ATR72.

8.40 Wylądowaliśmy we Wiedniu.
Pierwszy raz lecę gdzieś z przesiadką, ale do Bukaresztu nie da się dolecieć z Katowic lub Krakowa bezpośrednio.
Znalazłem mój Gate G27 tyle, że tam pisze, że zmieniono na G36. Za to przy G36 nic o locie do Bukaresztu nie pisze, a zapytana pani, nic nie wie. Robi się ciekawie.

Szczerze mówiąc trochę się stresuję.

Nie powiedziałem dotychczas, że jestem tu sam, ale damy radę.

Ok. Mój błąd. Do Bukaresztu bez zmian. Zmiana dotyczyła lotu do Rostova. :)

10.12 Siedzę w samolocie do Bukaresztu.

11.45 Wylądowaliśmy.

Niespodzianka - godzina przesunęła mi się o 1h do przodu. Jest już 13.30 - dojechałem do hotelu. Było to o tyle łatwe, że czekał na mnie, umówiony przez naszą rumuńską filię, taksówkarz.

Pozdrawiam z Bukaresztu

środa, 13 czerwca 2012

Rzym - Katowice - Bukareszt

Pisałem jakiś czas temu, że być może pojadę służbowo do Rzymu. 

Niestety, w związku z tym, iż termin spotkania pierwotnie był wyznaczony na początek lipca, okazało się, że nie wszystkim pasuje. Kolega z Czech miał już zaplanowany prywatny wyjazd z rodziną. Od razu ja też zameldowałem, że w późniejszych dniach lipca wyjeżdżam na wakacje. W związku z tym szef wyznaczył spotkanie na 15 czerwca w Katowicach. Nawet dobrze - pomyślałem sobie - nie będę musiał nigdzie jeździć. Koledze z Włoch zarezerwowałem (z pomocą sekretarki) hotel. 

I byłoby wszystko dobrze, gdyby nie e-mail, który odebrałem w ostatnią środę przed Bożym Ciałem, z którego treści wynikało, że spotkanie, tak jak było uzgodnione będzie w tym samym dniu, w tych samych godzinach, z tą sama agendą tylko, że ... w Bukareszcie.

Tak więc jutro wcześnie rano startuję do Rumunii. 


Tam jeszcze nie byłem i szczerze mówiąc nawet nie wiem czego się spodziewać.

Mam już lekki reisefieber.

Proszę mi życzyć udanej podróży i powodzenia na miejscu.

Pozdrawiam

wtorek, 12 czerwca 2012

W przerwie meczu

Na dzisiejszy wpis mam raptem 15 min.

Miałem jeszcze do załatwienia pewną sprawę, więc nie widziałem początku meczu Grecja - Czechy. Gdy po rozpoczęciu piłkarskiego spotkania wracałem samochodem do domu, usłyszałem w radio, że już Czesi wygrywają 2:0.

Gdy wszedłem do domu, telewizor niestety był zajęty. Żona ogląda jakiś film z Julią Roberts. Całe szczęście w komputerze mam tuner telewizyjny i mogłem sobie mecz puścić. Trochę mam z jakiegoś powodu obraz mało kolorowy, prawie czarno-biały, ale wszystko widać.
Grekom sędzia bramki nie uznał, więc pierwsza połowa zakończyła się dwupunktową przewagą naszych południowych sąsiadów.

Żeby było sprawiedliwie, kolejny mecz Polska - Rosja będę oglądał na naszym normalnym telewizorze.

Właśnie pokazują na żywo, jak Polacy wchodzą pod hotelem do autobusu.

Oby rosyjscy i polscy kibice zachowywali się rozsądnie i poza drobnymi incydentami, które już miały miejsce, nie doszło do jakichś poważniejszych incydentów. W myśl zasady z poniższego obrazka:

zdjęcie Pana Jakuba Szymczuka

Czy jest możliwe, żebyśmy z Rosją dziś wygrali?

No to jeszcze cytat z "Serca i Rozumu":
- Rozum, no przecież Ci mówię, że dziś kibicujemy Sercem".

O! Już grają dalej. Gooool! - dla Greków.

Pozdrowienia dla wszystkich kibiców (i nie tylko).

niedziela, 10 czerwca 2012

Szymon Hołownia - cz. 3

Pozwolę sobie wrócić jeszcze raz do spotkania z Szymonem Hołownią sprzed dwóch tygodni.


Powiedział piękne zdanie, które gdzieś mi tam w głowie utkwiło. Opowiadając o swoich doświadczeniach spotkań z innymi wyznaniami chrześcijańskimi, pięknie mówił o naszym Kościele Rzymsko-Katolickim. Zwracał uwagę, że tu ma najlepsze narzędzia do wiary, do spotkania z Bogiem, poprzez sakramenty, poprzez całe bogactwo darów, które Kościół nam przekazuje. Stwierdził, że mimo wspaniałych świadectw ludzi innych wyznań, których spotkał, nigdy nie przeszedłby do prawosławnych lub protestantów.

Mniej więcej mówił tak:
"W Kościele Katolickim mam wszystkie potrzebne narzędzia, by wykuwać własną wiarę: młotek i dłuto, a nawet mechaniczną obrabiarkę, frezarkę i wszystko co potrzeba."
A potem dodał: "Podziwiam wielu ludzi innych wyznań, których spotkałem, a którzy pomimo tego, że dysponują jedynie i tylko samym zwykłym młotkiem, potrafili wykuć w sobie więcej świętości, niż ja sam z całym warsztatem, który posiadam."

Moim zdaniem, to piękne słowa, w których potrafił z jednej strony pokazać wartość naszego Kościoła, a jednocześnie wskazał na dobro, które Bóg potrafi zdziałać w każdym środowisku.

Dla mnie takie świadectwo jest dużo bardziej przekonywujące, niż mądre dysputy teologów zajmujących się "zawodowo" ekumenizmem (choć pewnie też potrzebne).

Ja właściwie w swoim życiu nie miałem okazji spotkać zbyt wielu osób innych wyznań. Zawsze jednak podchodziłem do "innowierców" z lekkim dystansem, a może i obawą.

Myślę, że po spotkaniu z Szymonem, udało mi się parę spraw przemyśleć i spojrzeć na mój Kościół nieco szerzej. To było dla mnie ubogacające.

Pozdrawiam